To już 14. sezon programu "Kobieta na krańcu świata" i podczas uroczystej premiery widziałem pierwszy odcinek. Rozmawiałem też z Martyną Wojciechowską, która przyznała, że prace nad tym odcinkiem trwały od 7 lat, a pomysłów na kolejne jest pięćdziesiąt!
"Land of Hope" to miejsce, gdzie oskarżone o czary dzieci w Nigerii mogą znaleźć schronienie. Prowadzącej fundację Anji Ringgren Loven wraz mężem Davidem udało się uratować 92 dzieci, ale każdego roku posądzanych o bycie wiedźmami jest 15 tysięcy. To właśnie Anję i jednego z podopiecznych, Hope, odwiedziła Martyna Wojciechowska w pierwszym odcinku 14. sezonu "Kobiety na krańcu świata". W sumie przed nami 8 nowych odcinków, a także specjalny epizod poświęcony napotkanym przez wszystkie lata realizacji programu wyjątkowym mężczyznom, jak mąż Anji. Z okazji nadchodzącej premiery - już w tę niedzielę o 11:30 na TVN i w Playerze - miałem okazję porozmawiać z Martyną Wojciechowską.
Martyna Wojciechowska - wywiad o 14. sezonie "Kobiety na krańcu świata"
Polecamy: Zmiany w telewizyjnym kalendarzu premier Marvela. Co zobaczymy w tym roku?
Jak dziś ogłosiłaś, nadchodzi dokument będący niejako kontynuacją pierwszego z odcinków 14. sezonu “Kobiety na krańcu świata”. Wiesz, że przygotowujesz materiał trwający około pół godziny, ale czasami bardziej nośny może być 30 sekundowy klip - jak udaje Ci się zachować balans przez te wszystkie poprzednie lata, a szczególnie teraz w dobie internetu, social mediów, rolek, relacji, .
Ja myślę o różnych mediach i kanałach, jako wzajemnie uzupełniających się przestrzeniach. Nie zrezygnuję nigdy z robienia długich form, bo uważam że nie można opowiedzieć złożonej historii drugiego człowieka, jeśli nie poświęci się temu wystarczająco dużo czasu. Historia Anji Ringgren Loven jest momentami bardzo trudna, skomplikowana - co doprowadziło do tego, że jest ona działaczką społeczną, że ona ratuje dzieci oskarżone o czary. Odpowiedź na to pytanie mnie interesowała. W odcinku nie mieliśmy takiej możliwości, opowiadaliśmy historię jej i Hope, ale w filmie dokumentalnym, o wiele dłuższym, mamy taką możliwość i to dla mnie było zawsze ciekawe. Natomiast my oprócz tego zawsze robimy równolegle treści na różne kanały i to jest świetne, że można też kogoś w ten sposób zainteresować krótkim klipem na Instagramie czy TikToku. Wierzę, że to okazja, by pokopać głębiej, by kogoś zainspirować do podróży dalej.
Jak można odnaleźć się na lokalizacji, tam na miejscu, nie zaburzając zastanego świata? Skąd wiedzieć, kiedy znaleźć się w kadrze, a kiedy schować się przed kamerą i pozwolić wybrzmieć wydarzeniom, które właśnie mają miejsce?
Ja zawsze bym wolała, żeby mnie przed kamerą było jak najmniej, a nie jak najwięcej. Zawsze uważała, że to nie ja jestem ciekawa, a bohaterki programu, więc wychodząc z tego założenia ja się pcham gdzie nie trzeba. Natomiast czasami widzowie potrzebują takiego tłumacza kultur, czasem trzeba doprecyzować pewne rzeczy, ja staram się wtedy pojawiać, żeby pokazać chociażby jakiś inny kontekst kulturowy. Nie mam parcia na szkło, mówiąc wprost, nie jestem na tym etapie, więc bardziej jestem obserwatorem, niż uczestnikiem. Ale mogłabym nazwać swoją pracę, że to jest obserwacja uczestniczą. To znaczy ja doświadczam różnych rzeczy i ja opowiadam o nich swoim widzom. Ekipę mam wspaniałą, o wielkim wyczuciu i wrażliwości, razem z nimi staram się nie zaburzać tego świata, w którym jesteśmy. Staramy się nie pogwałcać istniejących tam praw i zwyczajów, tylko maksymalnie się wtopić i korzystać z tego wielkiego zaufania.
Kulisy "Kobiety na krańcu świata" - organizacja, planowanie
Chciałbym zapytać o przygotowania i organizację wyjazdów. Jak to zmieniło się na przestrzeni lat? Czy teraz jest łatwiej? Czy wręcz przeciwnie i ten bagaż doświadczeń sprawia, że pojawia się więcej pytań, wątpliwości? Na ile w ogóle można zaplanować takie wyjazdy?
Z jednej strony dokumentację o wiele łatwiej można prowadzić, ponieważ mamy dostępność internetu i można zadzwonić, połączyć się na callu - kiedyś to w ogóle nie było możliwe. Jechaliśmy nie wiedząc do końca kogo spotkamy. Natomiast z drugiej strony - kiedyś jechałam z taką pewną naiwnością. Poprzeczka idzie w górę, minęło tyle lat i ja po prostu czuję, że to jest wielka, wielka odpowiedzialność. Kiedyś, wydaje mi się, podchodziłam do tej pracy z większą lekkością, a dzisiaj podchodzę z wielką odpowiedzialnością. I jestem naprawdę uważna na każde słowo, które nie tylko ja wypowiadam, ale które pada w tym programie, ponieważ treści, które tworzymy tworzą też rzeczywistość. Odpowiadamy za to, co mówimy, kogo pokazujemy i w jakim kontekście.
Widzowie oglądają program z tygodniowym odstępem. Mają czas, by ochłonąć. A jak wygląda to po drugiej stronie kamery? Czy Wy podróżujecie w krótkim okienku z lokalizacji do lokalizacji?
Kiedyś realizowaliśmy program tak, że lecieliśmy z jednego miejsca do drugiego. Teraz tego nie robię, dbam o higienę mojego życia osobistego. więc ten grafik jest teraz ułożony bardzo rozsądnie. Zawsze wracamy do Polski - częściowo też wtedy wymienia się ekipa, więc jest to konieczne. W tym roku zaczęliśmy zdjęcia w styczniu, skończyliśmy dopiero co teraz. Więc można powiedzieć, że przez cały rok robimy ten program. Jesteśmy na etapie montażu, udźwiękowienia, koloru, sprawdzenia programu u konsultantów - to jest cały proces, który jest bardzo skomplikowany. Praca nad tym programem nigdy nie ustaje, ponieważ ja te tematy wymyślam i sprawdzam, inspiruje się kolejnymi historiami praktycznie 24 godziny na dobę, cały rok, na okrągło. Można powiedzieć, że te historie nas otaczają, ja mam tak ustawiony radar, że je po prostu słyszę.
Czy i ile powstanie nowych odcinków "Kobiety na krańcu świata"?
Odnośnie doboru historii i tematów - czy było więcej pomysłów, niż powstało odcinków?
Zawsze! Mam kolejnych pięćdziesiąt tematów, jest wielka tablica, gdzie są wywieszone te bohaterki i one nie wiedzą o moim istnieniu, a ja je już obserwuję. Zresztą praca nad tematem z Nigerii zaczęła się 7 lat temu.
A co jest dla Ciebie największym wyzwaniem podczas pracy przy tym programie po tylu latach? Czy to emocje, które przeżywasz podczas nagrywania?
Bardziej emocje moich bohaterek i emocje widza. Ja jestem najmniej ważna w tej układance, tak naprawdę. Jestem takim posłańcem, który te historie ma za zadanie przynieść do świata. Ale już wyszłam też z tej roli, bo najważniejszą misją jest dla mnie prowadzenie fundacji. “Kobieta na krańcu świata” jest czymś więcej, niż tylko programem. Z tego programu wyrosła fundacja, Unaweza, i realnie staramy się zmieniać świat na lepsze. I to nie tylko bohaterek tego programu, ale także zdrowie psychiczne młodych ludzi w Polsce.
Czyli żadnych zamiarów dotarcia do tego krańca serii nie ma?
Na razie nie. Znam plany stacji TVN na ten program, niedługo ruszamy realizować nowy sezon, choć jeszcze tego nie skończyliśmy na dobre.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu