Felietony

Co mogłoby być bazą dla polskiej space-opery w stylu „The Expanse”?

Krzysztof Kurdyła
Co mogłoby być bazą dla polskiej space-opery w stylu „The Expanse”?
66

Sukces serialowego „Wiedźmina” (niezależnie jak go oceniamy) uchylił polskim twórcom drzwi bogatych stacji VOD. Czekając na finał „The Expanse” zacząłem się zastanawiać, czy wśród polskiej S-F znalazłby się materiał nadający się do serialowej ekranizacji w podobnym stylu.

Kryteria wyboru

To co mnie kupiło w „The Expanse” to wiarygodna wizja rozwoju naszej cywilizacji w Układzie Słonecznym. Ciekawie przedstawiono zmiany cywilizacyjno-społeczne zachodzące w oderwanych od Ziemi młodych społecznościach. Problemy zdrowotne, logistyczne, technologiczne, zawodowe - widzimy w tym wszystkim naturalną kontynuację problemów dzisiejszego świata.

Doprawione to wszystko zostało odpowiednim balansem przygody, tajemnic, astropolityki, a nawet filozofii, ale żaden z tych elementów nie zabija zapachu mieszanki smarów, regolitu i moczu walającej się w dokach niedoinwestowanych portów kosmicznych. W efekcie dostaliśmy brudną, realistyczną na ile się da space-operę w nowoczesnym wydaniu.

Po polsku zagmatwane

Wbrew pozorom sprawa nie jest prosta. Poza częścią utworów Lema, najlepsze polskie książki skupiają się nie na pokazaniu możliwego rozwoju naszej cywilizacji, ale omawianiu bardzo ogólnych zagrożeń dla ludzkości w sposób mocno symboliczny. Autorzy wolą wykreować zupełnie odmienne światy, czasem nawet zupełnie inną fizykę, chętnie sięgają po groteskę, a nierzadko nawet magię.

Weźmy na ruszt dzieła mojego ulubionego polskiego pisarza S-F Janusza A. Zajdla. Jego książki  znacznie bardziej skupiają się na omawianiu poważnych problemów cywilizacyjnych i socjologicznych niż samym bohaterze, mimo że Ci nie są ani płascy, ani nudni. Chyba każda z jego książek to materiał na film, ale żeby oddać ich ducha, musiałoby to być ciężkie, poważne kino w stylu „Łowcy Androidów”. Kino dodajmy, które niezmiernie rzadko się udaje, o dorównaniu książkom nie wspominając.

Z innym świetnym autorem, Markiem S. Huberathem lepiej nie będzie. Dzięki swojej szkatułkowej strukturze na krótki serial dałoby się przerobić „Gniazdo światów”, ale problem „ciężaru gatunkowego” byłoby tu chyba nawet gorszy niż u Zajdla. Produkt ostateczny, nawet dobrze nakręcony, miałby pewnie garstkę widzów i status kina Tarkowsky'ego.

Trudno wyobrazić mi sobie dobrą adaptację „Pana Lodowego Ogrodu” Grzędowicza. Im dalej zagłębiamy się w tę książkę, tym bardziej widać jak bardzo jest niefilmowa. Pomimo że materiał jest obszerny, to finałowe sezony wpędziłby w depresję każdego scenarzystę, reżysera i montażystę, a efekt końcowy musiałby wylądować raczej w kategorii abstrakcyjnego fantasy oglądanego przez 10 widzów rocznie.

Przeładowanie filozofią, rozbudowanymi wizjami, światotwórstwem, które sprawdza się w książkach, wyklucza też z tej kategorii książki Dukaja, choć objętościowo większość z nich można by przeliczyć na jakieś dwa-trzy sezony serialu. Trudność w zmianie tego typu materiałów w coś, co ma być zjadliwe dla szerszego grona widzów widać w tym, jak do tematu adaptacji „Starości Aksolota” podszedł Netflix. Ciężko to w ogóle nazwać adaptacją.

Space-opera PL

O polskiej fantastyce można by tak pisać jeszcze długo, ale przejdźmy do rzeczy. Analizując zbiory opowiadań, książki i serie które przeczytałem, przychodzą mi na myśl dwie pozycje, jedna nieco lżejsza i z zastrzeżeniem, że dla ostatecznej oceny musiałbym ją sobie odświeżyć, a druga znacznie poważniejsza, ale przez nazwisko autora z większą szansą na sukces.

Tomasz Kołodziejczak kilkanaście lat temu popełnił dwutomową (+ wyszły potem jakieś opowiadania) serię o Dominium Solarnym. „Kolory sztandarów” i „Schwytany w światła” opowiadały historię Daniela Bondaree, sędziego-egzekutora w stylu sędziego Dredda w jednej z ziemskich kolonii, zmuszonego do walki z najeźdźcami z Kosmosu.

Książkę czytałem dawno temu, ale z tego co pamiętam, jedną z jej najmocniejszych stron była właśnie wizja tego, jak rozwinęły się różne „rozgałęzienia” ludzkości po podbiciu innych światów. Wadą był jak dla mnie zbyt płaski, prawie idealny główny bohater. Takie coś da się jednak naprawić na etapie pisania scenariusza.

Mistrz Lem i Pirx

Pozycją zdecydowanie najbardziej wartą nakręcenia w formie serialu są „Opowieści o pilocie Pirxie” Stanisława Lema. Tutaj to zdecydowanie bohater, jego dylematy, decyzje które musi podjąć i konsekwencje z którymi musi się zmierzyć są po prostu klasą samą w sobie. Wszystko w warunkach zderzenia niedoskonałości człowieka z niedoskonałością nowoczesnych technologii.

Lem co prawda przerzucał nam bohatera z opowiadania na opowiadanie nawet o kilka lat, ale zdołał precyzyjnie naszkicować jego cechy i rozwój osobowościowy. W rękach dobrego showrunnera i scenarzysty mógłby to być prawdziwy samograj na wiele sezonów. Nawet tytuł „Pirx”, ma w sobie coś magnetycznego, trochę jak z „Picardem” w Amazona Prime, sama nazwa zachęca do sprawdzenia co to jest. No i koniec końców Lem to nazwisko na rynku filmowym, mające już jakąś wartość.

Czy doczekamy się kiedykolwiek dobrej pozycji serialowej tego typu? Pewnie nie, ale pomarzyć zawsze warto... Ciekaw jestem waszego zdania w tym temacie, szczególnie w kontekście najnowszych książek S-F znad Wisły. Sam nie mam ostatnio na fantastykę zbyt wiele czasu i zrobiły mi się spore zaległości. Jeśli macie swoje typy, śmiało piszcie w komentarzach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu