Dzień bez polityki, dzień stracony. Ostatnio dotyczy to także AW, ale trudno się temu dziwić - decydenci zajmują się sprawami, które od dawna podejmuj...
Dzień bez polityki, dzień stracony. Ostatnio dotyczy to także AW, ale trudno się temu dziwić - decydenci zajmują się sprawami, które od dawna podejmujemy na blogu: media, edukacja, inwigilacja. Czasem informacje są pozytywne, jak w przypadku nauki programowania, innym razem niepokoją - wystarczy wspomnieć o podsłuchach i czytaniu korespondencji obywateli. Tym razem wracamy do ustawy medialnej. Konkretnie do słów posła, którego do niedawna kojarzyliśmy głównie ze sceną muzyczną. Piotr Liroy-Marzec proponuje likwidację telewizji publicznej. Wiele osób głośno się śmieje, ale on może mieć rację.
Scyzoryk w Sejmie. To bawi pewnie sporo osób. Przyznam, że mnie też. Nie zamierzam jednak dla zasady śmiać się z każdej jego wypowiedzi i krytykować wszystkich pomysłów. Propozycja dotycząca telewizji publicznej brzmi całkiem sensownie. Z pewnością można by jej poświęcić chwilę, podjąć dyskusję, omówić argumenty za i przeciw. Ale do tego nie dojdzie. Wystarczy spojrzeć na reakcję posłów, gdy Liroy-Marzec zabiera głos. Jeden z portali porównywał potem jego propozycję do wystąpień Kononowicza. No bo "niczego nie będzie". A może będzie spokój? Najpierw film:
Czy Liroy mówi o likwidacji całej telewizji? Nie, chodzi mu o stacje publiczne. Te, które niebawem mają się stać narodowymi. Te, na które będziemy się zrzucać wszyscy. Już nie w ramach abonamentu, lecz opłaty medialnej. Z tych pieniędzy będzie realizowana misja, ma być (chyba?) budowana siła, jedność i duma narodowa. A Marzec chce to likwidować. Tylko czy w którymś fragmencie swojej wypowiedzi poseł całkowicie rozmija się z rzeczywistością? Raczej nie. Stacje komercyjne rzeczywiście mogłyby realizować ową misję. Wystarczy ciało, które zajmie się rozdysponowywaniem środków i kontrolą.
Liroy ma rację mówiąc, że za kilka lat to będzie "śmierdzący trup". Rynek zmienia się szybko, przy okazji opisywania opłaty medialnej, zastanawialiśmy się, jak taki parapodatek może funkcjonować w świecie, w którym jest szybko rosnący w siłę Internet i stream. Na Zachodzie rynek zmienia się bardzo dynamicznie, a u nas następuje reanimacja telewizji publicznej. Przy czym ta reanimacja bardziej może przypominać balsamowanie. Posłowie siedzący w sali ze "Scyzorykiem" śmieją się, bo chyba nie słyszeli i nowinkach z Ameryki, Netflix czy Amazon to dla nich czarna magia. A nie, o Amazonie słyszeli - to chyba jakieś magazyny są...
Ktoś może powiedzieć: chwila, przecież Brytyjczycy mają świetne BBC - oni utrzymują telewizję publiczną, dlaczego my mamy ją likwidować? Z prostego powodu: wydaje się mało prawdopodobne, by w Polsce "naprawa" mediów publicznych rzeczywiście przyniosła pożądane zmiany. Na czym polega "reforma", którą wprowadza tzw. mała ustawa medialna, o której pisaliśmy kilka dni temu? Na tym, że ekspresowo mają być zmieniane władze w mediach publicznych, a kontrolę nad nimi przejmie minister Skarbu Państwa. Czyli członek rządu.
Czy media publiczne są obecnie tubą władzy, jeszcze tej poprzedniej? Nie wiem, nie oglądam, więc trudno mi się na ten temat wypowiadać. Ale rzesza ludzi przekonuje, że tak jest, że to mocno upolitycznione ciało. Załóżmy, że mają rację. Czy zmiana władz, obstawienie tego tworu nowymi ludźmi, sprawi, że przestanie ono być tubą władzy? Nie, raczej zacznie być głośnikiem nowej ekipy. To nie jest reforma, to przejecie megafonu. Megafonu, który ma być wzmacniany kasą z naszych kieszeni. Jeżeli komuś się wydaje, że za sprawą tych środków stworzymy polskie BBC, to chyba jestem zmuszony go rozczarować.
Obawiam się, że słów posła Marca koledzy i koleżanki z Sejmu nie wezmą na poważnie. A szkoda - może powinni z nim usiąść, zaprosić ludzi, którzy znają temat i posłuchać. Tylko czy komuś zależy na tej wiedzy...
A na deser:
Grafika tytułowa pochodzi z profilu Dick Dobrowolski na YouTube
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu