Samsung

Przez kilka tygodni ładowałem telefon monitorem! Recenzja 24-calowego Samsunga SE370

Tomasz Popielarczyk
Przez kilka tygodni ładowałem telefon monitorem! Recenzja 24-calowego Samsunga SE370
3

Jedną z kluczowych nowości w smartfonach Samsunga w 2015 roku było wsparcie dla ładowania bezprzewodowego. Producent mocno promował ten aspekt, wprowadzając również do swojego portfolio stosowne ładowarki. Jedną z nich jest model SE370. I nic by pewnie nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że mam...

Jedną z kluczowych nowości w smartfonach Samsunga w 2015 roku było wsparcie dla ładowania bezprzewodowego. Producent mocno promował ten aspekt, wprowadzając również do swojego portfolio stosowne ładowarki. Jedną z nich jest model SE370. I nic by pewnie nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że mamy do czynienia z... monitorem.

Samsung SE370 był zapowiadany w połowie ubiegłego roku. W Polsce pojawił się jednak dopiero pod sam koniec - wtedy też przyjechał do mnie na testy. Monitor jest dostępny w dwóch wersjach: 24-calowej oraz 27-calowej. Ja miałem możliwość sprawdzenia tej pierwszej. W sklepach znajdziecie ją w cenie 899 złotych, co wydaje się całkiem rozsądną kwotą, biorąc pod uwagę parametry i możliwości sprzętu. Zacznijmy jednak od początku.

Śliczny nieergonomiczny

Muszę przyznać, że pod względem designu Samsung SE370 jest jednym z najładniejszych monitorów, jakie stały na moim biurku. Podstawowym problemem są jednak ograniczenia kolorystyczne - do wyboru mamy kolory: biały, biały i biały. Ewentualnie można jeszcze wybrać biały. Jak widać zatem możliwości jest cała masa...

Krawędzie obudowy otoczono półprzeźroczystym tworzywem w kolorze niebieskim. To główny urok tej konstrukcji, bo dzięki temu monitor nie wygląda nudno i banalnie. Na przodzie nie uświadczymy zbyt wielu elementów. Matrycę umieszczono w delikatnym wgłębieniu. otacza ją cienka, biała ramka. Pod spodem - obowiązkowo - logo Samsunga. W lewym dolnym rogu widać też malutką diodę LED.

Panel sterowania umieszczono z tyłu - w lewym dolnym rogu. Ma on formę malutkiego joysticka. Początkowo opanowanie obsługi jest kłopotliwe, ale po kilkunastu minutach można się do niego przyzwyczaić. Samsung upchnął tutaj zadziwiająco dużo funkcji: przełączanie źródła obrazu, nawigowanie po menu OSD, przycisk power. Na dłuższą metę ma to sens - zawsze drażniły mnie w monitorach rzędy nie różniących się niczym od siebie przycisków pozbawionych jakichkolwiek podpisów.

Wszystkie złącza umieszczono we wgłębienie w centralnej części tylnej ściany. Mamy tutaj wejście zasilania DC-IN (sam zasilacz jest niestety zewnętrzny, więc zróbcie miejsce na dodatkową "kostkę" pod biurkiem), wyjście słuchawkowe minijack oraz porty HDMI 1.4, DisplayPort 1.2 oraz D-Sub. Nieopodal ulokowany został też zaczep Kensington Lock. Niestety producent nie pomyślał o wbudowaniu HUB-a USB, który w tej kategorii sprzętu jest bardzo przydatnym dodatkiem. Teoretycznie zastępuje go wbudowana w stopkę ładowarka bezprzewodowa - mimo to dobrze byłoby mieć do dyspozycji przynajmniej dwa dodatkowe porty.

Podstawa na kształt odwróconej litery T. Ekran jest umieszczony relatywnie wysoko - tak, aby użytkownik miał łatwy dostęp do ładowarki poniżej. Tę oznaczono okrągłym wgłębieniem oraz charakterystyczną ikonką z podpisem. W miejscu, gdzie podstawa styla się z blatem, na przodzie widać też diodę LED informującą o aktywnym ładowaniu. Smartfon nie leży w całości na stopce - część jego obudowy będzie wisieć w powietrzu, co szczególnie da się we znaki w przypadku większych modeli. W połączeniu z błyszczącym, lakierowanym tworzywem, z jakiego wykonano ten element budzi to pewne obawy o stabilność. Lekkie szturchnięcie dłonią grozi strąceniem urządzenia.

Największym problemem są jednak bardzo ograniczone możliwości regulacji. Ekran możemy delikatnie odchylać do przodu oraz do tyłu i na tym właściwie koniec. Z oczywistych względów nie pozwolono nam na zmianę wysokości. Możemy też zapomnieć o funkcji PIVOT. Ekranu nie da się też powiesić na ścianie, ale to akurat nie powinno nikogo dziwić - coś za coś.

PLS z pazurkiem i magiczna stopka

Monitor Samsung SE370 został wyposażony w matrycę PLS o rozdzielczości 1920 x 1080 px. W moim przypadku ma ona 23,6 cala oraz podświetlenie 250 cd/m2. W przypadku większego, 27-calowego modelu współczynnik ten wynosi 300 cd/m2. Nie uświadczyłem tutaj ghostingu - umieszczone na krawędziach diody LED dobrze spełniają swoją rolę i dość równomiernie oświetlają całą powierzchnię. Panel charakteryzuje się świetnymi kątami widzenia, które nie budzą najmniejszych zastrzeżeń. Kontrast 1000:1 jest w zupełności wystarcza do codziennej pracy. Czerń może nie jest gęsta jak smoła, ale można ją zaakceptować. Kolory zostały dobrze odwzorowane. Monitor może się też pochwalić niskim czasem reakcji wynoszącym 4 ms.

Choć zastosowano tutaj wsparcie dla technologii AMD FreeSync, nie jest to jednak zdecydowanie sprzęt, z którego będą zadowoleni gracze. Wszystko to przez bardzo niskie odświeżanie na poziomie 60 Hz. To spora wada. Mimo to producent zadbał o całą otoczkę software'ową. Mamy zatem możliwość aktywowania trybu gry, w którym ciemne elementy są bardziej uwydatnione, a kontrast głębszy. Dla niedzielnych graczy będzie to z całą pewnością rozwiązanie zadowalające.

A skoro o oprogramowaniu mowa, znajdziemy tutaj kilka innych, ciekawych dodatków. Tryb Eye Saver redukuje emisję niebieskiego światła, czyniąc obraz delikatnie żółtawym. W rezultacie praca przy ekranie ma być bardziej komfortowa, a późniejszy sen (jak sugerują wyniki róznorakich badań) stać na wyższym poziomie. Zaimplementowano tutaj też mechanizm Flikcer Free, który ma redukować migotania. Za ochronę środowiska odpowiada natomiast tryb Eco Saving Plus, który redukuje jasność, oszczędzając w ten sposób energię. Warto wspomnieć tez o funkcjach Magic Bright oraz Magic Upscale, które software'owo poprawiają jakość obrazu, dostosowując kontrast, jasność oraz ostrość do danego typu sceny. Wszystkim tym możemy zarządzać z menu OSD, którego obsługa, jak już wspomniałem, wymaga przyzwyczajenia.

Z poziomu OSD możemy również aktywować i dezaktywować ładowarkę indukcyjną wbudowaną w stopkę. Jest ona zgodna ze standardem Qi, a więc obecnie najpopularniejszym i najczęściej stosowanym w smartfonach. To oznacza, że nie musimy posiadać smartfona marki Samsung, aby korzystać z ładowarki. Wystarczy dowolne urządzenie kompatybilne z Qi. Ja niestety miałem pod ręką tylko Galaxy S6 - naładowanie akumulatora od 5 do 100 proc. zajmowało mi 2 godz. i 30-40 minut. To oczywiste, że proces ten nie będzie trwał tak krótko, jak w przypadku standardowych ładowarek (szczególnie, jeśli uwzględnimy te wszystkie, coraz popularniejsze technologie szybkiego ładowania). Pod tym względem jednak monitor nie odstaje od autonomicznych ładowarek bezprzewodowych S Charger Pad dedykowanych SGS6. Jest zatem dobrze.

Podsumowanie

Nigdy nie ukrywałem, że w obecnej formie ładowanie "bezprzewodowe" mi się nie podoba. Co jest fajnego w konieczności odkładania telefonu w określonym punkcie, aby się ładował, skoro możemy podłączyć kabelek i zabrać go ze sobą np. do łóżka (zakładając, że w okolicy jest gniazdko oczywiście)? Moja opinia się nie zmieniła i nadal tak uważam. Jeżeli jednak kiedykolwiek miałbym postawić na ładowarkę indukcyjną, byłaby ona wbudowana w inny sprzęt - np. lampkę od Ikei, którą się kiedyś zachwycałem (zanim jeszcze się dowiedziałem, że nie da się w niej wymienić żarówki), czy własnie taki monitor.

Nie jest to ekran idealny. Niski współczynnik odświeżenia, bardzo ograniczone możliwości regulacji, brak HUB-a USB i funkcji PIVOT mogą dyskwalifikować go w oczach pewnych grup użytkowników. Jeżeli jednak poszukujemy monitora, który przede wszystkim ma służyć do podstawowych, codziennych zastosowań, SE370 nas nie rozczaruje swoimi możliwościami i parametrami. Liczmy się jednak z tym, że za tę wbudowaną ładowarkę indukcyjną dopłacamy - jeżeli nie mamy zamiaru z niej korzystać, lepiej rozejrzeć się za bardziej atrakcyjnymi cenowo opcjami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu