Według przewidywań, serwisy oferujące strumieniowanie filmów, takie jak Netflix, w 2017 roku przegonią pod względem generowanych przychodów sprzedaż b...
Według przewidywań, serwisy oferujące strumieniowanie filmów, takie jak Netflix, w 2017 roku przegonią pod względem generowanych przychodów sprzedaż biletów do kin, tzw. box office. Z jednej strony wydaje się to oczywiste - gdy dać ludziom możliwość oglądania kiedy chcą i co chcą, to będą za to płacić, bo jest to zwyczajnie wygodniejsze niż wypożyczanie na płytach czy wyjścia do kina. Potwierdzą to zwłaszcza osoby mające małe dzieci. Z drugiej strony, patrząc na to jak trudno znaleźć film w sieci, z legalnego źródła oczywiście, to ogrania mnie zdziwienie.
No bo jak większy zysk może przynieść coś, co rodzi się w takich bólach, tak opornie i powoli? Mówimy o 17 miliardach dolarów do roku 1018, czyli w przeciągu niecałych 4 lat. U nas pod tym względem jest prawdziwy dramat, gdyby nie zagraniczne serwisy, takie jak iTunes. Niestety Netflix czy Hulu nie są u nas normalnie dostępne. Nic więc dziwnego, że przewidywania dotyczą rynku amerykańskiego, a nie naszego. Ale Ci, którym było dane korzystać z Netflix wiedzą, że nawet w tym serwisie, który dla nas wydaje się nieosiągalnym luksusem, nie ma bardzo wielu pozycji, bo są dostępne tylko na DVD, w postaci fizycznej kopii. Dotyczy to np. całej serii filmów Alien i dziesiątków innych klasyków, które można oglądać od co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu lat. Ciężko usprawiedliwiać nieobecność Obecego, który powstał 35 lat temu, obawą przed piractwem. Ten film był na Kazie i Torrentach zanim powstał Netflix.
Jakim więc cudem biznes, któremu tak bardzo podcina się skrzydła ma podnieść zysk o 10 miliardów dolarów w przeciągu pięciu lat? Nie mam pojęcia, ale być może właściwsze pytanie brzmi, ile mógłby wzrosnąć, gdyby serwisy takie jak Netflix były dostępne bez blokad regionalnych na całym świecie, a oferta filmowa nie byłaby wybrakowana w dość dziwny i niewytłumaczalny sposób? Nie umiem tego oszacować, ale wartość kilkukrotnie większa nie zdziwiłaby mnie wcale.
Sytuacja jest tym zabawniejsza, że ten wzrost nie odbywa się kosztem sprzedaży biletów do kin, który wciąż powoli rośnie i przewidywane jest, że również się zwiększy, chociaż nie aż tak dramatycznie jak w przypadku serwisów strumieniujących. Wzrost odbywa się kosztem tradycyjnych wypożyczalni kaset i płyt, a także ich sprzedaży w sklepach.
Raport przewiduje również, że wraz ze wzrostem generowanych zysków przez serwisy strumieniujące, wzrośnie również nacisk na to, aby nowe filmy po premierze trafiały szybciej do oferty "na rządnie", niż ma to miejsce obecnie. Wyglądam tego momentu niecierpliwie, bo mając kilka urządzeń, które potrafią odtwarzać filmy w wysokiej rozdzielczości, od telefonu, przez tablet aż po komputer, nie wyobrażam sobie kupowania płyt, które są tylko utrudnieniem, wymają drogiego i nieprzenośnego odtwarzacza i zajmują miejsce na półce.
Nigdy jednak nie przestanę się zastawiać, czemu biznes powiązany z wytwórniami jest taki skostniały i nie potrafi dostosować się, na siłę powstrzymując wszelkie zmiany. Przecież raport ponad wszelką wątpliwość udowadnia, że ludzie chcą płacić i to ogromne pieniądze w skali roku. Czemu zatem "oni" nie chcą moich pieniędzy? Czemu upierają się, żeby wcisnąć mi coś czego nie chcę i nie kupię (płyty DVD), a nie dają mi łatwego dostępu do tego za co zapłacę z przyjemnością i kupować będę więcej niż kiedykolwiek wcześniej? Niby mamy wolny rynek, który reguluje się sam, a czasem po prostu nie umiem go zrozumieć - jest potrzeba, wszyscy ją znają i trzeba czekać kilka, jeśli nie kilkanaście lat, aby niektórzy łaskawie zgodzili się ją zaspokoić. Jakie znaczenie ma piractwo wobec 10 miliardów w przeciągu 5 lat i przebicia sprzedaży biletów do kin? Oczywiście, nie ma żadnego.
Więcej szczegółów znajdziecie w raporcie PricewaterhouseCoopers, na który powoływał się The Verge.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu