Felietony

Raporty raportami, a Dell szykuje nam sporą niespodziankę

Maciej Sikorski
Raporty raportami, a Dell szykuje nam sporą niespodziankę
Reklama

Ubiegły tydzień przyniósł sporo ciekawych informacji z branży (mowa głównie o raportach finansowych wielkich świata IT) i do kąta trafił temat dotyczą...

Ubiegły tydzień przyniósł sporo ciekawych informacji z branży (mowa głównie o raportach finansowych wielkich świata IT) i do kąta trafił temat dotyczący firmy Dell i ewentualnych zmian, jakie mogą dotknąć korporację. Jeden z największych producentów komputerów miałby wyjść z giełdy, by usprawnić swoje działania i uniezależnić się od nacisków akcjonariuszy. Takie przedsięwzięcie wymaga wielkich nakładów finansowych, ale chętnych do realizacji tego projektu ponoć nie brakuje – wspomina się m.in. o Microsofcie.

Reklama

W połowie stycznia, gdy pogłoska na temat wyjścia Della z giełdy zaczęła nabierać rozpędu, wspominano o dwóch podmiotach, które miałyby wesprzeć ten proces swoimi pieniędzmi: TPG Capital oraz Silver Lake Partners. Jednocześnie zwracano uwagę na to, że oba fundusze inwestycyjne mogą sobie nie poradzić z tak dużym przejęciem (na wycofanie firmy potrzebowaliby prawdopodobnie ponad 20 mld dolarów). Zaczęły się więc pojawiać plotki, w których "dorzucano" nowych inwestorów – banki, fundusze emerytalne, a także firmy z branży (w tym samego Della). Środki na transakcję miałby również wyłożyć Michael Dell, który w chwili obecnej posiada w swym portfelu kilkanaście procent udziałów w korporacji. Nie ulega wątpliwości, że sporo emocji wzbudziło dodanie do tego grona Microsoftu.

Korporacja z Redmond miałaby zainwestować w całe przedsięwzięcie do 3 mld dolarów i w zależności od wyasygnowanych środków przejęliby od kilku do kilkunastu procent Della. Największy na świecie producent oprogramowania posiada odpowiednie środki i w przeszłości pokazali już, że nie boi się inwestować w firmy z tego sektora. Pojawia się jednak pytanie, dlaczego producent komputerów miałby wyjść z giełdy? Michael Dell snuje plany tego typu ponoć już od kilku lat i w końcu jest bliski ich realizacji. Chce w ten sposób pomóc swojej firmie, która ostatnimi czasy nie radzi sobie najlepiej.


Dell uważa, iż obecna kapitalizacja firmy nie odpowiada jej faktycznej wartości. W ciągu zaledwie kilku kwartałów cena ich papierów wartościowych spadła o 30% (a bywały momenty, gdy poważnie przekraczano tę wartość). Powodów tych spadków jest przynajmniej kilka. Jakiś czas temu pisałem o tym, że korporacja ostatecznie zrezygnowała z walki o rynek smartfonów. Nie można oczywiście zakładać, iż takie decyzje doprowadzą do marginalizacji Della jako producenta urządzeń, które będą stopniowo wypierane przez sprzęt mobilny (mobilny w teorii), ale trzeba zgodzić się z twierdzeniem, że firma zamyka sobie drogę do bardzo perspektywicznego rynku. Posunięcia tego typu raczej nie wywołują euforii wśród akcjonariuszy i potencjalnych inwestorów.

Podobnie jest zresztą z utratą rynkowych udziałów. Jeszcze w połowie poprzedniej dekady Dell był liderem na rynku komputerów. Potem zdetronizowała go firma Hewlett-Packard. To był policzek, ale wymierzony przez "swoich" – nadal karty w biznesie rozdawali amerykańscy producenci sprzętu. Początek bieżącej dekady przyniósł jednak kolejne zmiany – na pierwsze miejsce wśród producentów komputerów wdrapało się w końcu Lenovo. Coraz więcej urządzeń sprzedawały też pozostałe azjatyckie korporacje. Rynek komputerów osobistych przestaje rosnąć i konkurencja w tym segmencie staje się coraz bardziej zażarta. Aby lepiej to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na zeszłoroczne wyniki finansowe Della.

Drugi kwartał roku finansowego 2013 przyniósł firmie dochody na poziomie 14,5 mld dolarów, czyli o 8% mniejsze, niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Zysk skurczył się aż o 18% do ponad 730 mln dolarów. Na dobrą sprawę, spadały praktycznie wszystkie wskaźniki: było mniej zamówień od klientów korporacyjnych i indywidualnych, zmalała liczba komputerów sprzedanych państwowym instytucjom oraz małym i średnim przedsiębiorstwom. W kolejnym kwartale wyglądało to podobnie: przychody firmy skurczyły się rok do roku o 11%, a zyski blisko o połowę (spadek z 893 mln w III kwartale roku finansowego 2012 do 475 mln dolarów w III kwartale roku finansowego 2013). Niewiele wskazuje na to, by ta tendencja miała się nagle w magiczny sposób odwrócić.

Przeprowadzenie poważnych zmian w firmie wydaje się jedynym rozsądnym rozwiązaniem, które może pomóc temu producentowi. Korporacja zamierza ponoć zmienić swą strategię i skupić się bardziej na świadczeniu usług w branży IT niż na produkcji komputerów. Aby jednak przeprowadzić restrukturyzację całego biznesu potrzebny jest sprawnie działający proces decyzyjny i w miarę duża swoboda działania. A tych nie gwarantuje obecność na giełdzie, na której akcjonariusze domagają się przede wszystkim zysków i udanej rywalizacji z konkurencją.

Wydaje się, że czas na podjęcie radykalnych działań jest odpowiedni – kapitalizacja firmy spadła na tyle, iż wykupienie akcji stało się realne (plotki dotyczące wyjścia Della z giełdy szybko doprowadziły oczywiście do wzrostu ceny papierów wartościowych o kilkanaście procent). Pojawiają się jednak zasadne pytania dotyczące tego, czy firmie uda się znaleźć inwestorów i jak miałaby wyglądać współpraca przyszłych właścicieli Della. Im więcej firm zostanie zaangażowanych w cały projekt, tym trudniej będzie sterować korporacją. Trudno także przypuszczać, by inwestorzy pozostawili panu Dellowi wolną rękę w podejmowaniu kluczowych decyzji i z pokorą przyjmowali wszystkie jego pomysły.

Reklama


Interesującą kwestią jest również udział Microsoftu w całym przedsięwzięciu. Media chyba przeceniają rolę korporacji z Redmond w wycofaniu Della z giełdy. Firma zarządzana przez Steve’a Ballmera wyłożyłaby na ten cel zaledwie kilka miliardów dolarów (o ile w ogóle do tego dojdzie), a to dawałoby im pakiet kilku – kilkunastu procent udziałów w amerykańskiej korporacji. Microsoft zapewne traktuje tę inwestycję jako sposób na pomnożenie swoich środków finansowych, a nie klucz do zmiany własnej strategii.

Reklama

Pojawiły się już głos, z których wynika, że Dell stałby się nagle uprzywilejowanym partnerem Microsoftu, na czym mieliby stracić pozostali producenci sprzętu. Skoro gigant z Redmond zdecydował się już na wypuszczenie własnych tabletów, to czemu nie miałby produkować całej gamy produktów, wykorzystując do tego celu "przejętego" Della? Wystarczy spojrzeć na poczynania Microsoftu w zakresie promocji i sprzedaży tabletu Surface, by dojść do wniosku, że na podbiciu segmentu sprzętowego chyba im nie zależy. Trudno stwierdzić czy to efekt nacisków ze strony producentów, ale fakty są takie, że na dzień dzisiejszy nie muszą się oni bać o to, iż nagle zostaną wyeliminowani, a Microsoft stanie się panem i władcą całej galaktyki.

Google zainwestowało kilkanaście miliardów dolarów w Motorolę Mobility i do tej pory nie ziścił się scenariusz, w którym korporacja z Mountain View zamyka się na innych producentów i tworzy hermetyczny ekosystem. Być może taki plan faktycznie rozwija się w umysłach decydentów Google, ale jego realizacja to dość złożona i odległa kwestia. W przypadku Microsoftu taki scenariusz wydaje się jeszcze mniej prawdopodobny i możliwy. Wystarczy spojrzeć na ich sojusz z Nokią: Microsoft do tej pory nie zdecydował się na przejęcie fińskiej firmy, a przy okazji nie wyróżnia zbytnio smartfonów Lumia, czego spodziewała się spora część obserwatorów tego rynku.

Po ewentualnym przejęciu Della, Microsoft nie pokazałby nagle języka innym producentom, bo sam by na tym stracił. Jest jednak wielce prawdopodobne, że zmiany w Dellu, do których może dojść po wycofaniu firmy z giełdy, przysłużą się tej korporacji i sprawią, że stanie się ona mniejsza, ale jednocześnie zacznie przynosić większe zyski. A to przecież pozytywnie wpłynie na portfele inwestorów. Chyba nie ma sensu doszukiwać się w całym tym projekcie drugiego dna – pozostaje jedynie czekać na ewentualne decyzje w tej kwestii, bo zapowiadają się ciekawie.

Źródła zdjęć: csmonitor.com, nbr.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama