Reuters dotarł do bardzo niepokojących informacji, które potwierdził przynajmniej u tuzina byłych pracowników Tesli, a w sumie zapytał o to blisko 300 osób. Okazuje się, że nagrania z kamer w samochodach swobodnie krążyły sobie po firmowych komunikatorach pracowników.
Tesla kamerami stoi
Według wizji Elona Muska kamery to jedyne czego potrzebują samochody Tesli, aby samodzielnie poruszać się po drogach. W ostatnim czasie usunięto nawet czujniki parkowania, a wszystkie funkcje związane z parkowaniem mają obsługiwać właśnie coraz lepsze kamery. W połączeniu z mocnym komputerem na pokładzie, który odpowiada za przetwarzanie obrazu, powinno to pozwolić na samodzielną jazdę w przyszłości. Funkcja FSD (Full Self Driving) nie działa jednak do tej pory tak jak powinna, pomimo tego, że spółka pracuje nad nią od dobrych kilku lat. Do tego celu wykorzystuje też nagrania z kamer w samochodach, na których uczy się sztuczna inteligencja.
Polecamy na GeekWeek: Autobusy miejskie bez kierowców? W Szkocji będzie ich cała flota
Żeby jednak mogła robić to skutecznie, potrzebuje pomocy ze strony człowieka, co polega na tym, że setki pracowników Tesli oglądało nagrania z kamer i pomagało w nich oznaczać różne elementy, które można spotkać na drodze. Siłą rzeczy takich nagrań musiało przewinąć się przez biura Tesli dosłownie tysiące, a wśród nich zapewne znalazły się też takie, które nie do końca pomagają poprawić bezpieczeństwo na drogach. Dopóki pozostają one w systemie, na udostępnianie któremu swoich nagrań zgodzili się klienci, to wszystko jest OK. Ale jak zaczynają krążyć po firmie między pracownikami, to chyba coś tutaj poszło nie tak.
Pracownicy wysyłali sobie nagrania z kamer
Według raportu stworzonego przez Reutersa, który dotarł do kilkunastu byłych pracowników Tesli, nagrania z kamer pokładowych krążyły po firmie nagminnie. Były to zazwyczaj śmieszne, ale czasami też bardzo niebezpieczne oraz intymne sytuacje. Wśród przykładów wymienia się np. nagranie klienta, który nago podchodzi do swojego samochodu, wideo z wypadku w jednej z miejskich dzielnic, gdzie kierowca Tesli potrącił dziecko na rowerze czy wreszcie nagrania z wnętrza garaży klientów. Podobno po firmie nawet krążyło nagranie z garażu Elona Muska, na którym było widać Lotusa Esprit z filmu z Jamesem Bondem z 1977 roku, którego kupił 10 lat temu na aukcji za niemal 1 mln USD. Sporo filmów ze śmiesznymi sytuacjami czy nietypowymi znakami było też przerabiane na memy i rozchodziło się viralowo po całej firmie.
Tesla ani Elon Musk nie odpowiedzieli na pytania dziennikarzy, bo jak widomo, dział PR praktycznie w tej firmie nie istnieje. Faktem jest jednak, że wiele instytucji, szczególnie w Europie coraz mocniej przygląda się kamerom zainstalowanym w samochodach. Tesla w Holandii musiała zmienić ustawienia trybu Sentry Mode, tak aby nagrywał on dopiero od momentu, gdy ktoś dotknie zaparkowany samochód, a nie tylko gdy się przy nim kręci. Rozpoczęcie nagrywania jest też sygnalizowane mrugnięciem światłami. Podobne ograniczenia chcą wprowadzić również niemieckie władze, zabraniając Tesli nagrywania jeśli pojazd nie jest w ruchu.
Jeszcze dalej poszły Chiny, które po prostu zabroniły autom Tesli wjeżdżać do dzielnicy Beidaihe, gdzie mieszka wielu wysoko postawionych członków partii, aby czasami nie zostały nagrane ich prywatne spotkania i rozmowy. Wygląda na to, że nie był to zakaz na wyrost, bo pomimo informacji Tesli, że nagrania z kamer są anonimowe, to pracownicy utrzymują, że wraz z wideo podane są koordynaty GPS, więc ustalenie np. miejsca zamieszkania właściciela samochodu nie nastręcza większych problemów. Kwestie prywatności klientów nie stoją zatem zbyt wysoko, choć warto dodać, że do tej pory żadne z takich nagrań nie wyciekło do publicznej wiadomości, a Reuters nie był w stanie zdobyć ich kopii od byłych pracowników, którzy twierdzą, że je skasowali.
źródło: Reuters
źródło grafiki: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu