Recenzja

Recenzja Dragon Ball: Xenoverse. Nie jest źle, ale mogło być lepiej

Paweł Winiarski
Recenzja Dragon Ball: Xenoverse. Nie jest źle, ale mogło być lepiej
Reklama

Porównywanie jakiejkolwiek nowej gry z serii Dragon Ball ze świetnymi Tenkaichi 3 czy Budokai 3 nie ma sensu więc odnosić się do tych gier nie będę. N...

Porównywanie jakiejkolwiek nowej gry z serii Dragon Ball ze świetnymi Tenkaichi 3 czy Budokai 3 nie ma sensu więc odnosić się do tych gier nie będę. Nie dostaniemy powtórki z tamtych pozycji i najwyższy czas by wszyscy, łącznie z recenzentami to zrozumieli. Przyszła pora na najnowsze - Dragon Ball : Xernoverse i choć do ideału mu daleko, to bawiłem się całkiem nieźle.

Reklama

Poprzednie gry z uniwersum Dragon Ball mocno wyeksploatowały fabularny aspekt serii o przygodach Goku i jego towarzyszy. Sam byłem bardzo zdziwiony, kiedy twórcy Xenoverse ogłosili swój pomysł na grę. Otóż niejaka Towia, siostra Dabura (ciemnoskóry Książę Ciemności) nie była zbyt zadowolona kiedy Fat Buu zamienił jej brata w ciastko i zjadł na podwieczorek. Wkurzona rusza ze swoim towarzyszem w przeszłość by manipulować wydarzeniami znanymi z mangi i anime Dragon Ball. W konsekwencji zmieniono kluczowe dla świata walki, dając często przeciwnikom Goku dodatkowe „dopałki”, co ostatecznie prowadza do porażek sympatycznego Sajanina. Wszystko to nie podoba się Trunksowi, który również potrafi podróżować w czasie. Powstaje więc specjalna grupa strażników czasu, których zadaniem jest naprawa anomalii. Jednym z takich herosów jest gracz, który tym razem może wcielić się w stworzoną od zera postać.

Zaczynamy wybierając rasę, płeć, kostium, a także takie drobiazgi jak kolor oczy czy kształt nosa. Super sprawa, szczególnie że nigdy wcześniej w grach z serii Dragon Ball nie mogliśmy dołączyć do grona naszych ulubionych bohaterów. A przy okazji być w ich oczach herosem ratującym sytuację. Strasznie podobały mi się motywy, kiedy wrogowie widząc mnie pierwszy raz wyśmiewali moją obecność, po czym dostawali srogi łomot, a ja znikałem. Piękna sprawa i fajna nowość w serii. Choć oczywiście można również grać znanymi i lubianymi bohaterami. Szkoda tylko, że jest ich tak mało. Będą DLC, jestem tego pewien.

Poza głównym wątkiem fabularnym, drugą najmocniejszą cechą Xenoverse są zadanie poboczne, zwane Parallel Quests - można w nie grać online jak i offline. Jest ich łącznie pięćdziesiąt, a z każdym kolejnym wzrasta poziom trudności. Świetnie wkomponowano je w główny wątek fabularny. Przypomnimy w nich sobie najlepsze walki z serii Dragon Ball Z i zmierzymy się z największymi bydlakami, którzy mieli czelność rzucić rękawicę bohaterom serii.

Warto dodać, że w Dragon Ball: Xenoverse można grać z komputerowymi towarzyszami, jak i w kooperacji z żywymi graczami. Nadaje to starciom więcej dynamiki, a i odrobina strategicznego podejścia do pojedynku nie zaszkodzi. Szczególnie, że często mimo posiadania bohatera na całkiem niezłym poziomie, niektóre walki są naprawdę trudne. Sam zapamiętam starcie z Freezerem w finalnej formie.

System walki

Nie jest to najbardziej rozbudowany system walki z jakim miałem styczność w serii gier z uniwersum Dragon Ball. Kiedy już opanujecie podstawowe zasady gry i zbudujecie najlepszy build, ograniczycie wymyślne kombinacje do minimum, starając się atakować najmocniejszymi zestawami. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale moim zdaniem system jest zbyt płytki i już po kilku godzinach wkradała się do zabawy nuda. Cztery specjalne ataki i niezbyt porywające kombinacje ciosów zwyczajnie się po jakimś czasie nudzą. Podoba mi się natomiast podejście ala MMO RPG, choć zrobiono to trochę po łebkach. Dodatkowe przedmioty i umiejętności naszego bohatera można kupować w specjalnych sklepikach, ale do tego potrzebne jest doświadczenie, które trzeba zdobywać walcząc. Fajna motywacja do spędzenie z Xenoverse dłuższej chwili. Szczególnie, że nie jest to niepotrzebny dodatek - często byłem po prostu zbyt słaby na walkę w konkretnej misji i musiałem trochę pogrindować, żeby móc stawić czoło adwersarzom.

Do systemu walki mam dwa podstawowe zarzuty. Wystrzelenie wroga w powietrze powinno nieść frajdę, a nie frustrację kiedy nie możemy go potem trafić ponownie. Podobnie jak wysyłanie wrogów na glebę. Trzeba czekać, aż przeciwnik wstanie, by sprzedać mu kolejne siarczyste smocze kombo. No błagam Was, to powinien być moment frajdy z dokańczania akcji, a nie test na cierpliwość.

Ostatnimi czasy największą bolączką w grach z serii Dragon Ball była wariująca kamera. Dodam, że to gra w której dużo się dzieje, pojawia się kilku przeciwników jednocześnie - Xenoverse radzi sobie z tymi problemami lepiej niż poprzednie odsłony - ale wciąż nie ma rewelacji. Jest zdecydowanie lepiej niż w fatalnym pod tym względem Battle of Z, ale kamera wciąż potrafi nieźle zaszaleć, nawet kiedy zamykamy widok na konkretnym celu. Uniemożliwia to wtedy komfortową rozgrywkę, wprowadzając do zabawy niepotrzebny i irytujący chaos.

Reklama

Dużą część gry spędzicie w mieście Toki-Toki, stanowiącym bazę naszych towarzyszy walczących z anomaliami czasowymi. Szkoda, że jest tam tak pusto, bo rozmowy z poszczególnymi bohaterami są fajne i żałuję, że nie pociągnięto tego tematu w lepszy sposób. Są sklepiki, są miejsca które warto odwiedzać by otrzymać dostęp do dodatkowych misji czy turniejów. Ale - drodzy twórcy - więcej życia. Idzie tam się czasem zanudzić na śmierć, szczególnie biegając bezsensownie z miejsca na miejsce.

Trochę poprzednia generacja

Mówi się, że Dragon Ball: Xenoverse cieszył się przed premierą dużą popularnością. Jest to pierwszy DB, jaki pojawił się na PS4 i X1 (choć gra trafiła również na PS3, X360 i PC), gracze uwierzyli więc, że będą mieć styczność z przeskokiem Dragon Ball na nową generację. 1080p i 30 płynne (choć niestałe) 30 klatek animacji na sekundę to nie jest nowa generacja. Szczególnie w kontekście aren, na których niewiele można zniszczyć. Gdzie więc poszła moc obecnych konsol? Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest brzydka gra, ale po szumnych zapowiedziach nowej jakości, tej jakości po prostu nie widać. Muzycznie jest bez zarzutu, choć poza intrem niewiele już z dźwięków Dragon Ball: Xenoverse pamiętam. Początkowo grałem z japońskimi głosami, starając się czytać angielskie podpisy, ale w ogniu walki nie było to zbyt łatwe. Tak więc nie polecam tego stylu zabawy.

Reklama

Werdykt

Tragedii nie ma. To najlepsze podsumowanie Dragon Ball: Xenoverse. Z jednej strony fajna, oryginalna historia, dzięki której spojrzymy na opowieści z uniwersum DB z trochę innej perspektywy. Z drugiej bezsensowny pomysł na ciągłe podłączenie do sieci, niedopracowane elementy MMO RPG i całkiem fajny, choć zdecydowanie za płytki system walki. Dragon Ball: Xenoverse to średniak, którego docenią w zasadzie tylko fani mangi i anime Dragon Ball. Studiu Dimps udało się zrobić lepszą grę niż Dragon Ball Z: Battle of Z, ale to zadanie nie było trudne. Jednak nie na tyle dobrą, by zadowolić graczy. Ja bawiłem się całkiem nieźle, ale głównie ze względu na sentyment do anime, przy którym spędziłem pół szkoły średniej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama