Recenzja

Recenzja Huawei Matebook X — od takiego sprzętu oczekuję więcej...

Kamil Świtalski
Recenzja Huawei Matebook X — od takiego sprzętu oczekuję więcej...

Są na rynku komputery, które czarują od pierwszego wejrzenia. Matebook X to niewątpliwie jeden z nich. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z czymś lekkim, poręcznym, wygodnym... problem polega jednak na tym, że od urządzenia tej klasy wymagałbym więcej, niż takowe może mi zaoferować.

Matebook X — pierwsze wrażenia

Bardzo podoba mi się to, że już nie tylko Apple stawia w swojej strategii na "pełne doświadczenie" i zamienia nudne, bazarowe, kartony wypchane styropianem na nieco bardziej designerskie rozwiązania. Ostatnio bardzo fajnie z tematu wybrnęło m.in. Lenovo przy Carbon X1, a Huawei też wziął sobie obecne standardy do serca. Także już od otwarcia pudełka jest dobrze. Pod komputerem znalazły się dwa niewielkie kartoniki, w których ukryto kabel zasilający (USB-C) oraz przejściówkę. Bardzo fajnie, że takowa znalazła się standardowo w zestawie — tym bardziej, że oferuje dużo więcej, niż tylko standardowe USB-C -> USB. Ale o tym za chwilę.

Matebook X — jakość i wykonanie

Jestem jednym z tych użytkowników, dla których najważniejszym kompontentem komputera nie jest ekran, a... klawiatura. Owszem, cenię sobie jakość wykonania tego pierwszego, ale to jednak klawiatura jest "miejscem" mojej pracy i korzystam z niej niemalże non-stop. Dlatego nie wchodzą w grę żadne kompromisy pokroju zminiaturyzowanych układów, gdzie trafienie w odpowiedni klawisz graniczy z cudem. Na szczęście Huawei o tym wie i mimo że sprzęt liczy sobie 13", dostaliśmy pełnowymiarową klawiaturę. Skok klawiszy jest niewielki, ale całość działa naprawdę fajnie — choć nie da się ukryć, że nierównomierne podświetlenie aż kłuje po oczach. Szkoda, bo przecież diabeł tkwi w szczegółach.

Gładzik — jak zwykle jestem zawiedziony

Tuż za klawiaturą w hierarchii jest dla mnie gładzik. O ile w przypadku klawiatury doczepić się mogłem wyłącznie do podświetlenia, tak tutaj... cóż — jego działanie pozostawia wiele do życzenia. O tym, żę komputery z Windowsem wciąż mają spory problem z gestami, szczególnie z porównaniem do Macbooków (i mówię tutaj nawet o bardzo leciwych już modelach), wszyscy dobrze wiedzą. Tutaj jednak zdarzało mu się czasem gubić nawet przy kilkukrotnych stuknięciach w panel. Co ciekawe — nie miał większych problemów z wciskaniem gładzika. Szczerze mówiąc, o ile pisanie na Hauwei Matebook X było naprawdę przyjemne, o tyle cała reszta okazywała się dość problematyczną, przez te wszystkie niedociągnięcia.

Estetycznie i... nie do końca idealnie

Wspominałem już, że komputer ten czaruje już od wejścia swoim wyglądem — i coś w tym jest. Choć nie będę zaskoczeni, jeżeli na pierwszy rzut oka pomylicie go z najmniejszym w rodzinie Apple Macbookiem. Szczególnie jego złoty wariant, z którym spędziłem kilka tygodni. Sam sprzęt jest lekki i cichy, a na obudowie poza dwoma portami USB-C (z prawej i lewej strony) znajdziemy wyłącznie wejście słuchawkowe. Szkoda jednak, że tylko umieszczone z lewej strony USB-C pozwala na ładowanie komputera — wypada to... dość marnie.

Matebook X w praktyce

Na co dzień nie korzystam z żadnych wymagających dużego pokładu mocy aplikacji. No chyba, że przeładuję komputer zbyt dużą ilością zakładek w przeglądarce, ale to przecież zdarza się każdemu. No i patrząc na to co drzemało w środku Matebook X (Intel Core i7 7 generacji 7500U (2,7 GHz), dysk SSD o pojemności 512 GB, 8 GB ramu) nie spodziewałem się niczego innego, niż bezproblemowej pracy. I faktycznie — wszystkie zadania które przed nim stawiałem wykonywał bez zająknięcia. Przez cały czas jednak byłem zmartwiony nadmiernym przegrzewaniem się urządzenia. Nie miało znaczenia to, czy uruchamiałem test wydajności, oglądałem Netflixa, uruchamiałem starą grę... czy po prostu korzystałem z notatnika. Komputer po kilkunastu minutach stawał się naprawdę gorący. Od razu też dodam, że na Huawei Matebook X znajdziemy system Windows 10 w wersji, która — na szczęście — nie została przeładowana zbędnym pakietem dodatków.

Obraz

Trzynastocalowy ekran wyróżnia się nie tylko cienką ramką. Zamontowana matryca wyświetla obraz w rozdzielczości 2160 x 1440 i charakteryzuje się wysoką jasnością (350 nitów) oraz współczynnikiem kontrastu. Moduł pokryty jest Corning Gorilla, które — jak zapewniają twórcy — stanowi doskonałą ochronę dla naszego komputera.

Dźwięk

Tutaj czekało na mnie ogromne zaskoczenie. Głośniki w Huawei Matebook X zamieszczone zostały nad klawiaturą, a dumnie reklamowana technologia Dolby Atmos przez twórców komputera... naprawdę brzmi fantastycznie. I mogę z czystym sumieniem przyznać, że to najlepsze wbudowane w przenośny komputer głośniki, z jakimi miałem dotychczas do czynienia.

Bateria — tu powinno być dużo lepiej

Ultrabooki przyzwyczaiły nas do bardzo długiego czasu pracy na baterii. Apple pokazało w swoim ostatnich modelach, jak to powinno wyglądać — i tamtejsze 9-10 godzin dla wielu stało się standardem. Huawei Matebook X przy moim stylu pracy, na baterii wytrzymywał około pięciu — z porywami do sześciu — godzin. Nie uważam, aby był to wynik satysfakcjonujący — i składa się na jeden z największych minusów całego sprzętu, który ze względu na swoją poręczność chętnie brałbym w całodzienną podróż bez konieczności pamiętania o kablu. Na plus jednak warto też wspomnieć o technologii szybkiego ładowania, z której skorzystali twórcy.

Dzięki przejściówce — niczego tu nie brakuje!

Wspomniałem już wyżej, że w pudełku poza komputerem i ładowarką znalazło się także trochę miejsca dla przejściówki. USB-C coraz śmielej wkracza do świata technologii, ale wciąż nie standardem... i prawdopodobnie jeszcze przez dłuższy czas nie będzie. Dlatego niewielka przejściówka z klasycznym USB, VGA, HDMI i... dodatkowym USB-C może okazać się odpowiedzią na te braki. Chętnie widziałbym tam jeszcze odrobinę miejsca dla czytnika kart SD, ale nie można mieć wszystkiego.

Matebook X to fajny komputer, ale...

Bardzo lubię dobrze wykonane komputery. I naprawdę — Huawei Matebook X zauroczył mnie od wejścia. Podobała mi się klawiatura, podobały mi się malutkie ramki na wyświetlaczu, ba — nawet czytnik linii papilarnych umieszczony na przycisku włączania komputera świetnie sprawdza się w akcji i zasługuje na plus. Do tego byłem bardzo pozytywnie zaskoczony jakością dźwięku, jaki oferował komputer — no i mam cichą nadzieję, że wkrótce będzie ona standardem także u innych producentów komputerów. Nie ma co ukrywać, że niezwykle cieszy mnie także obecność przejściówki. Jeżeli wybieramy komputer konkurencji — często musimy liczyć się z dodatkowymi wydatkami w tych kwestiach, bo jednak same wejścia USB-C to dla wszystkich za mało. Niestety — jego urok i cały zestaw niewątpliwych plusów nie są w stanie przyćmić jego gorszych elementów, z których na pierwszy plan wysuwa się fatalny gładzik i bateria, której daleko, do tego, aby nazwać ją satysfakcjonującą. Do tego dochodzi także cały pakiet szczegółów, jak nierównomierne podświetlenie klawiatury, które w sprzęcie tej klasy powinny być dopieszczone. Martwiła mnie też nieustannie gorąca konstrukcja, bo komputer był bardzo rozgrzany właściwie zawsze, gdy pracował przez co najmniej kilkanaście minut.

Huawei Matebook X to komputer wyższej klasy, dlatego też wymagania z mojej strony były również wysokie. Czy im sprostał? Niestety, ale nie. I choć to bardzo fajny sprzęt, na którym naprawdę wygodnie mi się pracowało przez kilka ostatnich tygodni, to jednak za tę kwotę oczekiwałbym czegoś więcej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu