Technologie

Pamiętacie jeszcze dyskietki? W Boeingu i Airbusie ciągle ich używają

Krzysztof Kurdyła
Pamiętacie jeszcze dyskietki? W Boeingu i Airbusie ciągle ich używają
65

Rynek lotniczy już jakiś czas temu został w dużej mierze podzielony pomiędzy Boeinga i Airbusa. Obie te firmy biją się o klienta bardzo zawzięcie, co prowadzi czasem nawet do tragedii, jak w przypadku sprawy 737 Max. Jednocześnie w sprawach mniej ważnych wydaje się, że obaj potentaci popadli w lenistwo. Trochę zabawnym, a trochę strasznym przykładem tego rozleniwienia jest fakt, że w drugiej dekadzie XXI w. aktualizacje oprogramowania sporej części samolotów tych producentów, robione są przy pomocy nieprodukowanych od lat dyskietek 3,5 cala.

Stary sprzęt rządzi w lotnictwie...

Jak już pisałem w artykule na temat niesławnego 737 MAX, używanie starych, ale sprawdzonych technologii nie musi być z automatu złe. Praktycznie wszystkie nowoczesne samoloty oraz spora część sprzętu z branży kosmicznej działa na komputerach konstrukcyjnie osadzonych w latach 90-tych albo i wcześniej. Wielokrotnie sprawdzone w działaniu, z oprogramowaniem pisanym w zupełnie inny sposób niż dziś, są ciągle godne zaufania i najczęściej wystarczająco wydajne.

...co nie znaczy, że dyskietki się bronią

Nie jest to jednak przypadek stacji dyskietek. Każdy, kto miał jeszcze okazje spotkać się z nimi w realnym życiu wie, że jest z nimi mnóstwo problemów. Po pierwsze, mają  niewielką pojemność, co powoduje, że większe aktualizacje trzeba umieścić na kilku sztukach. W tym miejscu niektórym pojawią się łzy wzruszenia w oczach, niejeden z Nas dostawał szału w bardziej zaawansowanych grach na Amigę, które zmuszały Nas do ciągłego wachlowania dyskietkami.

Po drugie, dyskietki są też bardziej zawodne od nowoczesnych nośników danych. Nie mówię tu oczywiście o chińskich pendrivach typu „no name” sprzedawanych na wagę, przecież w Boeingu czy Airbusie nikt by nie oszczędzał w taki sposób. Chyba nie... Wracając do tematu, o ile sam nośnik w teorii powinien trzymać dane przez wiele lat, to dyskietki w praktyce często zawodzą. Ich obudowa nie jest specjalnie solidna i do tego ma elementy ruchome (3,5 cala), dysk magnetyczny też jest ruchomy, a precyzja tego ruchu nie jest najwyższa. Do tego dane są narażone na utratę lub uszkodzenie, jeśli dostaną się w pole magnetyczne.  Im częściej są używane, tym większe jest prawdopodobieństwo błędów zapisu lub odczytu, a że nie ma nowych, to na takie użycie wszyscy są lub będą skazani. W przypadku konieczności dystrybucji aktualizacji na wielu dyskietkach, prawdopodobieństwo trafienia na uszkodzony nośnik rośnie.

Po trzecie, ich produkcja została zakończona wiele lat temu. Dyskietki są dziś drogie i dostępne tylko z zapasów magazynowych lub odzysku. Generalnie, są z nimi kłopoty właściwie na każdym polu. Od czasu ich symbolicznej śmierci w 2010 r. kiedy Sony zamknęło swoją produkcję, firmy miały całą dekadę, żeby pozbyć się tego sprzętu i uprościć życie sobie oraz klientom. Najdziwniejsze, że rozwiązania są już dostępne od lat, 737 Max ma system firmy Teledyne Technologies i dziwne, że nie zaadaptowano go jeszcze do starszych samolotów. Nawet zakładając, że z jakichś względów w niektórych modelach byłoby to niemożliwe lub trudne, pendrive i czytnik znacznie uprościłyby całą procedurę. Ale cóż, po co sobie psuć nerwy koniecznością certyfikacji nowego urządzenia i wprowadzania takiej usługi, skoro i tak nie wyrabiamy na produkcji...

Co siedzi na dyskietkach?

Ciekawi Was pewnie, cóż takiego jest przenoszone przy pomocy tych antycznych nośników. W przypadku Boeingów 747-400 i Airbusa 320 jest to baza danych nawigacyjnych, którą trzeba aktualizować co 28 dni, inaczej samolot nie będzie mógł wystartować. Coraz bardziej rozbudowane bazy wymagają użycia kilku dyskietek, a procedura aktualizacji, o której możecie w przypadku Airbusa przeczytać tutaj, została napisana przez jakiegoś kosmitę. W efekcie taka operacja zajmuje dużo czasu, a często napotyka dodatkowe „nośnikowe” problemy. Biorąc pod uwagę, że British Airways, który właśnie odsyła Jumbo Jety na emeryturę, posiada 32 takie samoloty, to do samej obsługi tego dyskietkowego szaleństwa potrzebuje zapewne kilka osób na etacie.

Podsumowując, w przeciwieństwie do „starych” komputerów, używanie dyskietek to dziś czyste szaleństwo. Wszyscy kochaliśmy dyskietki, ale gdy były alternatywą dla kaset. Wszyscy porzuciliśmy je bez żalu, gdy pojawiły się płyty CD i nowsze technologie. Nawet konserwatywne wojsko wyrzuciło rok temu swoje 8-calowe dyski z systemu nadzoru nad bronią nuklearną. W 2020 r. chyba wypadałoby, żeby i firmy lotnicze poszły tą drogą.

Źródła: [1], [2], [3], [4]

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu