Jacek Kurski wyrządził sobie sporą szkodę. Chciał postraszyć publicznie pozwem, a skończyło się na tysiącach SMS-ów i tonach węgla pod domem prezesa Telewizji Polskiej.
Prezes TVP strzelił sobie w kolano. Miało być straszenie pozwem, są nocne telefony i tony węgla pod domem
Kurski w środowy wieczór opublikował wpis na Twitterze, w którym informował o rzekomym wykradaniu poufnych danych zdrowotnych i budowaniu na nich kłamstwa przez Kamila Dziubkę - dziennikarza Onetu, który poinformował o rzekomym pozytywnym wyniku prezesa TVP na COVID-19.
Szef Telewizji Polskiej w odpowiedzi na pierwszego tweeta opublikował zdjęcie przygotowanego pozwu, na którym znajdowały się wszystkie jego dane. Od adresu e-mail, przez miejsce zamieszkania, aż po numer telefonu.
Tweet został usunięty przez autora, ale internauci nie śpią. W odpowiedzi na pierwszy post Kurskiego stale powielane są jego prywatne informacje, screeny z WhatsAppa z wiadomościami (które prezes TVP niejednokrotnie odczytuje) oraz deklaracje o zamówieniu kilku ton węgla na adres widniejący na pozwie - to już zresztą klasyka przy tego typu sytuacjach.
Poza masą wiadomości kierowanych na numer telefonu Kurskiego, nie zabrakło komentarzy na serwisach zbierających opinie o numerach. Na jednej z najbardziej popularnych stron gromadzących opinie o numerach telefonów jest już blisko 300 komentarzy i kilkadziesiąt tysięcy wyszukań numeru. Te nie są zbyt pochlebne, a cyniczne i pełne negatywnych emocji. Lwia część komentujących nie pozostawia suchej nitki na właścicielu numeru, czasem żartobliwie, czasem złośliwie i chamsko. Skoro mleko się już rozlało, to prawdopodobnie kwestią najbliższych godzin jest zmiana numeru — bo internet wielokrotnie udowadniał, że nie zapomina.
Odkładając wszelkie złośliwości na bok - okoliczności są naprawdę nieciekawe z perspektywy poszkodowanego. Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji, bo nagabywanie połączeniami telefonicznymi czy niespodziankami adresowanymi na nasze miejsce zamieszkania tworzy naprawdę stresujące sytuacje. Warto zatem wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i zastanowić się dwa razy, zanim opublikujemy coś w internecie. Czasem pochopne działania mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku - dokładnie tak, jak w tym przypadku. Niby wszyscy wiedzą by nie udostępniać takich danych, ale czasem… no właśnie - w emocjach nie przemyślimy. Dlatego redakcyjnie nawet udostępniając zrzuty ekranu zdarza nam się sprawdzać je wzajemnie, by nie pokazywać za dużo ;-).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu