Smartfony

Producenci płaczą, Ty się cieszysz. Ogromny kłopot branży smartfonowej

Jakub Szczęsny
Producenci płaczą, Ty się cieszysz. Ogromny kłopot branży smartfonowej

Branża smartfonowa bezapelacyjnie ma ogromny kłopot. Po skorygowaniu efektu pandemii COVID-19 w 2021 roku, 2022 rok był gorszym nawet od wyniku z 2020 roku, kiedy to sprzedało się 1 mld 281 mln urządzeń: za poprzedni rok zaraportowano bowiem 1 mld 205 mln sprzedanych słuchawek. I raczej nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej.

W roku 2021 zaobserwowaliśmy korektę: ludzie, wyposzczeni zakupowo, mogli trochę się wyszaleć w warunkach rozluźnienia obostrzeń pandemicznych. Nic więc dziwnego, że ci postanowili odrobinę poprawić statystyki: choć nie udało się przebić wyniku z 2019 roku (1,372 mld słuchawek), to jednak udało się sprzedać 1,354 mld smartfonów. Na rynek przez chwilę padło kilka promyków tak dobrze znanego w czasach 2011-2016 słoneczka, kiedy to wzrosty były właściwie normą. Natomiast 2016 to już sukcesywne pomniejszanie się wolumenu telefonów, które znalazły swoich nowych właścicieli.

Polecamy na GeekWeek: Mniej zużytych GB. 8 sposobów na oszczędzanie danych w telefonie

Rozwijające się tak gwałtownie rynki mają to do siebie, że ostatecznie się wysycą i trudno będzie wykręcić kolejne wzrosty. To zupełnie naturalne, szczególnie w przypadku takich sprzętów jak smartfony. One również się rozwijają i z roku na rok dostajemy coraz lepsze urządzenia. Obecnie "zauważalność" tych zmian na lepsze nie jest już tak wyrazista ze względu na fakt, iż... cóż. Co jeszcze można dorzucić do smartfona, aby był innowacyjny, dostrzegalnie inny od reszty stawki? No, jeszcze może to być elastyczny ekran - tutaj wytworzyła nam się właściwie osobna kategoria smartfonów (składaki). Kiedyś było podobnie z phabletami, gdzie granicą były ekrany od 5,5 cala w górę. Jednak wtedy, gdy wyróżnialiśmy ową kategorię, fronty smartfonów miały jeszcze wokół ekranów istne pasy startowe w formie gigantycznych ramek. Stąd też, rozmiary ówczesnych "phabletów" były ogromne. Obecnie, wyświetlacze zajmują właściwie całe fronty i zmieszczenie 6 cali ekranu w poręcznej obudowie nie stanowi problemu. Zapomnieliśmy więc o phabletach.



Find more statistics at Statista

No, ale czy smartfon może być cały czas tak samo lepszy z generacji na generację? Już same ograniczenia fizyczne nam w tym przeszkadzają. Procesory mobilne nie mogą już utrzymać tempa rozwoju z lat 2009-2016. Wyświetlaczy pompować też nie da się bez końca. RAM-u też nie ma sensu dorzucać w nieskończoność. 1 TB przestrzeni na dane nikogo już nie szokuje, ani nie dziwi. Aparaty? Umówmy się, tutaj postępy też nie są już takie, jak wcześniej. Sporo pomysłów na usprawnienie aparatów (wysuwane, z ruchomymi częściami obiektywów) też gdzieś przepadło - najpewniej przez "upierdliwości" produkcyjne lub niepomyślne wyniki testów w trakcie prototypowania. W międzyczasie Microsoft zwinął się z rynku mobilnego: miotełka księgowego Nadelli ubiła projekt i mamy teraz duopol google'owskiej gromadki producentów (Android) oraz Apple (iOS).

Smartfon jest tak dobrym urządzeniem, że nawet dwuletni flagowiec lub "dobry średniak" dają radę

Najbardziej widać to w obozie apple'owskim: na porządku dziennym jest kupowanie nie tyle najnowszych iPhone'ów, które życzą sobie na siebie już pełniutką nerkę. Okej, nie pomaga w utrzymaniu relatywnie niskich cen inflacja. Ale mimo wszystko. Jest drogo jak piernik, a trzeba przygotować się na to, że będzie jeszcze drożej. Niestety koniunktura jest dla nas wybitnie niełaskawa. Tyle, że iPhone 12 w 2023 roku to całkiem niezły sprzęt, który jeszcze długo będzie mieć utrzymane wsparcie techniczne. Kupując go dzisiaj i myśląc o nim jak o urządzeniu na najbliższe dwa lata - nie popełniasz właściwie żadnego błędu. Możesz to zrobić i niczego nie stracisz. Do dzisiaj pojawiają się oferty na nowe iPhone'y 12, jest też bogata oferta "używek" oraz "refurbów".

Podobnie jest w kontekście Androida. Samsung Galaxy S21 jest naprawdę dobrym telefonem i kupując go w 2023 roku, masz spokój na najbliższe dwa do przodu. Dostaniesz poprawki w kontekście bezpieczeństwa, nowe funkcje "być może", ale kolejne odsłony One UI nie powinny być problemem. Dodatkowo, wygląda elegancko, działa szybko, robi dobrze zdjęcia. No, jak nic - urządzenie na kilka dobrych lat. To dobitnie pokazuje, jak bardzo rozwinęły się telefony komórkowe: one potrafią działać długo i satysfakcjonująco dla konsumenta.

Ten więc, gdy kupi telefon dzisiaj (i przy okazji, nie ma zboczenia w postaci wymiany urządzenia co rok) i zainwestuje hipotetycznie w najnowszy możliwy obecnie sprzęt, prawdopodobnie może z nim "śmigać" nawet więcej niż dwa lata. Konsument zadowolony ze swojej słuchawki przez tyle lat stanowi dla producentów istotny problem. Ten nie widzi potrzeby wymiany swojego telefonu przez kilka generacji, bo ten, który ma w kieszeni - jest dla niego odpowiedni. Jak wspomniałem, jeżeli nie ma zboczenia, które każe mu wymieniać urządzenie co rok - producenci utracą te duszyczkę na kilka kolejnych generacji. Chyba, że w międzyczasie ów sprzęt się zepsuje na amen z winy użytkownika i trzeba będzie z bólem serca zainwestować w nowy model.

Cykl życia smartfonów drastycznie się wydłużył

Kiedyś, telefony z Androidem (nawet te najlepsze) nawet po roku wykazywały oznaki gwałtownego starzenia się. Następujące po sobie generacje były zauważalnie lepsze od siebie, a i oprogramowanie zwalniało: aplikacje zużywały coraz więcej zasobów, a nie nadążały nawet flagowce. Doskonale pamiętam Samsung Galaxy Taba 8.1, który mimo najlepszego wtedy Snapdragona 800, zacinał się po roku używania. Zresztą, rok później wydano jeszcze potężniejsze urządzenie, które dawało znacznie więcej niż starzejąca się jednostka. Wtedy miałbym powód, żeby dokonać wymiany. Zresztą, Samsung nie stał jeszcze na aż tak wysokim poziomie rozwoju swojej dywizji mobilnej: opracowany w tamtych latach TouchWiz był dramatyczną nakładką na Androida i cieszmy się, że ten odszedł już na śmietnik historii.

I teraz pytanie: co zrobią producenci smartfonów? Ci na pewno myślą o bardzo kuszącym kroku, jakim byłoby wydłużenie cyklu wydawniczego. Teraz ma to znacznie więcej sensu, niż kiedyś: spadki na rynku smartfonów będą absolutną normą i trzeba się do nich "przyzwyczaić". Przyzwyczaić się muszą również finanse firm odpowiadających za tworzenie telefonów komórkowych. Skoro nie zarobią tyle, co wcześniej - to czy jest zasadne tworzenie kolejnych generacji co roku? Nie bardzo. Gdyby odpuścić jeden rok i wydawać telefon raz na dwa lata, to można lepiej podłubać w następcy, ukazać atrakcyjną skalę postępu i oszczędzić pieniądze.

Sami konsumenci by się na to nie obrazili

Bo w sumie dlaczego by mieli? Na pewno jednak nie oznaczałoby to, że nagle ceny smartfonów by spadły. Oj, nie. Gdy producenci wiedzą, że konsument jest w stanie wydać konkretną kwotę za flagowca (1000 dolarów to żadna bariera i można ją spokojnie przekraczać - nawet bardzo drastycznie), to ani on myśli z niej rezygnować.

Ale i ja sam, gdybym miał czekać na premierę nowego urządzenia dwa lata, a nie rok - w sumie cieszyłbym się z niej bardziej. Bo to oznaczałoby wymiernie większe emocje. Obecnie, do premier nowych telefonów podchodzę niemal tak emocjonalnie, jak do grzybobrania. Ot, znowu coś się pojawiło. I za każdym razem mam to samo poczucie: "poprzedni model nie dość, że jest tańszy - to jeszcze też daje radę...".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu