Militaria

Polsko-polska wojna po upadku rakiety. Poszło o skuteczność OPL

Krzysztof Kurdyła

...

Reklama

Upadek rakiety w przygranicznej miejscowości Przewodów doprowadził w Polsce do tego, czego niestety każdy znający nasze realia mógł się spodziewać. Wojna polsko-polska o obronę przeciwlotniczą, podlana oczywiście politycznym sosem, już na wielu polach „morduje” realizm i logikę.

Romantyzm pola walki

W czasie gdy wciąż trwają badania tego, co się w ogóle parę kilometrów od ukraińskiej granicy wydarzyło, w internecie wrze. Część komentatorów, niektórych mających znaczące nazwiska na polskiej „scenie” prasowej, politycy, a także byli wysocy oficerowie Wojska Polskiego, zaczęli stawiać tezy, że nasz kraj nie przeszedł testu obrony przeciwlotniczej, skompromitował się przed Rosją, a rakiety uderzą zaraz w plac Trzech Krzyży...

Reklama

Inni komentujący zaczęli z kolei domagać się budowy polskiego odpowiednika izraelskiej Żelaznej Kopuły, licząc oczywiście, że w warunkach Europy Wschodniej da się taki system przenieść 1:1 i osiągnąć podobną skuteczność.

Co miało się skompromitować?

Po pierwsze, jeśli politycy i byli wojskowi twierdzą, że polska OPL się skompromitowała, to chyba zapominają, że nasza obrona przeciwlotnicza jako całościowy system, także dzięki ich działalności, na dziś nie istnieje. Dopiero w ostatnich latach prace nad tym najbardziej zniszczonym elementem Sił Zbrojnych ruszyły, a do planów tej odbudowy większych zastrzeżeń mieć nie można.

Na dziś, ograniczoną ochronę OPL zapewniają nam głównie sojusznicy. Amerykanie przysłali Patrioty, Brytyjczycy system SkySabre. Jest to jednak obrona punktowa, chroniąca głównie obiekty zapewniające logistykę dostaw na Ukrainę. Parasol zapewnia nam też lotnictwo tak własne, jak i natowskie, ale ono skupia się na zagrożeniach z innej półki. Trzeba pamiętać, że cały czas mamy też nad sobą natowskie samoloty wczesnego ostrzegania.

Stan naszego OPL nie jest też żadną tajemnicą dla Rosji, więc argument o tym, że Kreml chciał go przetestować, jest po prostu bez sensu. Rosja, jeśli już zakładamy chęć prowokacji, musiałaby uderzyć w okolice Rzeszowa, żeby przetestować Amerykanów. Tyle że jest to scenariusz z gatunku nawet nie political-fiction, a political-fantasy.

Rosja to nie Strefa Gazy...

Sam pisałem na Antyweb artykuł o tym, że PGZ powinna zabrać się za projektowanie i budowę europejskiego odpowiednika Iron Dome. Tyle że taki system, w którym kluczowy parametr koszt/efekt pozwoli chronić więcej obiektów, będzie w stanie tylko częściowo poszerzyć ochronę.

Wystarczy spojrzeć na mapę Izraela i Palestyny, żeby załapać jaką przestrzeń ich Kopuła nadzoruje i jakiego obszaru broni. Cała granica Strefy Gazy ma 60 km długości. Przeniesienie tego systemu do kraju posiadającego jakiś 1000 km wschodniej granicy koniecznej do ochrony, jest finansowo i sprzętowo nie do zrobienia.

Dodajmy też, że wysoka skuteczność Żelaznej Kopuły w Izraelu (90%) wynika po części z faktu, że Hamas dysponuje głównie przestarzałymi rakietami lub wręcz prymitywnymi samoróbkami.

Reklama

...Polska to nie Izrael

Żadne państwo wielkości Polski, mające tak długi obszar „wrażliwy”, nie będzie w stanie chronić zdecydowanej większości swoich terenów przygranicznych. OPL będzie skupiać się na ochronie punktów o znaczeniu strategicznym, baz, węzłów komunikacyjnych, infrastruktury krytycznej różnego rodzaju.

Nikt, niezależnie od barw politycznych, nie będzie bronił przygranicznych wsi i miasteczek, nie będzie miał czym. Chyba, że w danym rejonie będą toczyły się o walki lądowe, tyle że wtedy mieszkańcy powinni być już dawno ewakuowani.

Reklama

Czasoprzestrzeń

Na koniec warto wspomnieć o czasie reakcji, szczególnie w przypadku rakiety uderzającej tuż przy granicy i nadlatującego od strony państwa zaprzyjaźnionego. Pociskowi rakietowemu przebycie takiego dystansu zajmie kilkadziesiąt sekund. Jeśli dodatkowo, na co wszystko wskazuje, wystrzelili go Ukraińcy gdzieś pod polską granicą to cała akcja trwała może z minutę, może dwie. Radary i AWACS-y z pewnością jego ruch wykryły, ale pocisk zniknął z radarów zanim zdołano go w jakikolwiek sposób zidentyfikować.

A przecież ocena zagrożenia i próba identyfikacji jest konieczna do tego, żeby ktoś mógł wydać rozkaz do zestrzelenia. Nawet gdybyśmy mieli naszą OPL w pełni zbudowaną i zintegrowaną przez system IBCS, i tak nikt raczej nie zdążyłby odpowiednio szybko zareagować w podobnej sytuacji. Niestety, wiele osób zanim sobie całą sprawę spokojnie przeanalizuje, woli grzać narrację w stylu „nie oddamy nawet guzika” i dowodzić, że OPL ma święty obowiązek zestrzelić każdy pocisk. To tak niestety nie działa...

Stock Image from Depositphotos.

 

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama