Nasz kraj serialami nie stoi. Pewnie nie zabraknie głosów sprzeciwu, zostanę zasypany tytułami i będziecie mnie przekonywać, że jest inaczej, ale zdania nie zmienię. Jasne, zdarzają się dobre tytuły, w przeszłości było ich całkiem sporo i uwielbiam wracać do tych treści, ale teraz trudno trafić na coś naprawdę dobrego. W czym tkwi problem? Gdy patrzę na kasę, jaką dysponują twórcy na Zachodzie, dochodzę do wniosku, że winne są przede wszystkim czynniki finansowe. To dobre alibi, lecz nie do końca do mnie trafia.
Polacy mają na koncie kilka świetnych seriali, ale spora część z nich pamięta jeszcze czasy PRL. Dzisiaj też trafiają się dobre rzeczy, ale są np. remake'ami. Pamiętam głosy zachwytu nad Paktem, który przywędrował do nas z Norwegii. Były Belfer czy Wataha, lecz w oczach niektórych prezentują się bardzo dobrze, bo mają mizerną konkurencję. Królują u nas tasiemce sprowadzane z USA, Ameryki Łacińskiej czy Turcji, do tego dochodzą telenowele z rodzimego podwórka, a i one często mają pierwowzór w innym kraju (patrz ksiądz z Sandomierza czy policjant z psem). Pomijam już przy tym paradokumenty, które zawładnęły telewizją w naszym kraju. Stacjom jest na rękę, że ludzie to oglądają, bo produkcja jest tania. Wysoka oglądalność za nieduże pieniądze - jest zysk.
Pojawia się zatem wątek ekonomiczny: Polacy robią tanie seriale i stąd bierze się niska jakość. Zwyczajnie nie stać nas na super produkcje. Konrad pisał o tym, że Apple na swoje treści wideo przeznaczy miliard dolarów. Netflix w tym roku wyda na ten cel 6 miliardów dolarów, a w przyszłym roku już 7 mld dolarów. HBO w ubiegłym roku wydało na swoje produkcje 2 mld dolarów. To są kosmiczne pieniądze. Pisałem jakiś czas temu, że budżet The Get Down , serialu z logo Netflix, grubo przekroczył sto milionów dolarów. I co? Skończyło się finansową klapą. Trudno mi sobie wyobrazić, że Polacy tworzą serial za sto milionów (nawet złotych), a potem jeszcze przyznają, że widownia była niewielka. To byłaby klęska, o której pisano by w podręcznikach historii.
Sprawa wydaje się oczywista, na Zachodzie mają więcej kasy. Tak było, jest i będzie. Ale prawda jest taka, że często o tym zapominamy. Nabijałem się z doniesień na temat serialu Korona Królów realizowanego przez TVP, bo w porównaniu z zachodnimi produkcjami historycznymi to może być coś strasznego. Sęk w tym, że nasz tytuł ma inny budżet. U nas nie powstanie nigdy Gra o tron czy Dynastia Tudorów. Polacy mogą opowiadać o czasach średniowiecza, zaborów, dwudziestoleciu międzywojennym, obu wojnach światowych, czy PRL, lecz nie zrobią z tego wielkiego widowiska. Nie takiego na miarę HBO czy Netflix.
Z jednej strony wypada bronić naszych twórców: nie ma kasy, to i wyników nie będzie. Jeśli ktoś przyjedzie do Polski i mocno sypnie groszem, to może powstanie u nas Wiedźmin z prawdziwego zdarzenia, nakręcona zostanie świetna opowieść o Jagiellonach, Koperniku, uczonych, którzy uporali się z Enigmą albo o powstawaniu Solidarności. Te seriale mogłyby zdobyć uwagę widzów w innych krajach. Bez pieniędzy, szanse są na to mizerne, wątpię, by Brytyjczyk rzucił okiem na Koronę Królów i nie wynika to z faktu, że obca jest mu polska historia. Ale jest też druga strona medalu: skoro nie ma pieniędzy, nie mówmy, że powstaje coś ekstra, nie ma sensu przywoływać zagranicznych hitów. A tak niestety się dzieje, niedawno czytałem, że serial historyczny Drogi nadziei tworzony z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości, to będzie dzieło z rozmachem. To jest kręcenie sznura na własną szyję, bo polski widz wie, jak wygląda rozmach - ma dostęp do kablówki oraz Internetu.
Jest jeszcze coś: wysoki budżet nie daje z automatu dobrej jakości. I w drugą stronę: świetny serial można stworzyć bez wielkiej kasy. Izrael i kraje skandynawskie tworzą seriale, które potem są eksportowane, ale ich atutem niej jest rozmach, lecz pomysł: to uniwersalne, dobre historie, które można wszędzie lub prawie wszędzie sprzedać (kupcem m.in. Polska). Miliony widzów przed telewizory może przyciągnąć jedno pomieszczenie, dwóch nieznanych aktorów i kilka rekwizytów, obejdzie się bez scen batalistycznych i kręcenia w dwudziestu lokacjach na całym świecie. Nie napiszę zatem, że Polacy tworzą kiepskie seriale tylko dlatego, że nie mają kasy - to jest zbyt proste wytłumaczenie. Kiedyś trafiłem na znacznie lepsze wyjaśnienie: Polacy tworzą kiepskie seriale, bo... społeczeństwo mało czyta. I to już bardziej do mnie trafia...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu