Nie zawsze to, co w teorii smart, jest rewolucyjne i przydatne. Oto zestawienie gadżetów, które okazały się niewypałem.
Czasem mam wrażenie, że producenci urządzeń spotkali się kiedyś na jednej sesji sesje mentoringowej, gdzie zdradzono im prawdę prostą, acz fundamentalną – weź produkt, który od lat świetnie radzi sobie bez elektroniki, dodaj do niego smart, połącz z aplikacją i sprzedaj 3 razy drożej. Jak usłyszeli, tak zrobili, choć efekty tego trendu nie zawsze sprawdzają się w rzeczywistości tak dobrze, jak na papierze. Oto więc lista 10 gadżetów, które miały być inteligentne, ale od nich bardziej smart to będziecie Wy, jeśli nigdy ich nie kupicie.
HidrateSpark
Przyznam, że nigdy nie rozumiałem idei aplikacji/urządzeń do przypominania o… piciu wody. No bo wiecie – gdyby istniał tylko jakiś naturalny sposób, dzięki któremu organizm mógłby informować nas o potrzebie nawodnienia, na przykład… hmm, pragnienie? Przez ponad 25 lat życia nigdy nie odczułem potrzeby wspomagania się w tym procesie dodatkowymi narzędziami, ale może robię coś źle i zamiast słuchać swojego organizmu, powinienem skorzystać ze smart butelki.
HidrateSpark to inteligentna butelka na wodę, która łączy się z aplikacją Zdrowie od Apple i na podstawie informacji o aktywności ruchowej powiadamia użytkownika, że czas się nawodnić. Czujnik w kształcie krążka śledzi ilość wypijanej wody i zapisuje dane w apce HidrateSpark, a kolorowe światełka LED przypominają o kolejnym łyku. Butelka jest kompatybilna z iOS 12 lub nowszym i utrzymuje niską temperaturę płynów do 24 godzin. Za taką przyjemność trzeba zapłacić aż 449 zł! To ja już chyba wolę w tej cenie kupić zwykły bidon i kilka zgrzewek wody mineralnej…
Dyson AirZone
Jeśli chcecie wyjść na ulicę i przyciągać wzrok wszystkich przechodniów to Dyson AirZone będzie idealnym wyborem. Bo choć połączenie słuchawek i oczyszczacza powietrza brzmi w teorii świetnie, to efekty tej fuzji wcale nie sprawdzają się tak dobrze i nie mówię tu tylko o kwestiach wizualnych.
Dyson AirZone był wielokrotnie krytykowany za słabą jakość filtrów powietrza, które po prostu nie radzą sobie z zanieczyszczeniami. Poza tym wyglądają jak żywcem wyjęte z planu filmowego Mad Maxa lub innej dystopijnej sagi sci-fi, a ich jedyną zaletą są same słuchawki z ANC, sprawujące się rzekomo całkiem nieźle. Czy ten absurd wart jest 949 dolarów? Śmiem wątpić.
Apple Smart Wallet
W 2014 roku zaprezentowało Apple Pay, a rok później zmodernizowaną aplikację Wallet, by użytkownicy sprzętów z nagryzionym jabłkiem mogli raz na zawsze zapomnieć o noszeniu portfela i trzymać zdigitalizowane wersje kart płatniczych i dokumentów w smartfonie. Tylko po to, by w 2020 wciskać nam absurdalnie drogi i przeczący temu założeniu portfel z MagSafe, który mieści… maksymalnie 3 karty.
W zasadzie ciężko to nazwać portfelem – to kawałek plastiku powłóczony skórą z magnetyczna przyssawką na pleckach, na siłę rozwijający ideę akcesoriów MagSafe. Oprócz ogólnej bezsensowności portfel miał też problem z odczepianiem przy wkładaniu do spodni przez wadzenie o materiał kieszeni, a do wyjęcia karty trzeba było odpiąć go od telefonu. Dopiero w 2021 roku Apple dodało do niego opcję lokalizacji przy pomocy sieci FindMy, dzięki w teorii łatwiej go znaleźć po zgubieniu, ale to wciąż zbyt mało, by rozważać wydanie na niego aż 349 zł.
Snapchat Spectacles
Czy mamy na sali kogoś, kto korzysta jeszcze ze Snapchata? Nie? Tak myślałem, bo aplikacja z sympatycznym duszkiem ma już lata świetności za sobą, ale jeszcze do niedawna hype na robienie snapów był tak duży, że firma zdecydowała się na wypuszczenie własnych smart okularów. Ujawnienie tego sprzętu było wielkim wydarzeniem – do korzystania zaproszono influencerów oraz znane gwiazdy internetu i… w sumie na tej grupie się skończyło.
Okulary Spectacles pozwalają na rejestrowanie materiałów foto/wideo i doczekały się nawet 3 generacji, choć początkowo miał być to produkt premium z ograniczoną dostępnością. Ograniczona okazała się natomiast ich użyteczność, a i chętnych do zakupu było niewielu. Okulary sprzedały się słabo i stały się symbolem przemijającej sławy Snapchata i definicją nietrafionych pomysłów.
HushMe
Wspomniałem, że Dyson AirZone wygląda głupio, ale przynajmniej w teorii ma sensowne zastosowanie. Tymczasem HushMe to inteligenta zatyczka do ust, która już w samym założeniu budzi uśmiech politowania. Powstała dla osób, które działają w otwartych przestrzeniach biurowych, lub trudniących się telepracą. Głównym założeniem jest bowiem zachowanie prywatności komunikacji, bo nietypowa maska ma tłumić głosy wydostające się na zewnątrz.
To, że wygląda jak ludzka obroża to jedno, ale z recenzji wynika też, że maska potrafi zniekształcać głos użytkownika i powodować dyskomfort przy dłużysz czasie pracy. Może więc nie wygląda szczególnie dobrze, ale za to działa jeszcze gorzej!
HapiFork
W jaki sposób widelec może być smart? Już tłumaczę. Źle pogryzione jedzenie, konsumowane w biegu i pośpiechu to duży problem dla żołądka. HAPIFork nie tylko mierzy czas jedzenia, zliczając każdy kęs, ale też informuje sygnałami wibracyjnymi, że użytkownik pałaszuje posiłek zbyt gwałtownie. Informacje zapisywane są w urządzeniu, które możemy następnie podłączyć do komputera i przesłać do aplikacji Hapilabs.
Sęk w tym, że jest to jedno z tych urządzeń, które nie potrzebują „usmartowienia”, będąc typowym przykładem przerostu formy nad treścią. Umarł śmiercią naturalną, choć producent próbował reanimować go aktualizacjami i nowymi wariantami. Do tej pory nikt z gigantów branży tech nie pokusił się o stworzenie konkurencji dla HapiFork, a to wiele mówi o zapotrzebowaniu na inteligentne sztućce.
L’Oreal Smart Brush
Nie regulujcie odbiorników – smart szczotka do włosów naprawdę istnieje. Marka L’Oreal bardzo chce zapisać się w historii jako technologiczny innowator branży beauty i w swoim portfolio ma kilka ciekawych gadżetów, takich jak zrobotyzowany aplikator makijażu, ale początki te podróży były dość… niefortunne. Jednym z pierwszych inteligentnych urządzeń francuskiego producenta kosmetyków była szczotka łącząca się ze smartfonem.
Powstała we współpracy z Withings i miała na celu zbieranie danych odnośnie szczotkowania włosów. Wbudowany mikrofon zbierał „dźwięki czesania” (jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało) identyfikując wzorce ruchu, a ogniwa obciążnikowe mierzą siłę nacisku, ostrzegając użytkownika przed potencjalną możliwością uszkodzenia włosów. Dodatkowo posiada wbudowane czujniki sprawdzające suchość i splątanie, co w założeniu miało zapewnić profesjonalne usługi fryzjerskie bez wychodzenia z domu. Produkt nigdy nie przebił się jednak do powszechnego użytku i dziś jest uznany za jeden z najgłupszych pomysłów na wprowadzenie produktów codziennego użytku do świata urządzeń smart.
Belty
Belty debiutowało na rynku 6 lat temu w czasach, gdy powerbanki były już na tyle smukłe i kompaktowe, by zmieścić się w kieszeni marynarki i na tyle pojemne, by wielokrotnie naładować topowy smartfon. Co więc przyświecało twórcom paska do spodni, z wbudowanym bankiem energii? Trudno powiedzieć, bo nie dość, że wygląda pokracznie, to jeszcze jego użyteczność pozostawia wiele do życzenia.
Zaledwie 2000 mAh i pojedynczy port USB-C w najlepszym wypadku ocucą rozładowane urządzenie, ale będziecie musieli w konsekwencji znosić dziwne spojrzenie ludzi, patrzących jak wkładasz kabel pod koszulkę i podłączasz do paska. Mało absurdu? Cóż, dodam jeszcze, że producent ostrzega przed nagrzewaniem się paska podczas ładowania, ale zastrzega przy tym, że urządzenie jest bezpieczne. Powodzenia z kontrolą na lotniskach…
Magic Cube
Pisanie na laserowej klawiaturze – gdybym znów miał 8 lat i oglądał film sci-fi kategorii B, to zapewne pomyślałbym „wow”. Sęk w tym, że na rynku jest tak wiele dobrych klawiatur o różnym przeznaczeniu i możliwościach personalizacji, że perspektywa stukania w goły blat biurka wydaje się irracjonalna. Microsoft widział w tym jednak przyszłość i we współpracy z firmami Canesta i Celloun stworzył laserowy projektor o chwytliwej nazwie Magic Cube.
Niewielka kostka działała na zasadzie EPT (Electronic Perception Technology), czyli niskobudżetowej technologii obrazowania, pozwalającego tworzyć mapy otoczenia, reagujące na ruch użytkownika. Jednym z pierwszych zastosowań tego rozwiązania są właśnie laserowe klawiatury, które przewidują kliknięty klawisz i przy pomocy Bluetooth przesyłają informacje do głównego urządzenia. „Przewidują” to słowo klucz, bo Magic Cube daleki jest od precyzji i w praktyce ciężko było sklecić przy jego pomocy sensowne zdanie.
Laserowa klawiatura oprócz tego, że z ergonomią pracy nie miała nic wspólnego, to jeszcze mogła uszkodzić wzrok, o czym informował producent w oficjalnych dokumentach.
Pepe Pet Dryer
Na koniec produkt głupi nie tyle technicznie, co wizualnie. Oto przed wami kompaktowa suszarka do zwierząt – pupile wyglądają w niej jak uwięzione w małym piekarniku.
Posiadacze czworonogów wiedzą doskonale, że spacer w deszczu to mnóstwo problemów, mokrych plam i bałaganu w mieszkaniu. Ręcznik? Zbyt oldskulowo. Suszarka do włosów? Zbyt wolno i można przez nieuwagę zwierzę poparzyć. Z pomocą przychodzi Pepe Pet Dryer, czyli „bezpieczna” komora do suszenia psów i kotów.
Urządzenie pozwala dobrać siłę i temperaturę suszenia, chroniąc pyszczek zwierzaka, bo ten powinien pozostać wilgotny. Problem w tym, że wiąże się to z zamknięciem pupila w malutkiej i hałaśliwej klatce nawet na 25 minut! To może okazać się dla niego bardzo dużym stresem, nawet pomimo zapewnień producenta o rzekomym komforcie. Tę małą maszynkę do tortur wyceniono na niespełna 3 tysiące złotych – dla porównania dodam, że koszt profesjonalnego mycia i suszenia u groomera to koszt od 150 do 250 zł. Twój pies jeszcze Ci za to podziękuje.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu