Świat żyje dziś kolejną awanturą wywołaną przez Rosję. Nad granicę z Ukrainą Putin ściągnął niespotykanie duże (jak na dzisiejsze czasy) ilości żołnierzy oraz ciężkiego sprzętu wraz z zapleczem logistycznym i stawia zachodniemu światu absurdalne żądania.
Wojenni sprzętowi celebryci
W większości konfliktów, które przeszły już do historii, mamy do czynienia ze zjawiskiem swoistego celebrytyzymu. Opinia publiczna znajduje jakieś urządzenie, taktykę lub inny czynnik (a czasem kilka), które staje się symbolem tego konfliktu i główną przyczyną czyjegoś zwycięstwa. Czasem jest to prawda, najczęściej tylko jej część, a bywa, że taki obraz jest mocno fałszywy.
Słonie Hannibala, długi łuk angielski, husaria, karabin ładowany odtylcowo, karabin maszynowy, czołg - przykładów takich wojennych celebrytów można podawać na pęczki. W ostatnim czasie uwagę osób interesujących się wojskiem przykuło umiejętne użycie dronów przez armię Azerbejdżanu w konflikcie z wojskami Górnego Karabachu i Armenii.
Klucz do obrony Ukrainy?
W ostatnich dniach głośno zrobiło się w mediach, z kilku względów, o transportach wojskowych z Wielkiej Brytanii na Ukrainę. Początkowo media skupiły się na kwestii tego, dlaczego samoloty ominęły przestrzeń powietrzną zachowujących się mocno dwuznacznie Niemiec. Następnie na tapetę trafiła zawartość ładowni samych samolotów.
Zjednoczone Królestwo zdecydowało się wysłać Ukrainie kilka tysięcy (podobno) sztuk jednostrzałowych wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowane MBT NLAW, które razem z większymi i wielorazowymi wyrzutniami FGM-148 Javelin mają mieć duży potencjał, na zatrzymanie hipotetycznego pochodu pancernego Rosji.
Uderzaj w najsłabsze
To co wyróżnia oba te rodzaje broni, jest ich umiejętność ataku typu OTA (Overfly Top Attack), który może być bardzo skuteczny w stosunku do rosyjskich czołgów. Przy jego zastosowaniu pocisk kumulacyjny uderza w jedne z najsłabiej opancerzonych miejsc dzisiejszych czołgów, strop jego wieży.
Broń (szczególnie szwedzko-brytyjski NLAW) jest w miarę lekki i bardzo poręczny. Przy odpowiednich warunkach terenowych wyposażona w nie piechota może być bez problemu podprowadzona na odpowiednią odległość. NLAW pozwala na skuteczny ogień na odległość do około 600 metrów, w przypadku konieczności prowadzenia ognia na większe odległości trzeba sięgać po wspomniane Javeliny (zasięg do ~4700 metrów).
Obie wyrzutnie mogą też przeprowadzić ataki typu bezpośredniego, które powinny być zabójcze dla wszystkich lżej opancerzonych pojazdów (co zresztą może być efektywniejsze). Duża szybkość pocisku, relatywnie krótkie odległości, efektywne pociski kumulacyjne w połączeniu ze słabszym opancerzeniem i nie tak szczelnym obłożeniem stropów rosyjskich maszyn pancerzem reaktywnym może budzić optymizm.
Prosta kontra?
Żeby jednak nie było za różowo trzeba wspomnieć, że różne armie od dłuższego czasu zmniejszają skuteczność tego typu ataków w dość prosty, żeby nie powiedzieć prymitywny, sposób. Niektórzy z was mogli natknąć się w sieci na obrazki czołgów z dziwacznymi rusztowaniami na wieżach, Rosjanie po analizie wojny ormiańsko-azerskiej, gdzie za skuteczne „top attacks” odpowiadały pociski odpalane z dronów, też już je u siebie testują.
Taka zasłona działa w bardzo prosty sposób, powoduje zbyt wczesne odpalenie głowic (wstępnej i głównej) pocisku kumulacyjnego, potrafi też zmienić kąt uderzenia strumienia gazów. To wszystko może drastycznie zmniejszyć jego skuteczność. Ukraińskie testy z wykorzystaniem słabszej, niż w dzisiejszych rosyjskich czołgach wieży (prawdopodobnie od T-64), pokazały, że z tą efektywnością może być różnie.
Kosztowna weryfikacja uzbrojenia
Co więc możemy powiedzieć o wojnie, która wisi dziś na włosku? To że jeśli wybuchnie nastąpi poważna weryfikacja nowoczesnej techniki wojskowej występującej po obu stronach konfliktu. Wojna rosyjsko-ukraińska na skalę jaką sugeruje koncentracja wojsk tego pierwszego państwa musiałaby wykazać na ile propaganda Rosji, dotycząca jej uzbrojenia, ma pokrycie w rzeczywistości.
W drugą stronę będzie to oznaczać poważny sprawdzian dla zachodnich systemów, takich jak choćby wspomniane Javeliny i NLAW, weryfikowanych dotychczas głównie na poligonach lub w egzotycznych konfliktach, gdzie zwalczały przestarzałe i niezmodyfikowane postradzieckie czołgi. Te wyrzutnie i pociski mają potencjał stać się zarówno symbolem, jak i rozczarowaniem tego konfliktu.
Taka wzajemna weryfikacja będzie dotyczyć też rosyjskich systemów OPL i rozbudowującej się floty dronów ukraińskiej armii, w tym słynnych z Karabachu tureckich Bayraktar TB2. W wojnie ormiańsko-azerskiej systemy S-300 poniosły duże straty i praktycznie nie zanotowały sukcesów, pytanie, czy za blamaż odpowiadały używające ich armie, czy sama technika.
Za taką weryfikacją będą jednak musiały stać tysiące ofiar i zniszczenie i tak kiepskiej infrastruktury państwa ukraińskiego, nieuniknionych przy konflikcie w tej skali. Pozostaje mieć nadzieję, że to alarmowe dozbrojenie ukraińskiej armii w nowoczesne zachodnie systemy będzie w najbliższych dniach kontynuowane i spowoduje, że tym razem Putin nie zdecyduje się na wywołanie wojny.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu