Gry

Radocha z grania w gry powróciła

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Doskonale pamiętam dni, w które przez spędzałem całe godziny przed komputerem starając się dokończyć tylko jeszcze jedną misję, zanim będę mógł z pełną satysfakcją wyłączyć grę i wstać od biurka. Kiedy to było? Lata temu. Jakie tytuły? Dla część z Was to zapewne gry z "poprzedniej epoki".

Mowa o takich klasykach jak GTA Vice City, Mafia czy Max Payne i kolejne odsłony FIFY. Każda z nich potrafiła mnie przyciągnąć na wiele, wiele godzin i z ogromną ochotą powracałem do nich nawet po ukończeniu wątku fabularnego. Za pomocą kodów wczytywałem ulubione misje lub rozprawiałem się z przeciwnikami na różne sposoby sprawdzając czy i jakie błędy mogą się pojawić. Z czym jeszcze kojarzę ten okres? Kilkudziesięciominutową instalacją gier z (wielu) płyt CD, a później DVD. Zakup czytnika tych drugich też był nie lada wydarzeniem - ot nagle okazało się, że można na komputerze obejrzeć kupione filmy.

Reklama

"Odporna" FIFA

Z czasem jednak zapał do grania malał. Wpływ na to miała rosnąca liczba obowiązków, ale wygospodarowanie wolnej dłuższej chwili w ciągu całego tygodnia nie byłaby zadaniem niemożliwym. Zauważyłem, że niezależnie od tematyki gry czy platformy już po kilkunastu minutach odczuwałem znużenie. Jedynym tytułem, którego nie dotknęła na "sytuacja" to... FIFA. Rozgrywka online czy na jednej kanapie wspólnie ze znajomymi okazała się na tyle uniwersalna, że każdego kolejnego roku decyduję się na zakup nowej odsłony i gram przez kolejne 12 miesięcy.

W międzyczasie czyniłem wiele podejść, które miały przywrócić mi frajdę z grania. Wybierałem wiele chwalonych gier, od FPS-ów przez zręcznościówki po strategie. Nic, kompletnie nic nie potrafiło przykuć moją uwagę na dłużej i zazwyczaj całość kończyła się pozostaniem przed ekranem, ale wyborem jednego z seriali czy filmów, by zapełnić kilkadziesiąt minut relaksu.

Nie muszę wygrywać

Przed kilkoma tygodniami, ni z tego ni z owego, zauważyłem że nie mogę doczekać się chwili, gdy będę mógł ponownie uruchomić Battlefronta. Tak, tę grę ze świata Star Wars, która doczekała się tak wielu nieprzychylnych (wręcz krytycznych) opinii. Nie przejmując się nimi kupiłem Battlefronta przed rokiem, lecz zainteresowanie grą przedstawione za pomocą wykresu byłoby od tamtego dnia równią pochyłą. Z okazji premiery filmu Rogue One postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę i wsiąkłem. Być może pod choinką znajdę wersję Ultimate ze wszystkimi dodatkami przygotowanymi przez DICE i będę mógł spróbować swych sił na kolejnych mapach.

Nie, nie jestem w tę grę dobry. Mam swoje momenty chwały, jak pamiętne zgładzenie 4 przeciwników pod rząd w ciągu kilku sekund (możecie się śmiać:), ale w statystykach (śmierć/zabici) staram się utrzymać stosunek 1:1. Udział w bitwach daje mi sporo radochy, nawet gdy przegrywamy, a przecież o to chodzi. Analogicznie sytuacja wygląda w przypadku Wolfeinstein: Enemy Teritory, który był hitem jeszcze kilka lat temu. Gdy najdzie mnie ochota znów z wielką przyjemnością dołączam do gry.

Gry z PlayStation bez PlayStation

Kilka dni temu postanowiłem wypróbować usługę PlayStation Now. Dzięki niej można zagrać w ponad 400 gier z PS3 nie posiadając konsoli PlayStation. Wystarczy komputer z Windowsem lub macOS, kontroler zgodny z aplikacją oraz dobre łącze. Omijana przeze mnie łukiem seria Uncharted uwiodła mnie już na samym początku i już ostrzę sobie zęby na PS4, na której zakup zdecyduje się pewnie zaraz po ukończeniu trzeciej części serii, by móc kontynuować przygodę z Drake'em.

Długa lista

Przeglądając zestawienia premier z ostatnich kilku lat doszukuję się kolejnych tytułów, w które ochoczo zagrałbym chociażby dzisiaj. Za całą lawinę odpowiada gwiezdnowojenny Battlefront, do którego powracam najczęściej, ale mam przeczucie, że jego miejsce dość szybko zajmie coś innego.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama