Gra o tron – ten tytuł zna chyba zdecydowana większość z Was. Nawet, jeśli ktoś nie ogląda serialu, nie czytał książek z sagi, nie wie, o co chodzi, t...
Gra o tron – ten tytuł zna chyba zdecydowana większość z Was. Nawet, jeśli ktoś nie ogląda serialu, nie czytał książek z sagi, nie wie, o co chodzi, to tytuł pewnie obił mu się o uszy. Historia stworzona przez George’a R.R. Martina przebojem wdarła się do naszej rzeczywistości i nic nie wskazuje na to, by niedługo owa moda miała się skończyć. Zwłaszcza, że autor wie, jak podkręcić zainteresowanie sagą i wykorzystać to w szczytnym celu: zaproponował fanom… śmierć na kartach swojej książki.
Już na wstępie przyznam się, że nie jestem wielkim fanem historii – książek nie czytałem, obejrzałem jeden sezon serialu. Nie krytykuję sagi, po prostu tak się złożyło i podejrzewam, że jeszcze nadrobię ten temat. Jednocześnie dostrzegam, jaki szał wywołały książki Martina i kręcony przez HBO serial – wielu moich znajomych żyje światem wykreowanym przez pisarza, scenarzystów i ekipę filmową, nerwowo czeka na kolejne książki/odcinki, potrafi godzinami rozprawiać na ten temat. I nie są w tym odosobnieni – Sieć oszalałą na punkcie sagi Pieśń Lodu i Ognia. Serial i książki są piracone na potęgę, w mediach społecznościowych temat nie znika, wszystkie media adaptują go na swoje potrzeby (a to biznes, a to polityka, a to przemoc, a to nawiązania kulturowe i historyczne – studnia bez dna), powstają memy, komiksy, dowcipy… Niedługo otworzę lodówkę i pewnie wyleci z niej smok. Albo wyskoczy wilk(or).
Skoro już o wilkach mowa, to przejdę do meritum. George R.R. Martin jest ponoć wielkim fanem tych zwierząt i dba o to, by nie wyginęły. Wspiera m.in. organizację The Wild Spirit Wolf Sanctuary, która opiekuje się tymi zwierzakami. Obecnie zbiera dla niej pieniądze i całkiem nieźle mu to idzie, a będzie pewnie znacznie lepiej. Pisarz wziął udział w akcji finansowania społecznościowego, z którego środki zostaną przeznaczone na wspomnianą przed momentem instytucję oraz na inną organizację, tym razem pomagająca ludziom: The Food Depot działającą w Nowym Meksyku.
Wiadomo zatem, na co Martin zbiera pieniądze. Jednocześnie można przypuszczać, że oferuje coś w zamian. Gdyby nawet nie oferował, to pewnie i tak zgromadziłby pokaźną sumę, ale po pierwsze, zawsze warto podziękować za datki, po drugie, fanty przyciągają tłumy. Mamy zatem nagrodę główną w postaci spotkania z Martinem. Zwycięzca wraz z osobą towarzyszącą trafią do Santa Fe i po kolacji z autorem wybiorą się na wycieczkę do wspomnianego schroniska (rezerwatu?) dla wilków. Takie spotkanie to oczywiście okazja do rozmów – jeśli zatem ktoś jest wielkim fanem sagi i ma pytania/przemyślenia na jej temat, to może je skierować do źródła…
Zwycięzca zostanie wyłoniony na drodze losowania. I tu zaczyna się zabawa: im więcej wpłacisz, tym większą masz szansę na wygranie wycieczki. Należy przy tym dodać, że większy datek oznacza lepsze podziękowanie – start to 10 euro (dla nas 10 euro) i za taką wpłatę nie dostaje się bonusu. Te pojawiają się przy kolejnych: koszulka, filmowe podziękowania, mapa Westeros podpisana przez Martina… Na samym szczycie znajduje się coś naprawdę mocnego: darczyńca, który wpłaci 20 tys. euro ma szansę trafić do książki Martina. Autor nazwie jednego z bohaterów na cześć sponsora a potem go… uśmierci! To było chyba do przewidzenia. Fan, którego spotka to szczecie będzie mógł zdecydować, jaką funkcję spełni w powieści. Brzmi nieźle? Podejrzewam, że wielu osobom w głowie krąży pytanie: jak zdobyć 20 tys. euro? Kombinujcie...
Martin ma u mnie plusa za tę akcję, bo naprawdę fajnie się to prezentuje - oby więcej pomysłów takich jak ten.
Pod tym adresem znajdziecie więcej informacji na temat akcji. Może nawet ktoś skusi się na dofinansowanie projektu...
Źródło grafiki: YouTube
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu