Jak kupujecie gry? Kilka dni temu zdecydowałem się wreszcie na zakup Battlefielda 4 i wygląda na to, że w przeciwieństwie do większości znajomych, zro...
Jak kupujecie gry? Kilka dni temu zdecydowałem się wreszcie na zakup Battlefielda 4 i wygląda na to, że w przeciwieństwie do większości znajomych, zrobiłem świetny interes.
Battlefield 4 Premium w wersji na PlayStation 4 jest właśnie w promocji. Posiadacze abonamentu PS+ mogą go nabyć za jedyne 111 zł. Próżno szukać takiej ceny w sklepach i nawet 99 zł za pudełkową wersję podstawową w RTV EURO AGD wydaje się być kiepskim interesem. Pobrałem podstawkę, potem wszystkie dodatki i spędzam wieczory tak, jak planowali robić to moi znajomi, którzy kupili grę na premierę. Świetnie się bawiąc.
Przed premierą? Nie, dziękuję
W całym swoim growym życiu (a gram od 1989 roku) zrobiłem dwa preordery, oba w przeciągu ostatnich kilku lat. Bulletstorm był w promocji w Merlinie i kosztował na oko 60% ceny nowej gry. Potem okazało się, że był to błąd sklepu, ale ostatecznie zamówienie nie zostało odwołane. Drugi raz przytrafił się przy piątym GTA w wersji na Xboksa 360. W dodatku nie w Polsce, ale na Amazonie. Znów atrakcyjna promocja - poza tym hej, to Rockstar, a GTA od lat jest moją ulubioną serią. Nigdy nie mówię nigdy, ale podejrzewam, że na kolejny preorder przyjdzie pora dopiero za kilka lat. Nie ufam wydawcom i twórcom (Rockstar jest wyjątkiem) - mogą obiecywać złote góry, a ja wciąż staram się zachować zdrowy rozsądek. To najczęściej wewnętrzna walka z małym chłopcem, który dopomina się swojej zabawki jak najszybciej. A potem wychodzi taki Battlefield 4, patrzę jak ludzie naprzemian płaczą i klną, utwierdzając mnie w przekonaniu, że wybrałem słuszną drogę. Dla przypomnienia - niezależnie od tego, czy BF4 kupiony był na PC czy konsolach, w wersji podstawowej czy Premium, tryby sieciowe działały jak chciały. To znaczy prawie nie działały. A Battlefield to przecież granie w sieci.
To może w dzień premiery?
Tu też istnieje wiele niewiadomych. Diablo 3 w wersji na PC. Widziałem tłumy przed warszawskimi Złotymi Tarasami, widziałem jak ludzie prawie taranowali się w kolejkach po swoją kopię. Wrócili do domu i…klops. Problemy z serwerami, gra wymaga połączenia - dziękuję, pograne. Samo Diablo 3 też było niedorobione i na dobrą sprawę najlepszą jego wersją była ta przeznaczona na PS4 Xboksa One, czyli Reaper of Souls. Tu pobiegłem do sklepu w dzień premiery, ale też dopiero sprawdzając pierwsze recenzje. Działa dobrze - super, można kupować.
Albo kilka miesięcy później
Tak jak w przypadku wspomnianego na wstępie Battlefielda 4. Już nie chodzi o samą cenę, ale o pewność, że wszystko jest już ok. Mój BF działa świetnie, nic złego się z nim nie dzieje, ani razu nie wyleciałem z meczu, w sieci wciąż gra masa ludzi. Oszczędziłem sobie tego, co dużą część moich znajomych zniechęciło do tej pozycji. Nerwów. Zniechęciło na tyle mocno, że nie udaje mi się namówić ich na wspólną zabawę. W sumie się im nie dziwię - oddali EA kilka stówek, a w zamian dostali niegrywalny produkt, który jedynie frustrował. Zapewne któregoś dnia Ubisoft połata Assassin’s Creed Unity tak dobrze, że też będzie się w niego dało bez najmniejszych problemów grać. No chyba że cała para pójdzie w kolejną odsłonę, choć po takiej wpadce jaką firma zaliczyła przy okazji AC: U raczej wątpię żeby ludzie decydowali się na zamówienia przedpremierowe i na obleganie sklepów w dzień premiery.
Nadrabianie staroci
Cały czas rozmawiamy o osobach, które lubią być na bieżąco, mają w domu albo nowe konsole, albo PC-ty będące w stanie pociągnąć nowości. Nie wiem jednak czy wiecie, ale jest pewna grupa graczy, dla których to nie ma większego znaczenia. Sam posiadam w kręgu swoich znajomych jegomościa, który wciąż gra na PSP i PS2 starając się nadrobić wszelkie zaległości i zaliczyć gry, które go interesują (głównie japońskie RPG, więc tu czas ich przejścia ma dość duże znaczenie). Co więcej, kupił swoje PS2 już w drugiej połowie życia PS3. Coś stracił? Niekoniecznie - poznawanie starszych hitów, na spokojnie ma też swoje zalety. Sam dopiero co kupiłem New Nintendo 3DS i zamierzam ponadrabiać 3dsowe zaległości jakich narobiłem sobie przez ostatnie 4 lata (dokładnie 4 lata temu konsola w swojej pierwszej wersji zadebiutowała na rynku europejskim).W przypadku 3DS-a się to nie uda, ale jeśli właśnie teraz zdecydujecie się na zakup Xboksa 360 lub PlayStation 3, większość gier kupicie po bardzo atrakcyjnych cenach, a i same konsole kosztują już ułamek tego, co lata temu. Może warto nadrobić zaległości?
Historia pokazuje, że nie warto robić zamówień przedpremierowych. Będą to powtarzał na łamach Antyweb przy każdej możliwej okazji. No chyba, że dzięki temu jesteście w stanie sporo zaoszczędzić. Dlaczego? Bo w umysłach wydawców rodzi się myśl, że można nas robić w bambuko, żerować na naszym zainteresowaniu grą i chęci sprawdzenia jej razem z całym światem. I jeśli my nie zaczniemy rozsądniej do tego podchodzić, czemu wydawcy mieliby nie wciskać nam niedokończonych gier? Na zasadzie „no nie wyrobimy się, ale trudno, puszczamy jak jest, dużo osób kupi w ciemno”. Miejcie to na uwadze przy nadchodzących premierach.
PS. O zbiórkach społecznościowych w kontekście będzie jeszcze okazja napisać. Mówi się, że to rak toczący branżę gier. I niestety muszę się z tą opinią zgodzić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu