Open365 pozwala uniezależnić się od molochów, którym… zwyczajnie nie ufamy
Z zaufaniem do Microsoftu, Google, Apple problemu nie mam. Oczywiście, istnieje pewien dystans (bo przecież przekazuję tym firmom coś bardzo dla mnie cennego – dane), jednak nie obawiam się zbytnio o to, że te dane zostaną wykorzystane do czegoś, czego raczej bym nie zaaprobował. Niekoniecznie mam cokolwiek do ukrycia, ale bardzo dobrze rozumiem tych, którzy mocniej drążą w tematyce prywatności w Sieci. Ta jest bardzo ważną kwestią i rozumiem typowo ludzkie wątpliwości.
LibreOffice natomiast to już nie tylko zestaw aplikacji biurowych, ale już cała usługa osadzona w chmurze. Użytkownik otrzymuje 20 GB darmowej przestrzeni na dane (powinno wystarczyć, przynajmniej na razie), pełen pakiet LibreOffice, również na zasadzie aplikacji webowych oraz pewność, że jesteście uniezależnieni od Microsoftu, czy Google. Dokumenty Google, czy Office Online (Office 365) to świetnie usługi. Ale przecież nie każdemu muszą pasować od początku do końca.
Ja niekoniecznie mogę rzucić wszystko i przenieść swoje zabawki z Microsoftu do Open365. Przede wszystkim, migracja kosztowałaby mnie sporo czasu. Po drugie, przyzwyczajenia. I po trzecie – nie przeszkadza mi to, że funkcjonuję w ekosystemie Microsoftu. Ba, jestem tak przywiązany do tego zestawu aplikacji oraz usług, że szkoda by mi było czasu na naukę zupełnie nowych elementów – lepszego lub gorszego środowiska.
Open365 może okazać się być świetnym konkurentem dla produktów webowych molocha. Po zalogowaniu się do usługi, otrzymujemy miejsce na dokumenty oraz możliwość korzystania z internetowych odpowiedników aplikacji z LibreOffice. Na dobrą sprawę nie musicie instalować aplikacji klienckich, żeby móc korzystać z pełni pakietu, produkty w przeglądarce są tak samo funkcjonalne, choć nie bez wad. Najbardziej przeszkadza mi to, że zwyczajnie działają one ociężale – przynajmniej w stosunku do webowych aplikacji Office’a.
Co więcej, twórcy usługi pozwalają na tworzenie własnych serwerów dla usługi Open 365. Co to oznacza? Właściwie pełną niezależność od zewnętrznych serwerów. Wystarczy na serwerze zainstalować odpowiednie aplikacje, po czym podpiąć je do aplikacji klienckich Open365. I przy okazji – mamy pełną kontrolę nad tym, kto może zobaczyć nasze pliki, a kto nie. Jeżeli ktokolwiek będzie czuł się z tym lepiej – to zdrowa alternatywa.
Bardzo ważna w kontekście nowoczesnego pakietu biurowego jest również możliwość kolaboracji. I to również jest możliwe – wraz z osobami współodpowiedzialnymi za dany projekt możecie wymieniać się w Open365 uwagami wewnątrz dokumentu oraz wspólnie pracować nad nim pracować – bez ograniczeń. Jest to zatem całkiem ciekawa i co ważne – darmowa alternatywa dla pewnego, choć nie według wszystkich zaufanego pakietu Office 365, czy dokumentów Google.
Więcej z kategorii Aplikacje webowe:
- PFPMaker, czyli jak zrobić idealne zdjęcie profilowe z dowolnego zdjęcia
- Dokumenty Microsoft Office trzymane na Dysku Google wreszcie działają jak trzeba
- Jak stworzyć stronę www w kilka minut? Prostszego i szybszego sposobu nie znajdziecie
- Usuwanie newsletterów na Gmailu to walka z wiatrakami. W końcu znalazłem na nie sposób
- Slazzer - usuwanie tła ze zdjęć nigdy nie było tak proste i szybkie. Efekt robi wrażenie