OnePlus rozwija się świetnie i widać po jego kolejnych smartfonach jak szybko firma dostosowuje się do nowych zachcianek klientów. Muszę przyznać, że tego brakuje konkurencji.
OnePlus rozumie potrzeby użytkowników
Swoją historię OnePlus rozpoczęło od stworzenia legendarnego już zabójcy flagowców. Pierwszy OnePlus One zdobył rozgłos na całym świecie za sprawą rewelacyjnego stosunku ceny do oferowanych możliwości. Oprócz tego firma świetnie rozegrała temat sprzedaży. Zanim stawiać na zwykłe reklamy czy specjalne promocje, postanowili sprzedawać telefon osobom, które miały specjalne zaproszenie. Wszystkie media opisały całą sprawę, a sporo osób postanowiło zdobyć ten trudno dostępny smartfon. W taki oto sposób wszyscy, jakkolwiek interesujący się tematem technologii, dowiedzieli się o OnePlus i producent miał ułatwione zadanie z kolejnymi swoimi propozycjami.
Sprawdź też: Wszystko o OnePlus 8.
Drugim elementem charakterystycznym była wydajność. Snapdragon 801 w kwietniu 2014 roku robił piorunujące wrażenie, a dodając do tego postawienie na CyanogenOS otrzymaliśmy prawdziwą błyskawicę. Nie było tam zbędnych funkcji, fajerwerków w postaci sterowania gestami dłoni, ale całość zapewniała świetne wrażenia z użytkowania. Do tego wszystkiego producent cały czas podkreślał, że nie chcą stawiać na zbędne dodatki i na pierwszym miejscu stawiają potrzeby klientów. Cały czas CEO OnePlus, Pete Lau, w miarę rozsądnie tłumaczy brak certyfikatu wodoodporności (bo zbędne koszty) czy ładowania indukcyjnego (bo mało osób używa). Mimo że najczęściej mnie bawią, to trzeba przyznać, że rzeczywiście da się bez nich żyć.
W pewnym momencie dostrzegli, że segment tanich flagowców rozrósł się i klienci przestali patrzeć wyłącznie na to, ile przyjdzie im zapłacić. Warto zauważyć, że teraz możemy przebierać tu spośród sprzętów Xiaomi / Redmi, Realme, Lenovo czy Asus, więc nie ma już specjalnie miejsca na OnePlus, który mógł pochwalić się wcześniej większą unikatowością pośród wszystkich dostępnych high-endów.
Co z wysokiej ceny i bycia premium?
Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie podejście Samsunga i to jak Galaxy Note 10+ sprawuje się na co dzień. O ile sam sprzęt oceniam pozytywnie, o tyle przy jego cenie oczekiwałem czegoś lepszego i na dobrą sprawę stanie się o wiele lepszym wyborem po spadku ceny. Szczególnie Koreańczycy zawiedli pod względem oprogramowania. Dla mnie jest to zaskakujące, że tak ogromny koncern cały czas ma problemy, aby stworzyć działającą nakładkę bez żadnych problemów, tj. przycięć animacji czy nagłych zmrożeń telefonu, które przechodzą po restarcie. Rozumiem, że w każdym smartfonie może się to zdarzyć, ale coraz bardziej widać, że w Samsungu dopłacamy za markę, a firma i tak podchodzi wręcz lekceważąco do tematu systemu. Po cichu liczę, że Android 10 i Samsung One UI 2 to naprawią. Jest to tym bardziej zabawne, że sprzęt najlepiej działa pod obciążeniem, tj. z włączoną dużą liczbą aplikacji, również w tle.
Sprawdź też: Recenzja Samsung Galaxy Note 10 Plus.
Po drugiej strony mamy OnePlusa. Ich telefony nie są idealne, nie oferują jeszcze najlepszych multimediów, ale oferują porządne wyposażenie w standardzie. Ponadto jako jedni z pierwszych zaczęli stawiać na ekrany o wyższej częstotliwości odświeżania. Wcześniej podchodziłem do tego sceptycznie, jednak po zobaczeniu wyświetlacza 90 Hz na żywo zmieniłem zdanie. Tym ciekawsze jest to, że w OnePlus 8 Pro mamy podobno mieć możliwość włączenia nawet 120 Hz. Taki dodatek realnie przekłada się na lepsze wrażenia z użytkowania, co w połączeniu z niezwykle szybko działającą bazą musi dawać satysfakcjonujące efekty. Pod tym względem również Apple pokazuje Samsungowi, o co chodzi w modelach klasy premium: prawdziwie premium płynność działania w każdej chwili.
źródło: Gizmochina
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu