Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny troc...
Pod koniec roku sporo pisaliśmy o zamieszaniu wokół mediów publicznych (niebawem narodowych), zakładałem wówczas, że okres sylwestrowo-noworoczny trochę wyciszy temat i przez jakiś czas o nim nie usłyszymy. Pomyliłem się. I to bardzo. W ostatnich dniach ta kwestia wywoływała naprawdę duże emocje: dymisje, granie hymnu w radio, "wycieczki" do poprzedniej dekady i wspominki, a także "opinie" poseł Krystyny Pawłowicz, która... mówi, jak jest. Po prostu.
Pisałem już o tzw. małej ustawie medialnej, zakłada ona m.in. szybką wymianę władz w mediach publicznych i uzależnienie ich od ministra Skarbu Państwa. Nowelizacja przeszła już przez Sejm i Senat, teraz czeka na podpis Prezydenta. Byłbym zdziwiony, gdyby Andrzej Duda nie podpisał dokumentu. Tym samym niebawem będziemy mogli mówić o szybkim "klepnięci"u zmian, od słów decydenci przejdą pewnie do czynów - w mediach pojawi się nowa ekipa. Ta stara postanowiła nie czekać i zaczęła się już wykruszać, pojawiły się pierwsze dymisje:
Pięciu dyrektorów w Telewizji Polskiej, w tym szefowie TVP1, TVP2 i TAI, w sylwestra złożyło wypowiedzenia z pracy. Jak dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl, o tym kroku myśleli już od kilku tygodni. W najbliższych dniach władzę w TVP powinien objąć nowy prezes, którym najprawdopodobniej zostanie Jacek Kurski.[źródło]
Dla jednych to zaskoczenie, dla drugich nic nadzwyczajnego - ci ludzie prawdopodobnie i tak utraciliby pracę, a składając dymisję mogą liczyć na dłuższy okres wypowiedzenia. Mamy zatem pożegnania:
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy komentowano te roszady, zastanawiano się nad hymnami granymi przez Polskie Radio - co godzinę, przed wiadomościami Jedynka grała Mazurka Dąbrowskiego lub Odę do radości. W ten sposób protestowano przeciwko wspomnianej już nowelizacji ustawy medialnej. I znowu zamieszanie: dla jednych to hucpa, dla innych walka o wolność, niezależność mediów, także tych publicznych. Tu pojawia się jednak pytanie: czy media publiczne (narodowe) mogą/powinny być wolne i niezależne? A jeśli tak, to czy jest szansa, by osiągnąć taki stan? Sporo w tej materii wyjaśnia tekst opublikowany na stronie radiomaryja.pl (poniższe cytaty pochodzą z tego wpisu). Jego autorką jest Krystyna Pawłowicz - znana i budząca kontrowersje posłanka PiS.
Przyznam, że wpis czytałem z wypiekami na twarzy, do niektórych fragmentów wracałem wielokrotnie. Trudno stwierdzić, który akapit jest najmocniejszy, najbardziej zasługuje na uwagę - polecam lekturę całości. W skrócie napiszę, że tekst dotyczy niezawisłości mediów, ich roli, zadań, stosunku wobec władzy. Dowiadujemy się np., iż władza musi dysponować kanałem informacyjnym, by móc dotrzeć do społeczeństwa, a także by prowadzić politykę propaństwową, narodową.
Media publiczne są własnością wspólną, narodową, “przechodnią”, bez możliwości ich prywatyzowania (co chciała przeforsować PO i postkomuniści), i co należałoby zagwarantować nawet w konstytucji.
Logicznie więc, media publiczne są/muszą być z natury swej polityczne i żądanie ich “apolityczności” oznacza niezrozumienie logiki funkcjonowania demokracji wymagającej dla przejrzystości swego działania koniecznych i realnych narzędzi sprawowania władzy i jej sprawozdawania obywatelom.
ReklamaHasło więc i żądanie “apolityczności” mediów publicznych do dysponowania którymi ma prawo każda kolejna legalna władza, jest szkodliwym wyidealizowanym mitem, utrudniającym rządzenie państwem, zwłaszcza w czasie zagrożeń.
Dalej jest równie ciekawie: dowiadujemy się, że
media publiczne, a poprawniej – media “rządowe” NIE są, co do zasady, od “kontroli władzy”, bo od “kontroli władzy” i “patrzenia jej na ręce”, jak też “rozliczania” władzy są media PRYWATNE, które w Polsce przez 8 lat rząd lewicowo-lewacko-postkomunistyczny ochraniały medialnie przed społeczną krytyką, fałszując jej dokonania i ukrywając prawdę o jej ekscesach i aferach.
Posłanka pisze wprost: Media publiczne to media rządowe, i są to jak najbardziej media “polityczne”.
Proste? Nawet bardzo. We wpisie znajdziemy też inne perełki, okazuje się np., że media mają być przekaźnikiem informacji do władzy. Jak mają z tego korzystać obywatele? Trudno stwierdzić. Jest również mowa o zagwarantowaniu rzetelności poprzez regulacje (serio) czy o oddziaływaniu na zagranicznych widzów, słuchaczy. Odrzucając wszystkie głupoty i brak logiki, widzimy coś, czego wcześniej inni nie mówili głośno. Media publiczne/narodowe mają być tubą obozu rządzącego. Nie dziwię się, że ta szczerość nie spodobała się niektórym partyjnym kolegom i posłanka musiała tłumaczyć, że wpis to jej opinia, a nie stanowisko PiS.
Warto podkreślić użycie sformułowania, iż media są własnością "przechodnią", bo do niego wszystko się sprowadza. Telewizja i radio to łup, który po wyborach przechodzi z jednych rąk do drugich. W błędzie są ci, którzy myślą, że ten proces zaczął się jesienią 2015 roku. Można przywołać ciekawą wymianę zdań, do jakiej doszło niedawno w "Faktach po Faktach" - Katarzyna Kolenda Zaleska rozmawiała m.in. z byłym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim i przypomniała, że za jego czasów... było podobnie. Gdy Kwiatkowski mówił o grandzie, zawłaszczaniu mediów, dziennikarka weszła mu w słowo:
- Panie prezesie, tutaj się muszę wtrącić - powiedziała na to prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Przypominam sobie, że kiedy SLD wygrało wybory, to było dokładnie to samo - stwierdziła.
- Ale to proszę przypomnieć... - próbował tłumaczyć się Kwiatkowski, na co dziennikarka odpowiedziała: -Ja wtedy pracowałam w telewizji publicznej i pan był moim szefem. I wtedy odeszłam z telewizji.
- Tak, ja to pamiętam. Ale to był rok 2002, a ja byłem prezesem od czterech czy pięciu lat. Pamięta pani dobrze, ale nie wszystko - tłumaczył Kwiatkowski. - Wszystko pamiętam doskonale - odparła Kolenda-Zaleska z uśmiechem. Drugi gość programu, także były prezes TVP w latach 2007 - 2008 Andrzej Urbański, skwitował wymianę zdań śmiechem.[źródło]
Posłanka Pawłowicz opisuje zatem problem, który trwa od lat i stwierdza po prostu, że ten mechanizm nie zostanie wyeliminowany - spodziewajmy się raczej jego betonowania. Bo to należy się zwycięzcom. Władza MUSI, jak pisze posłanka. Można przy tym mówić, że uczyni się media bardziej rzetelnymi, ale to już maskowanie. W tym momencie wypada przywołać wpis sprzed kilku dni - pisałem wówczas o pomyśle innego posła: Piotr Liroy-Marzec zaproponował, by zlikwidować media publiczne. Chociaż nie ma na to najmniejszych szans, rozwiązanie coraz bardziej mnie do siebie przekonuje...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu