Coraz częściej powtarza się, że żyjemy w czasach, gdzie niczego nie kupujemy — a co najwyżej wypożyczamy lub płacimy za usługi. Wszystkie cyfrowe dobra które kupujemy, tak właśnie działają — czy tego chcemy, czy nie. Sam należę do ogromnych miłośników cyfrowej dystrybucji i... kompletnie nie tęsknię za nośnikami. Nie mam większych problemów z potencjalną utratą dostępu do treści za które zapłaciłem, bo... prawdopodobnie i tak w życiu do nich nie wrócę — w ostatnich latach jesteśmy non-stop bombardowani taką ilością nowości, że powrót do klasyki staje się niewykonalny. Ale podobno jestem w mniejszości, bo mimo ze pokolenie millenialsów uwielbia usługi, to... niezwykle się do nich przywiązuje.
Nie są naszą własnością, mimo że wielu o tym zapomina. Skąd to przywiązanie do aplikacji?
Przywiązanie do usług jest mocniejsze, niż mogłoby się wydawać?
Według The Next Web, między najbardziej oddanymi użytkownikami a usługami tworzy się pewna więź, która nazywana jest przez autora tekstu "psychologiczną własnością". Z przyzwyczajenia postrzega on zainstalowaną aplikację jako coś, co jest jego własnością: dostosowaną według swoich potrzeb, skonfigurowaną do własnego gustu. To jego aplikacja, która prawdopodobnie różnić się będzie od analogicznej propozycji na smartfonie czy komputerze przyjaciół i rodziny. Ci najbardziej oddani będą zaciekle bronić aplikacji w dyskusjach, pomagać innym w jej obsłudze, a także dołożą swoich kilka groszy, by program stał się lepszym. Pozostaną w regularnym kontakcie z twórcami i będą zgłaszać wszelkie błędy i niedociągnięcia. Dzięki temu tworzy się między nimi więź, no i te wszystkie aplikacje stają się czymś więcej, niż tylko pierwszą z brzegu usługą.
Trzema elementami które miałyby działać cuda w kwestii przywiązywania do siebie użytkowników są:
- kontrola — im więcej użytkownicy jej dostają, tym bardziej czują że produkt jest ich;
- odzwierciedlenie ich osobowości — algorytmy które poznają użytkowników i uczą się ich gustów okazują się działać cuda, wisienką na torcie pozostaje możliwość ozdobienia swojej strony domowej i podmiana zdjęć na takie, które nam się podobają;
- znane środowisko — po prostu. Aplikacje te pozwalają poczuć się im jak w domu: wiedzą jak się poruszać, serwują statystyki, okazjonalnie przypominają rzeczy sprzed lat.
I kiedy się nad tym zastanowić — to naprawdę działa. Z ciekawości zajrzałem do historii mojego Spotify. Konto założyłem nieco wcześniej, ale regularnym użytkownikiem zostałem od 2013 roku. Firma co miesiąc pobiera pieniądze z mojego konta, a ja... po prostu z niej korzystam. Czy traktuję Spotify jak własny kąt? Właściwie — nie. Ale prawdopodobnie spory wpływ na to mają także moje wszystkie skoki w bok do konkurencji, by być na bieżąco i wiedzieć, co ją wyróżnia. Zresztą obserwowanie wszystkich usług i zmieniających się bibliotek w serwisach oferujących muzykę, filmy czy gry na żądanie nauczyła mnie, że jedyną stałą w ich światach jest zmiana.
Rozumiem jednak użytkowników, którzy przywiązują się do kształtu aplikacji i gier. Właściwie nie ma w tym nic specjalnie dziwnego — wystarczy tylko rzucić okiem na towarzyszące niemal każdej zmianie designu oburzenie. I to niezależnie czy mowa o stronach internetowych czy aplikacjach. Zawsze najlepszą wersją w oczach użytkowników jest ta poprzednia. Bo to z nią (ostatnio) spędzili najwięcej czasu i jest najbardziej ich.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu