Netflix

Jared Leto nie nadaje się na członka Yakuzy. Recenzja filmu Outsider w serwisie Netflix

Paweł Winiarski
Jared Leto nie nadaje się na członka Yakuzy. Recenzja filmu Outsider w serwisie Netflix
Reklama

O ile Jared Leto nigdy nie zachęca mnie do obejrzenia filmu, to temat Yakuzy - zawsze. Kiedy więc Outsider pojawił się w serwisie Netflix, nie było chwili zawahania - wieczór, seans, popcorn. Widząc napisy końcowe już tak dobrego humoru nie miałem, ale po kolei.

Amerykański żołnierz więziony w powojennej Japonii wkracza w mroczny świat jakuzy. W zamian za wolność akceptuje mafijny sposób na życie.

- mówi opis Outsidera w Netflix.

Reklama

Faktycznie Outsidera można byłoby w ten sposób streścić. Film podzielono bowiem na dwie części - pierwsza, krótsza opowiada o tajemniczym, brodatym, małomównym Amerykaninie, który pomaga uwięzionemu w tym samym więzieniu członkowi japońskiej mafii - yakuzy. Z samego opisu w Netflix wiadomo już, że grany przez Jareda Leto Nick trafi do zorganizowanej grupy przestępczej, mamy więc konkretny spoiler pierwszej połowy Outsidera

Ślamazarne tempo Outsidera

Outsider nie jest filmem, który łyka się jednym tchem, za jednym posiedzeniem. Jedni odpuszczą przed upływem pierwszej godziny, inni zrobią sobie przerwę i rozłożą film na dwa krótsze seanse. Obrazkowi nie udaje się niestety trzymać widza przy ekranie, przede wszystkim przez ślamazarne tempo opowiadania historii. Nie znaczy to oczywiście, że chciałbym 2x więcej scen akcji - wolałbym po prostu większą dynamikę. Większość scen jest niepotrzebnie przeciągana i lepiej byłoby je skrócić na rzecz niemych kadrów przedstawiających Japonię tamtych lat. Do zbyt wolnego tempa dochodzi dość przewidywalna historia, nie ma tu twistów, nikt nie będzie zaskoczony ani poszczególnymi "punktami" opowieści, ani jaj finałem.

Nigdy nie byłem fanem Jareda Leto jako aktora, nie byłem też fanem jego kreacji. Outsider niczego w tym temacie nie zmienia - powiem więcej, ta rola jest zwyczajnie zła. Pozostaje pytanie - czy to wina źle napisanej postaci, czy autorski pomysł Leto, który postanowił zagrać milczącego twardziela. Na twardziela nie wygląda, cały czas miałem natomiast wrażenie, że grany przez niego Nick ma największego narkotykowego kaca w życiu i jego myśli cały czas błądzą wokół amoku ostatniej nocy. Owszem, udało się zbudować minimalny płaszczyk tajemnicy, nie sądzę jednak by ktokolwiek chciał go odkrywać. Jeśli Nick miał być postacią antypatyczna - to jest, bardziej wygląda mi to jednak na kiepską grę Leto. Po prostu ciężko się na niego patrzy.

Bardzo podobały mi się natomiast próby przedstawienia klimatu powojennej Japonii i samej yakuzy. Biały Amerykanin wchodzący w jej szeregi zaraz po II wojnie światowej brzmi niedorzecznie, natomiast warto dać Outsiderowi szansę ze względu na kilka pięknych kadrów i takie drobiazgi jak skupienie się na temacie tatuaży japońskiej mafii. Każdy obraz na ciałach gangsterów coś znaczy i to jedne z najciekawszych fragmentów filmu. Tu jednak muszę nadmienić jedną ważną kwestię - nie jestem specem od Japonii, nie jestem specem od yakuzy - natomiast spotkałem się z opiniami, jakoby w Outsiderze pojawiała się masa błędów wynikających ze słabego merytorycznego przygotowania osób tworzących film. Miejcie to więc na uwadze chcąc wykorzystać obraz Zandvlieta jako coś więcej niż odmóżdżacz na wieczorny seans.

Werdykt

Cały czas nie jestem w stanie zrozumieć zbyt wygórowanych oczekiwań względem filmów, które lądują w serwisie Netflix. Tym bardziej, że idąc do kina na blockbustera ten dziwny trend nie jest tam mocno widoczny. Jakimś dziwnym trafem szybko się z tego wyleczyłem, dlatego też do wielu filmów w serwisie podchodzę na większym luzie - nie jestem jednak w stanie pominąć błędów i niedociągnięć Outsidera. Nieobecny, mdły Leto mógłby równie dobrze pożegnać się z tym filmem, mam bowiem wrażenie że poza reklamowaniem go nazwiskiem nie wniósł do obrazka nic. A i samo osadzenie gaijina w szeregach japońskiej mafii zaraz po zakończeniu II wojny światowej brzmi zbyt fantazyjnie by brać opowieść na poważnie. Bohater nie zna języka japońskiego, dogaduje się więc przede wszystkim po angielsku. Ja rozumiem, że to ułatwia odbiór filmu, ale brzmi absurdalnie, szczególnie patrząc przez pryzmat powojennej Japonii. Outsider jest przeciętny i jeśli odłożyliście go sobie na "obejrzę kiedyś", to nie macie co się spieszyć. Film nada się tylko na leniwy wieczór, podczas którego zakładka z tą produkcją sama wskoczy pod kliknięcie w Netflix.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama