Uber jest tani i to leży u podstaw jego sukcesu. Jako pośrednik firma musi dbać jednak nie tylko o zadowolenie klientów, ale również zachęcać kierowcó...
Odczułem na własnej skórze dynamiczny cennik Ubera. O co chodzi z tym mnożnikiem?
Uber jest tani i to leży u podstaw jego sukcesu. Jako pośrednik firma musi dbać jednak nie tylko o zadowolenie klientów, ale również zachęcać kierowców. Stąd dynamiczny cennik, który zmienia się w zależności od popytu i podaży. Narzędzie nie jest nowe. Najbardziej dobitnie można było się jednak przekonać o jego działaniu w minionego sylwestra.
Korzystam z Ubera dość regularnie - szczególnie wieczorami. Z mnożnikiem spotkałem się nie pierwszy raz - już kilkukrotnie stawki skakały półtora-, a nawet i dwukrotnie. Nie inaczej było też w sylwestrową noc. Tuż po północy wyglądało to jeszcze nieźle. O godzinie 1:00 mnożnik przekroczył już 2,5x. Chwilę później pierwszy raz zobaczyłem 6x, a raz aplikacja zaproponowała kurs nawet siedmiokrotnie droższy (w pewnym momencie zerkałem już na nią głównie z ciekawości). Ostatecznie sam przyjechałem do domu z aktywnym mnożnikiem 2,6x - w pełni świadomie. Zresztą za cały kurs zapłaciłem kilka złotych, wykorzystując uzbierane środki z polecenia i kredyty z innych promocji. Mogę się jednak tylko domyślać ile osób "pod wpływem", które dotąd z mnożnikiem nie miały do czynienia było zdziwionych następnego dnia po zobaczeniu maila z wystawionym rachunkiem.
Po co to wszystko? Uber musi dbać o to, aby w danym momencie na mieście była dostępna odpowiednia liczba kierowców. Gdy nagle popyt rośnie i kierowców zaczyna brakować, stawka wzrasta - w ten sposób zachęcani są inni do wyjeżdżania na ulice w celu rozwiązania problemu chwilowego braku dostępnych samochodów. To sprytny mechanizm, na którym zyskać mają obie strony - klient doczeka się w rozsądnym czasie transportu (za wyższą cenę, ale jednak), a kierowca zarobi więcej w zamian za jeżdżenie w np. święta lub sylwestrową noc. Co istotne, całość działa automatycznie w oparciu o odpowiedni algorytm. Nie ma zatem tutaj czynnika ludzkiego, który mógłby manipulować mnożnikiem w celu generowania np. wyższych zysków.
U podstaw tego mechanizmu leży filozofia Ubera. Firma bowiem nie zatrudnia kierowców. Każdy przewoźnik jest całkowicie niezależny i często ma inne zobowiązania. Dlatego nie jest w żaden sposób rozliczany z liczby kursów czy przejechanych godzin - sam decyduje kiedy i jak długo będzie jeździł. Z rozmów z kiloma kierowcami Ubera wiem, że są wśród nich osoby robiące kilka kursów w tygodniu, ale też są tacy, którzy robią ich kilkadziesiąt dziennie. Z tego też powodu niezbędna jest dodatkowa motywacja w postaci mnożnika, aby utrzymać niezawodność usługi na odpowiednio wysokim poziomie. I to faktycznie działa. Znajomi, którzy w tym samym czasie zamawiali taksówkę, czekali na nią 45 minut (po tym, jak przez dobre pół godziny próbowali się dodzwonić). Mój Uber przyjechał po 7 minutach - oczywiście odpowiednio za to dopłaciłem (a właściwie bym dopłacił, gdyby nie środki promocyjne).
Pułapka na klientów? Niekoniecznie. Uber w przejrzysty sposób informuje o wyższym mnożniku. Wracając z sylwestra zobaczyłem okienko pop-up tuż po uruchomieniu aplikacji. Natomiast chcąc zamówić kierowcę, musiałem przepisać mnożnik - było to wyraźnie zakomunikowane, a więc świadomie zgodziłem się na przejazd za wyższą niż normalnie cenę. Oczywiście w sytuacji, gdy ktoś nie czyta komunikatów na ekranie (lub z innych powodów) może odebrać ten mechanizm jako po prostu zabezpieczenie typu "captcha". Tylko, czy wtedy można obwiniać o to Ubera?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu