Rynek smartfonów to potężna kategoria. Liczba sprzedawanych urządzeń na całym świecie robi wrażenie, dotychczas wszyscy ekscytowali się ciągłymi wzrostami, ale niespodziewanie w ostatnich miesiącach doszło do pierwszego spadku. Segment ten osiągnął swoje maksimum. Jaka przyszłość czeka poszczególnych producentów i czy czeka nas na razie stagnacja?
Ekonomii nie pokonasz
Nie da się ukryć jednego faktu: na produkcji i sprzedaży telefonów prawie nikt nie zarabia. Za wyjątkiem Apple, ciągle zarabiającego najwięcej, oraz Samsunga, reszta wiedzie trudne życie i działy mobilne nie wypadają szczególnie pozytywnie w zestawieniach finansowych, chyba że właśnie przechodzą restrukturyzację. Dokładnie dzięki temu Sony Mobile przestało być pod kreską. Niezbyt optymistyczną przyszłość wielu firmom przewiduje CEO Huawei, Richard Yu, który powiedział bardzo interesujące słowa.
Jego zdaniem każdy producent, który ma mniej niż 10% udziałów w rynku, traci pieniądze. Chciałoby się powiedzieć, że jest to nierealne, ale statystyki i wyniki kwartalne poszczególnych graczy wydają się to potwierdzać. Ciągły rozwój technologii w urządzeniach mobilnych wiąże się z ogromnymi wydatkami na badania i rozwój. Dbać trzeba także o kosztowny marketing oraz dobre stosunki z operatorami, a to wszystko nie jest darmowe.
Obecnie według danych IDC oraz Strategy Analytics, Huawei jest trzecim największym producentem smartfonów na świecie z wynikiem 10,2% w czwartym kwartale 2017 roku. Richard Yu dodał również na konferencji przed rozpoczęciem MWC 2018, że w przyszłości najprawdopodobniej w stawce pozostaną trzy, cztery firmy.
Trudne decyzje
CEO Huawei powiedział nawet, że dopiero udział rynkowy na poziomie co najmniej 15% pozwala naprawdę zarabiać i jest w tym sporo prawdy. Jaka jednak przyszłość rysuje się przed mniejszymi graczami? Tutaj podano scenariusz dla chińskich producentów: niektórzy się połączą, a reszta na dobre zniknie z rynku. W końcu każdy będzie musiał wejść na globalny rynek, porzucając swoją biznesową małą ojczyznę, jednocześnie walcząc o fundusze na zyskanie rozgłosu na całym świecie oraz opracowywanie nowych technologii. Nie każdemu będzie mógł sobie na to pozwolić.
Warto wspomnieć, że dyrektor giganta jest przekonany, że jego firma zdoła pokonać najpierw Apple, a potem Samsunga. O ile to jedynie piękne plany, o tyle już pod koniec tego roku poznamy ich pierwszy smartfon wspierający łączność 5G i nikt nie byłby zaskoczony, gdyby tym urządzeniem został Mate 20. Wróćmy jednak do ogółu.
Być w cieniu lub na piedestale
Stagnacja rynku nie zapowiada niczego dobrego dla koncernów. Podobne redukcje przeszły już inne segmenty, takie jak komputery stacjonarne, laptopy czy tablety i te zmiany zdecydowanie nie przyczyniły się do pogorszenia jakości oferowanych produktów, a nawet wprost przeciwnie. W końcu w walce o serca konsumentów pozostali ci najlepsi, najskuteczniejsi. Moim zdaniem w telefonach również się to przyda i wątpię, aby ludzie szczególnie tęsknili za niektórymi b-brandami, zamiłowanymi w kopiowaniu.
Moim zdaniem przyszłość segmentu mobilnego rysuje się w klarownych barwach. Z jednej strony będziemy mieć zdecydowanych na to producentów, którzy będą w stanie na siebie zarobić i w tym gronie będzie właśnie jakaś trójka. Pośrodku ujrzymy pasjonatów. Mimo że ich biznes nie będzie rentowny, to będą dzielnie walczyć i prezentować kolejne modele. Naprzeciwko zobaczymy natomiast małych graczy, korzystających ze wspólnych podstaw i modyfikujących jedynie detale.
To wszystko przyniesie ze sobą jedną korzyść. Mianowicie wybór będzie uproszczony z uwagi na mniejszą liczbę dostępnych smartfonów, nie będziemy mieć już do czynienia z tak wieloma przeciętnymi urządzeniami od nieznanych firm, a mono- czy duopolowi kogokolwiek będzie zapobiegać jeszcze ostrzejsza rywalizacja, pozwalająca przetrwać i wypracować zysk. Takie oczyszczenie będzie naprawdę czymś dobrym.
źródło: Reuters
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu