Felietony

Prawo do bycia zapomnianym

Grzegorz Marczak
Prawo do bycia zapomnianym
Reklama

Autorką tego wywiadu jest Ilona Grzywińska Eric Schmidt z Google powiedział, że za 10 lat dzisiejsza młodzież będzie zmieniać nazwiska, bo nie będz...


Autorką tego wywiadu jest Ilona Grzywińska

Reklama

Eric Schmidt z Google powiedział, że za 10 lat dzisiejsza młodzież będzie zmieniać nazwiska, bo nie będzie chciała być kojarzona z treściami, które dziś publikuje na swój temat. Tymczasem Unia Europejska chce pomóc użytkownikom w uniknięciu takiej sytuacji proponując „prawo do bycia zapomnianym“. Jeżeli projekt Komisji Europejskiej wejdzie w życie, może narazić takich gigantów jak Facebook czy Google na straty w wysokości nawet 2% ich rocznego dochodu globalnego.

O prawie do bycia zapomnianym rozmawiam z Alexandrą Senoner, Dyrektorem ds. Komunikacji i Public Affairs największej wyszukiwarki osób na świecie, 123people. Firma uruchomiła właśnie narzędzie – 123people Manager, dzięki któremu użytkownicy sami mogą usuwać dotyczące ich informacje z wyszukiwarki.

Czego dokładnie dotyczy projekt „prawa do bycia zapomnianym“?

Projekt zaproponowany przez Viviane Reding – tzw. „prawo do bycia zapomnianym“ - to część zmian do istniejącej już dyrektywy 95/46/WE, który ma na celu zaktualizowanie prawa unijnego i dostosowanie go do realiów działania serwisów internetowych i korzystania z nich przez użytkowników. To konkretnie prawo ma na celu maksymalne ułatwienie użytkownikowi usunięcie niechcianych informacji u źródła pod groźbą sankcji finansowych. Idea projektu jest bardzo prokonsumencka i znajduje swoje źródło w dwóch kwestiach: po pierwsze niskim poczuciu zaufania użytkowników do e-usługodawców w kontekście wykorzystania ich danych osobowych (aż dwie trzecie Europejczyków obawia się, że firmy wykorzystują ich dane osobowe bez ich pozwolenia), po drugie, jak zauważają eksperci w zakresie prawa, brakuje internetowego odpowiednika przywileju, który w rozwiniętych systemach prawnych przysługuje osobom popełniającym nawet poważne wykroczenia. Jakakolwiek informacja w sieci o danych czynach staje się niemożliwa do usunięcia i rzutuje na życie osoby, której dotyczy.

Czy prawo ma szansę wejść w obecnej formie?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć, ponieważ wraz z przedłożeniem pierwszej propozycji pod koniec stycznia, pojawia się co raz więcej głosów i ekspertyz, z jednej strony od e-usługodawców, z drugiej od prawników i specjalistów w zakresie ochrony danych osobowych, którzy poddają krytyce możliwość egzekucji takiego prawa. Bardzo negatywne głosy pojawiają się w USA – Stanford Law Review opublikował nawet ekspertyzę prawną, której autor mówi o istotnym ograniczeniu wolności słowa w Internecie po wprowadzeniu „prawa do bycia zapomnianym”. Tymczasem firmy zastanawiają się np., co dokładnie będzie oznaczało usunięcie danych dotyczących użytkownika z danego serwisu w sposób trwały. Czy jeżeli w międzyczasie inny użytkownik serwisu skopiował i powielił informację, usługodawca jest zobowiązany do jej monitorowania i usunięcia? Te kwestie wymagają doprecyzowania.

Jak 123people weryfikuje użytkowników, którzy chcą usunąć się z wyszukiwarki?

Bardzo dokładnie analizujemy każdą prośbę, którą otrzymujemy i jeśli jest taka potrzeba, to prosimy o dodatkowe informacje, jak choćby skan dowodu osobistego. Nie należy jednak zapominać, że nasza wyszukiwarka działa w czasie rzeczywistym, więc nie usuwamy danych osobowych, bo ich nie przechowujemy. Usuwamy linki do źródeł, czyli de facto zastrzegamy daną informację w obrębie wyszukiwarki. Chodzi nam głównie o to, aby pomóc użytkownikom w zarządzaniu ich danymi online. Po usunięciu niechcianych linków radzimy Internaucie, co powinien zrobić, jeśli chce niejako oczyścić sieć z informacji, z którymi nie chce być identyfikowany.

Jak Komisja Europejska ma zamiar egzekwować prawo do bycia zapomnianym?

Ta kwestia budzi właśnie największą wątpliwość, jeżeli chodzi o projekt przedstawiony przez V. Reding. Wydaje mi się, że jeżeli Komisja Europejska znajdzie odpowiedź na to pytanie, to odnajdziemy Święty Graal dyskusji o prywatności i ochronie danych osobowych w sieci. My jednak jako firma prowadząca codziennie rozmowy z użytkownikami, którzy monitorując swoją reputację online natrafiają na niechciane informacje dostrzegamy inny, bardziej palący problem. Internauci mają wciąż bardzo niski poziom świadomości odnośnie tego, co można, a czego nie powinno się publikować w sieci i wielokrotnie nie zastanawiają się zanim coś „puszczą w eter”. Ponieważ lepiej jest zapobiegać, niż leczyć, w pierwszej kolejności powinniśmy edukować użytkowników i pokazywać im, jak świadomie zarządzać swoimi danymi w Internecie i to od najmłodszych lat.

Ilona Grzywińska, Konsultant PR i Social Media. Autorka bloga www.webkomunikacja.pl

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama