Android

Po tygodniu z Androidem 6.0 Marshmallow... nie czuję różnicy

Tomasz Popielarczyk
Po tygodniu z Androidem 6.0 Marshmallow... nie czuję różnicy
Reklama

Android 6.0 Marshmallow wylądował na moim Nexusie. Prawdę powiedziawszy sam go "wylądowałem", bo oczekiwanie na OTA od Google było szalenie frustrując...

Android 6.0 Marshmallow wylądował na moim Nexusie. Prawdę powiedziawszy sam go "wylądowałem", bo oczekiwanie na OTA od Google było szalenie frustrujące (nawet użytkownicy Nexus Playera otrzymali szybciej nowy system). Zainstalowałem zatem aktualizację ręcznie i od ponad tygodnia sprawdzam ją w akcji.

Reklama

Android 6.0 to chyba najbardziej niepozorne wydanie Androida, jakie kiedykolwiek zadebiutowało. Zmiany są na tyle niewidoczne i nieodczuwalne, że znacznie chętnie nazywałbym go Androidem 5.2, albo w ostateczności Androidem 5.5. System przez kilka ostatnich miesięcy był dostępny w ramach publicznych testów i to czuć. W przypadku niektórych poprzednich aktualizacji zdarzało się, ze Google musiał kilka tygodni później łatać pewne niedociągnięcia i błędy. Wydaje mi się, ze tutaj nie będzie to konieczne, ale to mocno powierzchowne odczucie.


Co się zmieniło? Biorąc pod uwagę codzienne korzystanie ze smartfona, absolutnie nic. Nie znaczy to jednak, że nowości nie są widoczne gołym okiem. Przede wszystkim otrzymałem nowy Google Now Launcher z wertykalnym przewijaniem wewnątrz szuflady aplikacji. Dodano tutaj również przydatny pasek z najczęściej uruchamianymi programami i bardziej funkcjonalny mechanizm przeszukiwania. Kosmetyka. W końcu mogę sobie samodzielnie spersonalizować ikonki na pasku stanu, co tak bardzo lubiłem zawsze w CyanogenModzie, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Aby to zrobić, trzeba jednak aktywować ukryty kalibrator systemu, przytrzymując palec na ikonce zębatki. Do tego doszła jedna nowa - szybkie aktywowanie trybu "Nie przeszkadzać". A skoro o tym mowa, zmienił się również panel zarządzania tym trybem. Możemy teraz bardziej precyzyjnie określić czas dezaktywacji powiadomień. Zniknęła jednak opcja "do następnego alarmu", z której często korzystałem.


Kolejnych zmian wizualnych należy szukać na ekranie ustawień. Zmieniono przede wszystkim strukturę listy. Oddzielono od siebie listę aplikacji i informacje o zajętej pamięci RAM - teraz są to dwie osobne pozycje. Co istotne, każda z nich prezentuje się inaczej.

Lista aplikacji to teraz jeden ekran, z poziomu którego możemy przeglądać wszystkie programy (z systemowymi lub bez). Stąd również przechodzimy do panelu zarządzania uprawnieniami (o czym szerzej za chwilę), domyślnymi aplikacjami i mechanizmem optymalizacji baterii. Ten ostatni hibernuje nieużywane programy, dzięki czemu nie pochłaniają one energii. Sęk w tym, że ja nie odczułem jego działania w praktyce. Dalej ładuję Nexusa każdego wieczoru, a intensywność, z jaką z niego korzystam wcale nie uległa zmianie.

Panel z informacjami o pamięci RAM potrafi teraz dostarczać bardziej szczegółowe informacje. Co jednak najważniejsze, zmieniono jego rolę - zamiast chwilowego zużycia pokazuje średnie na przestrzeni 3, 6, 12 lub 24 ostatnich godzin. Z punktu widzenia użytkownika są to dane bardziej użyteczne. Średnią możemy też podejrzeć dla poszczególnych aplikacji.

Reklama

Ponadto pojawiła się nowa, zatytułowana Google, która, jak łatwo się domyślić, prowadzi do ustawień związanych z aplikacjami i usługami firmy. Drobną jednak bardzo istotną nowością jest dodatkowa pozycja na ekranie z informacjami dotyczącymi systemu. Mam tutaj na myśli "Poziom poprawek zabezpieczeń Androida". Pokazywana jest tutaj data ostatniej aktualizacji bezpieczeństwa. Wszystkie luki w systemie wykryte po tym dniu stanowią dla nas potencjalne zagrożenie. To cenna wiedza, mimo, że nic nie możemy z tym zrobić.

Najciekawsza nowość Androida 6.0, a więc Google Now on Tap w Polsce nie działa (a przynajmniej nie udało mi się jej zmusić). Przytrzymanie przycisku home w dowolnej aplikacji przenosi nas bezpośrednio do Google Now, gdzie otrzymujemy standardowe karty. To duże rozczarowanie, bo, prawdę mówiąc, to najciekawsza nowość w tej wersji Androida.

Reklama

Pozostałe nowinki to już drobiazgi. Doczekaliśmy się w końcu rozwijanego panelu regulacji głośności. Ekran udostępniania ma bardziej skondensowaną i użyteczną formę. Zrzuty ekranu można usuwać od razu z poziomu paska powiadomień. Takich małych usprawnień jest tutaj relatywnie sporo.

Pod maską zmieniło się dużo więcej, ale to nie ma znaczenia dla posiadacza starszego Nexusa. Obsługa czytników linii papilarnych? No, dobrze, że w końcu jest, ale nic mi po niej. Wsparcie dla kart SD, które mogą być wyświetlane jako pamięć wewnętrzna telefonu? Podobnie. To dobrze, że Android ewoluuje i nie chcę bagatelizować tych nowości. Odczują je jednak przede wszystkim posiadacze nowych urządzeń. Szczególnie wart wzmianki jest też obowiązek implementowania systemu szyfrowania pamięci w nowych smartfonach - dotąd producenci mieli tutaj wolną rękę.

Jeżeli liczycie, że wraz z Androidem 6.0 Marshmallow Wasze urządzenie czeka rewolucja, muszę zaprzeczyć. Nowy system nie jest dla Lollipopa tym, czym Lollipop był dla KitKata (czy, sięgając wstecz - Ice Cream Sandwich dla Gingerbreada). Po tygodniu korzystania z niego utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że zasługuje bardziej na oznaczenie 5.2, aniżeli 6.0. Nie zmienia to jednak faktu, że zmiany w zdecydowanej większości można oceniać tylko pozytywnie. Android dziś jest dojrzałym systemem operacyjnym i coraz mniej można mu zarzucić, ale o tym już swego czasu pisałem. Pod tym względem Marshmallow stanowi jeszcze jeden krok w kierunku doskonałości.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama