Felietony

Powrót z iPhone 13 Pro na X okazał się dla mnie bezbolesny

Kamil Świtalski
Powrót z iPhone 13 Pro na X okazał się dla mnie bezbolesny
Reklama

iPhone 13 Pro miał być smartfonem, dla którego porzucę leciwego już X’a. Niestety, po kilkunastu dniach testów zdałem sobie sprawę z tego, że… właściwie wciąż nie czuję potrzeby przesiadki. A powrót do starego smartfona tylko mnie uświadczył w tym przekonaniu.

iPhone 13 Pro jest świetny. Ma doskonałe aparaty, zaskakująco solidny czas pracy na jednym ładowaniu, ultraszybki procesor, wszystko tam śmiga jak należy. Jednak największą zmianą jakiej oczekiwałem po przesiadce miał być nowy ekran, oferujący odświeżanie 120 Hz. I tak, jest. Tak, oferuje. Ale - przynajmniej póki co - w aplikacjach, w których nie robi mi to większej różnicy. Zaglądam do nich sporadycznie, a 120 Hz w Androidach z niższej półki wciąż robi na mnie lepsze wrażenie. Dlaczego? Bo jest wszechobecne. I jakiejkolwiek aplikacji nie otwieram, jest. Na iPhone 13 Pro w aplikacji którą najczęściej oglądam na ekranie smartfona, czyli Pokemon Go, wszystko działało jak na iPhone 6s czy X. Auć.

Reklama

Powrót do czteroletniego modelu miał bardziej boleć

iPhone 13 Pro ma tyle asów w rękawie z porównaniem do X, że można by je chwilę wymieniać. Warto jednak pamiętać, że każdy użytkownik jest inny, każdy ma inne potrzeby i oczekiwania. Między aparatami w iPhone X, a 13 Pro, jest przepaść. Nie boli mnie ona ani trochę, bo pomiędzy aparatami w iPhone 13 Pro, a pełnoklatkowym bezlusterkowcem z zestawem szkieł też jest przepaść. A z wyboru - przynajmniej póki co - zdjęcia robię tym drugim.

Ucieszyłem się bardzo na powrót do mniejszego telefonu… i zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to zamiast 13 Pro, wolałbym 13 Mini. Tam jednak zabrakło najważniejszej z tegorocznych nowości, czyli wysokiej częstotliwości odświeżania. No cóż, może za rok się uda - jestem cierpliwy, tym bardziej, że czas mnie nie goni. Może jednak doczekamy się w przyszłym roku jeszcze jednego małego smartfona Apple, tym razem ze 120 Hz. A do tego czasu wsparcie dla aplikacji będzie wyglądało inaczej, niż obecnie.

Najbardziej bolesnym elementem powrotu okazał się akumulator. Ten w moim iPhone X pokazuje już smutny napis zachęcający do wizyty w serwisie - i działa… no na żółtej bateryjce pociągnie do wieczora, ale nic więcej. Dlatego moim planem na najbliższe wolne popołudnie jest udanie się do serwisu i wymiana akumulatora w iPhone X, która jest o kilka tysięcy złotych mniej kosztowna, niż zakup nowego telefonu.

Jestem szczerze zdziwiony. Spodziewałem się wielu tęsknot po powrocie do starego telefonu

Już po kilku dniach pomyślałem, że czas porzucić plany zakupowe związane z nowym modelem smartfona Apple. Ale wiecie jak to jest, nagle człowiek wraca na stare śmieci i okazuje się, że wszystko tu jakieś takie wolne, nie takie, złe - do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja.

Na szczęście do e-sim przyzwyczaić się nie zdążyłem, bo w testowym modelu najzwyczajniej w świecie go nie miałem. Aparaty, jak wspomniałem, są mi kompletnie obojętne. Wymiana baterii to tylko kwestia czasu. Ale to co najważniejsze - czyli płynność działania kilkuletniego telefonu wciąż są w porządku. Czy jest równie szybki i pozwala na tak samo wiele? No nie - ale jest jeszcze na tyle sprawny, że wiedząc jak dobry jest tegoroczny topowy model, nie zdążył mnie ani razu wyprowadzić z równowagi. Tak, Face ID działa minimalnie wolniej, tak - nie mogę zrobić równie wielu zrzutów ekranu z rzędu bez wywoływania crasha aplikacji. Ale nadal chwytam telefon, odpalam Safari i wszystko ładuje się mig. Telegram działa szybko. Instagram też. No i odbieranie połączeń również nie sprawia problemów. A i rozmiar lepszy.

Apple niby nieźle to sobie obmyśliło, ale na mnie ich strategia… nie działa?

Z klientów Apple wielu się śmieje, że są jak wierni, którzy na każde skinienie łykną każdą głupotę od tamtejszych kapłanów. Nie wiem, może tak jest. Nie uważam, by firma była idealną, ba — nie uważam, by wydawanie co roku całej linii nowych smartfonów miało jakikolwiek sens. Ale przecież chodzi o czysty biznes, a z każdym rokiem ich modele różniące się detalami sprzedają się lepiej, niż ich poprzednicy. Aby co 12 miesięcy móc zagonić fanów nowinek technicznych do sklepu, inżynierowie i PRowcy dawkują nowości. A klienci chcą być zawsze naj. Maszyna działa, konsumpcjonizm na pełnej.

Sam jednak kilka lat temu zacząłem wybierać produkty Apple z nieco innych pobudek. Chciałem kupić sprzęt, który posłuży mi co najmniej przez kilka lat. I patrząc na moje przemyślenia po powrocie do czteroletniego smartfona prosto z najnowszego, jeszcze pachnącego nowością, modelu - to chyba był całkiem niezły wybór. Apple zarobi na mnie jednak mniej, niż mogłoby.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama