Felietony

Niewolnicy cyfrowych promocji

Paweł Winiarski
Niewolnicy cyfrowych promocji
1

Nie jestem miłośnikiem cyfrowej dystrybucji. W przypadku telefonów i tabletów nie mam wyboru, ale jeśli mogę kupić program, film lub grę w pudełku - zawsze wybieram fizyczny nośnik. Ale dotarło do mnie, że kiedy pojawiają się cyfrowe promocje, zdrowy rozsądek i niechęć do „cyfry” znikają. Nie gra...

Nie jestem miłośnikiem cyfrowej dystrybucji. W przypadku telefonów i tabletów nie mam wyboru, ale jeśli mogę kupić program, film lub grę w pudełku - zawsze wybieram fizyczny nośnik. Ale dotarło do mnie, że kiedy pojawiają się cyfrowe promocje, zdrowy rozsądek i niechęć do „cyfry” znikają.

Nie gram na PC-cie, nie mam nawet w domu komputera z Windowsem. Dlatego mija mnie cały szal na Ssteamowe promocje i pakiety Humble Bundle. Myślałem więc, że jestem wolny od bezsensownych zakupów, których nigdy nawet nie sprawdzę. Niestety nie.

Cyfrowa dystrybucja jest wygodna - owszem, jeśli jesteście gotowi zapłacić więcej niż za grę na fizycznym nośniku (konsole), macie dobre łącze i trochę szczęścia do cyfrowych usług. Sam kilka dni temu kupiłem Battlefield 4 w wersji Premium w promocyjnej cenie (PlayStation Network) i …pograłem dopiero następnego dnia. Blisko 40 gigabajtów podstawowej gry plus kilkugigowe dodatki sprawiły, że musiałem zostawić swoje PS4 włączone na noc (tryb czuwania niewiele pomógł, bo większość plików dociągała się z poziomu gry). Łącze nie jest słabe - 120 megabitów, ale samo PlayStation Network nie jest w stanie go wykorzystać. Płytę włożyłbym po prostu do konsoli i cieszył się z gry.

Ale nie zbaczajmy z tematu.

W momencie, kiedy widzę cyfrową okazję - robię nieplanowane zakupy. Ciężko powstrzymać się od promocji, kiedy tytuł dostępny w cyfrze lub pudełku za powiedzmy 180 zł, kosztuje przez kilka dni złotych 60. Często nie są to nawet pozycje, które planowałem kupić. I koniec końców leżą gdzieś na wirtualnej półce, dysku lub karcie pamięci, a ja nawet ich nie włączam. Pocieszam się tylko tym, że znajomi z PC-tami kupują jeszcze więcej w paczkach Humble Bundle i na steamowych promocjach. Żartują, że tworzą bibliotekę na emeryturę.

Ale to nie jest tak, że ja mam ten problem jedynie z grami. Ile razy naciąłem się na promocjach w AppStore lub Google Play. Wszystkie najpotrzebniejsze aplikacje kupuję na bieżąco, ale nie przeszkadza mi to korzystać z promocji. No bo niecałe euro albo kilka złotych to przecież promocja. Tu staram się jednak bardziej ograniczać, ale i tak po wszystkich urządzeniach walają się aplikacje, których ani razu nie włączyłem. Ktoś nierozważny podsunął mi jakiś czas temu informację (jestem świeżo po przesiadce z telefonu z iOS na phablet z Androidem), że Amazon ma swój własny sklep i można tam znaleźć świetne promocje, najczęściej z darmowymi grami i aplikacjami użytkowymi. Wczoraj usiadłem i zacząłem kasować większość pobranych rzeczy - skoro nigdy ich nie włączyłem, to znaczy że ich po prostu nie potrzebuję. A miejsce na karcie pamięci nie jest nieograniczone.

Dawno temu, jeszcze za czasów studenckich, jedna z moich koleżanek była uzależniona od promocji ciuchów. Niejednokrotnie byłem naocznym świadkiem jak upatrzoną sukienkę wieszała na sam koniec pałąka tylko po to, by przyjść za dwa dni i ją nabyć - oczywiście po przekonaniu rodziców, że to fantastyczna promocja i koniecznie muszą poratować ją gotówką. Podejrzewam, że ona dziś śmiałaby się ze mnie. Bo chociaż w tej kupionej w promocji sukience wyglądała ładnie, a ja swoich wirtualnych zakupów z promocji nigdy nawet nie włączyłem.

Spróbuję namówić resztę redakcji na przygotowanie swojej cyfrowej, growej kupki wstydu. Może okaże się, że nie jest ze mną tak źle i tytuł najmniej rozważnego cyfrowego klienta pośród redaktorów Antyweb przypadnie komuś innemu. Będzie nawet order. Wycięty z cebuli.

grafika: 1, 2

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu