Gdyby ktoś dwa dni temu spytał mnie, co łączy psie kupy, urzędników oraz telefony komórkowe, to podrapałbym się po głowie, zrobił nietęgą minę, a osta...
Gdyby ktoś dwa dni temu spytał mnie, co łączy psie kupy, urzędników oraz telefony komórkowe, to podrapałbym się po głowie, zrobił nietęgą minę, a ostatecznie wydął usta i stwierdził, że nie mam pojęcia. Bladego. Dzisiaj jednak sam zadam Wam taką zagadkę, a w ramach podpowiedzi radziłbym szukać rozwiązania w miejscowości Międzyrzecz w woj. lubuskim…
Zakładam, że o całej akcji nie usłyszałbym, gdyby nie link od znajomego. Odsyłał do artykułu z Gazety Lubuskiej poświęconego nieprzyjemnej sprawie: ludzie nie sprzątają po swoich czworonogach i miasto szuka sposobu na ograniczenie (ostatecznie wyrugowanie, ale trzeba zacząć od mniejszych kroków) tej patologii. Podejrzewam, że z takim problemem zmaga się nie tylko przywołany Międzyrzecz – wielu Polaków nadal uważa, iż kupa ich psa to dobro wspólne i warto się nim dzielić ze społeczeństwem. Niestety. Urzędników z Międzyrzecza wyróżniło to, iż postawili nie tylko na akcję informacyjną i udostępnienie mieszkańcom pojemników, do których można wrzucać psie fekalia (to nie zdało egzaminu). Oni poszli krok dalej.
Miasto wpadło na pomysł, by skorzystać z metody marchewki (czyli zachęty) i jednocześnie kija (czyli kary). Karani mają być oczywiście właściciele czworonogów, którzy po nich nie sprzątają, a nagradzani… ludzie, którzy doniosą na owych właścicieli. Materiałem dowodowym będą zdjęcia i filmy, nagrodą telefon komórkowy czy aparat cyfrowy. Mechanizm prosty: robisz zdjęcie/film psa wypróżniającego się na trawniku, dostarczasz je do ratusza, urzędnik przekazuje materiał policji, ta ustala, kto nie posprzątał po zwierzaku i jeśli uda się to zrobić na podstawie dostarczonych materiałów, ich autor dostaje prezent. Proste? Proste. Jednocześnie jednak dość kontrowersyjne.
Akcja jeszcze nie ruszyła, ale już wywołuje spore emocje i nie tylko wśród mieszkańców przywołanego miasta – w czasach Internetu komentować mogą przecież wszyscy. Z jednej strony, inicjatywa władz jest zrozumiała – jeżeli ludzie nie potrafią się nauczyć, że po zwierzaku trzeba sprzątać także w przestrzeni publicznej, to trzeba im pomóc to zrozumieć. Osobiście uważam problem za naprawdę istotny i czasem z przerażeniem patrzę na miejskie trawniki czy chodniki, o okolicach placów zabaw nie wspomnę. Kij ma jednak dwa końce: w tym przypadku natychmiast podniesiono alarm, gdyż działania urzędników uznano za zachęcanie do szpiegowania i donosicielstwa. Niektórzy komentujący stwierdzają wręcz, że "wraca stare". Może i tak, ale tym razem w zupełnie nowej odsłonie.
Poświęcam wpis tej sprawie, ponieważ, jeśli międzyrzecki pomysł zostanie wdrożony do realizacji, może posłużyć za przykład dla kolejnych urzędników oraz różnej maści instytucji. Za każdym razem cel będzie pewnie szczytny: walka z wandalami, osobami śmiecącymi, złodziejami itd. W dobie rozpowszechnionych telefonów z niezłej jakości aparatami uwiecznianie takich osób/scen nie będzie zadaniem niewykonalnym. Teraz dorzućmy jeszcze do tej wizji różnego typu drony (lub inne małe maszyny latające), których przybywa na rynku oraz rodzący się sektor urządzeń ubieranych wyposażanych nierzadko w aparaty. Robi się naprawdę ciekawie.
Jeśli burmistrz Międzyrzecza chce walczyć z psimi kupami za pomocą amatorskich filmików, to dlaczego z tego narzędzia mieliby nie skorzystać gdańscy urzędnicy zwalczający ten sam problem albo włodarze Poznania zmagający się z graficiarzami? Efekt może być taki, że ludzie zaczną nagrywać wszystko wokół siebie (to już się dzieje), bo zawsze istnieje szansa, iż uchwyci się "coś ciekawego": pieszy przebiegający ulicę, samochód przejeżdżający na czerwonym świetle, gapowicz uciekający przed kontrolerami. A jeśli coś się uchwyci, to pojawi się szansa na nagrodę. Chociaż dzisiaj brzmi to co najmniej dziwnie, mało prawdopodobnie, nie ulega wątpliwości, że ten kraj (a szerzej świat) był już świadkiem nie takich akcji...
Źródło grafiki: digitaljournal.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu