Recenzja

Recenzja Destiny 2: Shadowkeep. To prawie jak druga premiera Destiny 2

Tomasz Popielarczyk
Recenzja Destiny 2: Shadowkeep. To prawie jak druga premiera Destiny 2
0

Premiera Shadowkeep to wielkie wydarzenie dla fanów Destiny 2. Gra jak i całe studio stały się bowiem właśnie niezależne i uwolniły spod ramienia wielkiego koncernu, jakim jest Activision. Czy wyszło to im na dobre? Jaką grą jest Destiny 2 wraz z dodatkiem Twierdza Cieni?

Twierdza Cieni nie jest tak dużym dodatkiem, jak wydani we wrześniu 2018 Porzuceni. Dla Destiny 2 odgrywa jednak niebagatelną rolę, bo wraz z nim gra przechodzi na model free-to-play oraz przenosi się z platformy battle.net na Steama. Za darmo gracze mogą uzyskać dostęp do ogromu zawartości – praktycznie wszystkiego z roku pierwszego. Jedynie treści z Porzuconych i Shadowkeep pozostają w dalszym ciągu płatne.

Skupmy się jednak na samym dodatku. Wprowadza on przede wszystkim nową lokalizację – księżyc. A wraz z nim otrzymujemy dostęp do nowej kampanii. Jest ona rozczarowująco krótka (ok. 4-5h) i stanowi zaledwie wprowadzenie do tego, co w świecie gry będzie się rozgrywało w nadchodzących sezonach.

Tutaj warto to rozwinąć. Sezony nie są niczym nowym w Destiny 2. Teraz ich charakter ulega zmianie. Każdy sezon przyniesie bowiem ze sobą inną sezonową aktywność. W każdym będziemy mogli uzyskać też unikatowe przedmioty i uzbrojenie. Co sezon będziemy też zdobywali nagrody za wskakiwanie na nowe poziomy. I tutaj pojawia się kolejna nowość, bo twórcy wprowadzili znany z innych gier free-to-play system battlepass. Posiadacze przepustki sezonowej otrzymają dodatkowe nagrody za każdy poziom. Co istotne zarówno posiadający battlepass jak i ci bez będą mogli odblokować te same nagrody. Po prostu druga z grup graczy otrzyma je później. Uczciwe.

A skoro o poziomach mowa, warto też wspomnieć o innej nowości wprowadzonej w mechanice gry – artefakcie sezonowym. To specjalny przedmiot, który wraz z kolejnymi poziomami podnosi światło naszej postaci o 1 punkt oraz odblokowuje nowe, specjalne modyfikacje dla broni i pancerzy. Artefakt będzie co sezon resetowany, więc to bonusowe światło stracimy i zaczniemy zabawę od nowa, odblokowując zapewne też inne modyfikacje. To naprawdę interesująca nowość, bo praktycznie zdejmuje ona ograniczenie, jeśli chodzi o światło naszej postaci. Gracze mogą spokojnie przekroczyć maksymalne 960 punktów z ekwipunku, dobijając do tysiąca albo i dalej. Tylko czy farmienie ma tutaj sens, biorąc pod uwagę reset co 3 miesiące?

Na tym nowości nie koniec, bo przebudowano też całkowicie system pancerzy, wprowadzając modyfikacje dające perki. Jednak aby je zaaplikować, musimy rozwinąć nasz pancerz na określony poziom. Ograniczeniem jest też to, że pancerze mają przypisany żywioł i obsługują tylko modyfikacje tego samego żywiołu. Stwarza to dość pokaźne pole do popisu, a przede wszystkim w końcu pozwala nam stworzyć wymarzony pancerz. Same pancerze cechują się teraz dodatkowymi współczynnikami wpływającymi na czas odnawiania poszczególnych umiejętności postaci.

Uff… dużo tego. A ciągle nie wspomniałem o nowej lokalizacji, którą jest dobrze znany z pierwszego Destiny księżyc. Twórcy uprawiają tutaj trochę recykling treści, co dotyczy nie tylko samej lokacji jak i nowych przedmiotów. Ale nie można im odmówić ogromu pracy, jaki włożyli w to, by odświeżyć i rozbudować to miejsce o nowe elementy. Zresztą widać to było doskonale na przedpremierowych trailerach. Księżyc w Destiny 2 to zresztą też ogromne podziemia, utracone sektory i oczywiście tytułowa, budząca grozę twierdza cieni. Jest co zwiedzać.

Niestety księżyc nie przynosi żadnych szczególnie oryginalnych nowych aktywności. Publiczne wydarzenia tutaj są niemal żywcem wyjęte z innych planet. Utracone sektory też raczej niczym nowym nie zaskakują. Pewnym urozmaiceniem jest ołtarz, na którym w zamian za zbierane esencje możemy odblokowywać specjalne uzbrojenie. Ale to ciągle niewiele.

Niewiele dobrego można też napisać o pierwszej aktywności sezonowej – Inwazji Weksów. Właściwie wpisuje się ona mocno w dotychczasowe schematy. Przechodzimy od lokacji do lokacji i wybijamy hordę przeciwników. Na końcu zaś czeka na nas boss, któremu najpierw trzeba za pomocą kryształów zlikwidować osłonę, żeby uruchomić fazę zadawania obrażeń. Ziew. Bungie mogłoby się wykazać tu większą kreatywnością.

Shadowkeep nie jest idealnym dodatkiem, ale trudno tego oczekiwać, biorąc pod uwagę niemałe trzęsienie ziemi, z jakim musiało się uporać studio podczas tej premiery. Nie działające serwery pierwszego dnia wydają się być tutaj najmniejszym problemem. Mam wrażenie, że Twierdza Cieni to swoiste preludium do tego, co dostaniemy dopiero w nadchodzących miesiącach. Plany twórców są ambitne, kontakt ze społecznością naprawdę dobry, a brak wielkiego, cisnącego na monetyzajcę koncernu może wyjść tej grze tylko na dobre. Oby tak też się stało!

Ocena: 7/10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu