Marki Roccat graczom przedstawiać nie trzeba. Niemiecki producent w ostatnich miesiącach pokazuje się głównie od tej innowacyjnej strony. Jako jedyny szuka ciekawych i nietuzinkowych rozwiązań w swoich produktach, kiedy konkurencja stawia zazwyczaj na klasykę, podnosząc jedynie parametry lub jakość wykonania (albo jedno i drugie). Tym razem postawił na brak kabli w swojej nowej topowej myszy Leadr. I bardzo dobrze na tym wyszedł.
Recenzja Roccat Leadr. To najlepsza mysz bezprzewodowa, jakiej używałem
Roccat Leadr to jeden z nielicznych bezprzewodowych produktów w segmencie akcesoriów gamingowych. Dotąd głównie Razer eksperymentował na tym polu, co wychodziło mu raz lepiej, a raz gorzej. Pozostali zazwyczaj nie wychodzili poza ogólnie przyjęte ramy. I trudno się dziwić, bo desktopowy gracz nie ma zbyt wielu korzyści z braku kabli.
Konstrukcja i ergonomia
Roccat Leadr to właściwie bliźniacza konstrukcja dla innego modelu w portfolio Roccata, myszy Tyon testowanej jakiś czas temu przez Pawła. Podstawowa różnica między nimi sprowadza się do możliwości pracy bezprzewodowej z wykorzystaniem sieci 2,4 GHz. Mysz ma wymiary 129 x 81 x 46 mm i waży 135 gramów. Jest to konstrukcja adresowana do osób praworęcznych. Jej kształt jest idealny pod uchwyt typu palm grip, ale posiadacze większych dłoni z powodzeniem mogą również używać claw grip. Calość wykonano z matowego plastiku, który dobrze dopasowuje się do dłoni. Niestety niewielka ilość antypoślizgowych elementów sprawia, że uchwyt nie jest tak do końca pewny, jakby się tego chciało.
W zestawie otrzymujemy stację dokującą, która ma formę dużej, prostokątnej tabliczki (z podświetlanym logo producenta i pięciostopniowym, święcącym intensywnym niebieskim światłem paskiem informującym o stanie baterii Leadr-a) ustawionej pod kątem ok. 70-75 stopni i wspartej masywną podstawką. Szczerze? Jest ona po prostu za wielka i brzydka. Oczekiwałbym o wiele bardziej subtelnego i nie zajmującego tyle miejsca na biurko rozwiązania.
Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby mysz była mocowana tutaj magnetycznie, a proces ładowania odbywał się bezprzewodowo. Nic z tych rzeczy. Zarówno mysz jak i podstawka mają dwupinowe złącza. Gryzonia mocujemy za ich pomocą na maleńkiej półeczce. Na szczęście nie wiąże się to z żadnymi problemami, jak omykanie czy spadanie urządzenia podczas ładowania. Cała konstrukcja wydaje się być bardzo stabilna – to plus, choć trochę żal, że Roccat nie poszedł na całość. Wówczas taka stacja mogłaby ładować przecież też smartfony!
Stację stawiamy na biurku i podłączamy za pomocą 1,8-metrowego oplecionego kabla do portu USB komputera. Kabelek możemy odczepić i wetknąć do portu w myszce. Wówczas będzie ona działać jak standardowa, przewodowa wersja, a w dodatku naładujemy w ten sposób baterie (to przydatne, bo w razie rozładowania, nie każdy chce/może odstawić gryzonia i czekać, aż akumulator na nowo się napełni. Nie trwa to co prawda długo, bo ok. 2-3 godzin, ale jednak. Szkoda, że w zestawie zabrakło drugiego przewodu - znacznie krótszego. Przydałby się on podczas podłączania myszy do laptopa. Nie użyjemy natomiast żadnego zamiennika, bo wtyczkę skonstruowano w dość specyficzny sposób, stosując dodatkowo zabezpieczenie przed przypadkowym wyrwaniem jej z gniazda. Wszystko to sprawia, że kabelek jest naprawdę ciężko odłączyć.
Sama mysz, jak już wspomniałem, nie jest nową konstrukcją. W sumie znajdziemy tutaj 14 w pełni konfigurowalnych przycisków. Po dwa ulokowano tuż przy PPM i LPM - swoją drogą są one stosunkowo głośne mimo niskiego skoku, ale to jedyny mankament. Trzy znajdziemy też z boku – dwa tuż pod kciukiem, a jeden u podstawy. Tutaj również ulokowano nieczęsto spotykaną dźwignię, której możemy używać do przewijania stron www lub np. przełączania broni. Do tego dodajmy klikalną rolkę przewijania oraz charakterystyczny, mocno wystający przycisk tuż za nią (pióropusz?), który możemy odchylać na boki bez odrywania palców od PPM i LPM. Wszystkie guziki rozlokowano w sposób bardzo przemyślany, za co producentowi należy się duży plus. Bardzo łatwo opanować zastosowany układ, a co istotne, nawet przy długotrwałym użytkowaniu nie czujemy zmęczenia czy, o zgrozo, irytacji.
Na spodzie umieszczono trzy duże teflonowe ślizgacze, które oczywiście, w razie potrzeby możemy wymienić. Niestety w zestawie nie znajdziemy zapasowych. Pomiędzy nimi, w centralnym punkcie znalazł się optyczny sensor Pixart PMW3361. To najlepszy aktualnie dostępny sensor w ofercie Roccata, który miał swoją premierę w styczniu br. Podczas targów CES. Szerzej o nim za chwilę. Na ten moment należy jeszcze wspomnieć o przełączniku zasilania, który ulokowano tuż obok.
Podobnie, jak inne gamingowe produkty Roccata, tak i ten posiada podświetlenie. Zastosowanie znalazły tutaj dwie niezależnie działające diody RGB, które dają nam dostęp do pełnej palety 16 mln barw. Każdy na pewno znajdzie tutaj odpowiadający sobie kolor.
Oprogramowanie i możliwości
Do konfiguracji i zarządzania myszą służy dobrze znane już oprogramowanie Roccat Swarm. Program ten opisywaliśmy już niejednokrotnie przy okazji innych testów produktów tej marki. W przypadku Leadr właściwie nie zmienia się nic. Owszem, dostaliśmy dostęp do kilku dodatkowych funkcji związanych z pracą bezprzewodową oraz oszczędzaniem energii, ale nic ponadto. Jeżeli chcecie więcej przeczytać o Swarm, odsyłam Was do tekstów o klawiaturach Sova i Skeltr lub recenzji myszy Roccat Nyth.
Pisząc o możliwościach myszy, nie można pominąć kwestii baterii. Zastosowanie znalazło tutaj ogniwo o pojemności 1000 mAh. Producent deklaruje, że wystarczy nam ono na 20 godzin. W praktyce nie jest to jednak aż tak długo. Ja ładowałem Leadr co 12-13 godzin. Jak już wspomniałem, nie trwa to długo – dosłownie 2-3 godziny. Wystarczy zatem, że podłączymy stację dokującą do złącza USB, które jest „pod prądem” również po wyłączeniu komputera, a będziemy stale cieszyli się gotowym do pracy i zabawy gryzoniem.
Wydajność i testy
Roccat nazywa zastosowany w Leadr sensor Owl-Eye. W praktyce jest to jednak znany i ceniony Pixart PMW3361DM-T2QU. Jak wypada w testach? Wszystkie przeprowadzałem podczas pracy bezprzewodowej - wyniki testów na kablu znajdziecie w recenzji modelu Tyon.
Akceleracja - Tutaj wyniki są naprawdę dobre, choć nie nazwałbym ich rewelacyjnymi. Sensor lubił gubić lub dodawać piksele, co działo się dość losowo. W każdym razie nie był to poziom precyzji typowy dla najlepszych gryzoni gamingowych.
Interpolacja - Niezależnie od testów, interpolacji nie zaobserwowałem. Roccat Leadr pod tym względem spisuje się znakomicie przy każdej ustawionej rozdzielczości.
Jitter - Tu sytuacja wyglądała podobnie jak w przypadku interpolacji - nie zaobserwowałem żadnych odchyleń od normy, które mogłyby negatywnie wpływać na komfort pracy i zabawy.
Predykcja - Leadr na każdym ustawieniu spisuje się znakomicie, a więc nie zaobserwowałem przyciągania kursora do osi X i Y. Jest świetnie.
Prędkość maksymalna - Tu zastosowany sensor pokazuje swoje pazury i osiąga jedne z najwyższych na rynku prędkości w granicach 10 m/s. Gracze z pewnością to docenią.
Tyle teorii, a co z praktyką? Leadr towarzyszy mi od dobrych kilku tygodni. Muszę przyznać, że nie jest to idealna mysz do FPS. Jej kształt oraz ułożenie klawiszy nie do końca mi tutaj odpowiadały - znacznie lepiej na tym polu spisywały się inne gryzonie, jak np. SteelSeries Rival 700. Leadr nadrabia w innych gatunkach. Sprawdza się obłędnie w strategiach, jest bardzo skuteczny i praktyczny w MOBA i MMO. Doskonale się sprawdzał też w mniej dynamicznych, aczkolwiek wymagających dużej precyzji produkcjach z gatunku TPP i mu podobnych. Ogólnie to naprawdę dobry gryzoń o wielu walorach, aczkolwiek, szukając myszy do FPS, postawiłbym jednak na inny model.
Mnie osobiście urzekł jeszcze ten najbardziej charakterystyczny element, a więc brak kabli. W segmencie gamingowym to żadna nowość, ale dotąd gryzoniom bezprzewodowym dla graczy wiele brakowało (bateria, czułość, parametry, stabilność pracy...). Roccat Leadr pod tym względem spisuje się znakomicie. Nie ukrywam jednak, że nie używałem wszystkich bezprzewodowych myszy gamingowych na rynku - zapewne są zatem modele, które go biją.
Podsumowanie
Roccat Leadr to, moim zdaniem, najlepsza aktualnie dostępna mysz gamingowa na rynku, która pozwala nam pozbyć się kabli. To przy tym produkt bardzo elastyczny, bo producent w dalszym ciągu pozwala nam na pracę przewodową.
Do niewątpliwych plusów tego modelu trzeba zaliczyć fantastyczny sensor optyczny, który bryluje w testach. Co jednak najważniejsze, rozwija on w pełni skrzydła podczas pracy bezprzewodowej. Różnice w wydajności gryzonia podczas pracy na kablu i bez kabla są praktycznie niedostrzegalne dla zwykłego gracza. Trudno powiedzieć, jak to wygląda u profesjonalnych e-sportowców. Skoro jednak firma będąca sponsorem wielu drużyn i aktywnie angażująca się w ten segment wypuszcza na rynek taki produkt, musi być pewna, że sprosta on wymaganiom również zaawansowanych użytkowników. Korzystałem z Leadr przez kilka ostatnich tygodni i jestem przekonany, że tak jest.
Cieniem na to wszystko pada cena. Mysz jest wyceniana na ok. 650 zł, co zdecydowanie wykracza poza budżet zwykłego gracza. Ci bardziej zaawansowani mogą natomiast czuć opory przed zainwestowaniem okrągłej sumki w bezprzewodowy model. Leadr może zatem nie być hitem sprzedażowym. Nie zmienia to jednak faktu, że to fantastyczny produkt – jeden z najlepszych w swojej klasie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu