Jeśli mieszkasz w pobliżu farmy wiatrowej i np. boli Cię głowa, to być może masz szansę walczyć o odszkodowanie. Sąd we Francji właśnie przyznał takowe francuskiemu małżeństwu. Bagatela, 110 tys. euro.
Francuzi walczyli z wiatrakami. I wygrali 110 tys. euro
Wiatraki w turbinach na farmach wiatrowych szkodzą zdrowiu – taką decyzję podjął francuski wymiar sprawiedliwości w odpowiedzi na pozew pewnego małżeństwa, które z taką tezą zgłosiła się do sądu. I wygrało równowartość 500 tys złotych. A podobno nie ma sensu walczyć z wiatrakami...
„Syndrom turbiny wiatrowej” – taką nazwę ma nosić schorzenie powodowane przez bliską obecność farm wiatrowych w okolicach, w których na co dzień zamieszkują ludzie. Lepiej zainteresujcie się tematem, bo choć to pierwszy tego typu wyrok we Francji, to odszkodowania za ewentualne schorzenia spowodowane wspomnianym „syndromem turbiny wiatrowej” mogą sięgać naprawdę gigantycznych kwot – nawet równowartości 100 tysięcy euro. Grubo, co?
Moim zdaniem bardzo grubo, bo dla przeciętnej osoby zarabiającej minimalną krajową odszkodowanie w wysokości 100 tysięcy euro na pewno działa na wyobraźnię i może całkowicie zmienić życie i znacząco podnieść jego poziom. No dobrze, ale czy ktoś już rzeczywiście otrzymał tak gigantyczne odszkodowanie tylko dlatego, że poskarżył się w sądzie na syndrom turbiny, czy to tylko jakaś niepotwierdzona legenda? Posłuchajcie zatem uważnie: sąd w Tuluzie właśnie przyznał małżeństwu we Francji właśnie 110 tysięcy euro, co przy obecnym kursie tej waluty wynosi ok. 539 tysięcy złotych. Fajnie? Fajnie.
Pół miliona zł za "syndrom turbiny wiatrowej”
Tak, prawie pół bańki za „syndrom turbiny wiatrowej”. Ten wyrok to póki co precedens, ale nie wykluczone, że teraz – nie tylko we Francji, ale i Belgii, Holandii, czy jakimikolwiek innym państwie, w którym stoją farmy wiatrowe, a w okolicy mieszkają ludzie – dokładnie takie same pozwy posypią się hurtowo.
Czym zatem jest ten groźnie brzmiący „syndrom turbiny wiatrowej”? Odpowiadam: nikomu nie odpadła z tego powodu żadna kończyna, ani nikt też nie zmienił się w zombie. Francuska para, która złożyła pozew i otrzymała odszkodowanie, w okolicy farmy wiatrowej mieszkała w odległości 700 metrów. Co zatem takiego stało się z ich zdrowiem, że sąd w Tuluzie przyznał im prawie pół miliona złotych odszkodowania? Nie uwierzycie, serio...
Bóle głowy, bezsenność, nieregularność pracy serca, depresja, zawroty głowy, szumy w uszach i mdłości. Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to, jakbym kpił z problemów pary francuzów, ale tego typu objawy ma wielu moich znajomych i – teraz pół żartem, pół serio – zapewne co drugi Polak.
Francuzi z uporem maniaka twierdzili jednak przed sądem, że te problemy zdrowotne utrzymywały się u nich przez ok. 2 lata. Turbiny zostały postawione w okolicy domostwa Francuzów w 2008 roku, a pierwsze objawy ich wpływu na zdrowia małżeństwa miały pojawić się pięć lat póżniej. Przypominam: turbiny stały ok. 700 metrów od ich domu w Fontrieu w departamencie Tarn w południowej Francji. Wydaje mi się, że wielu mieszkańców okolic farm wiatrowych wygrało właśnie przez przypadek drugą najwyższą nagrodę w „Milionerach”, a nawet nie wysłali zgłoszenia.
Według relacji państwa Fockaert - bo tak nazywają się pierwsi na świecie ludzie, którzy zarobili małą fortunę tylko dlatego, że mieszkali niecały kilometr od farmy wiatrowej – ich pierwsze problemy zdrowotne miały pojawić się w momencie, gdy wycięto spory odcinek lasu dzielący ich dom od pierwszej turbiny. Wówczas rzekomo szkodliwa energia miała uzyskała znacznie bardziej ułatwiony transfer bezpośrednio do ich domu i zaczęły stopniowo niszczyć ich zdrowie.
Wiatraki jak pralki
„Hałas porównywalny do ciągłego obracania się bębna pralki” i "białe migające światła" na turbinach” – z relacji małżeństwa Fockaertów były elementami szczególnie szkodliwymi dla ich zdrowia.
– Na początku nie rozumieliśmy, o co chodzi, ale stopniowo zdaliśmy sobie sprawę, że problem pochodzi z turbin – powiedziała w sądzie Christel Fockaert. – Turbiny błyskają co dwie sekundy... musieliśmy zainstalować światła zewnętrzne, aby przeciwdziałać efektowi błysków – dodała pokrzywdzona.
Reklama
W 2015 roku para nie wytrzymała i postanowiła wyprowadzić się z domu znajdującego się w okolicy farmy wiatrowej. Wkrótce potem wszystkie ich dolegliwości miały minąć „niczym ręką odjął” (a kilka lat temu druga ręka wsadziła pół miliona euro do sporej saszetki – dop. red.)
Problem socjologiczny
Początkowo lekarzom nie udało znaleźć się żadnego problemu zdrowotnego powodowanego przez turbiny, ale biegły sądowy zwrócił uwagę na fakt, że „syndrom turbiny” został już wcześniej zidentyfikowany przez badania naukowe. Naukowcy stwierdzili jednak, że jest to „zjawisko socjologiczne" i że nadanie mu nazwy takiej jak "syndrom turbiny wiatrowej" czy "choroba wibroakustyczna" było kluczową cechą w rozprzestrzenianiu się złej sławy farm wiatrowych, przez co ludzie mieszkający w ich okolicach mogli – nazwijmy to – cierpieć podświadomie.
Farmy wiatrowe są okej? Nie, jednak nie
Początkowo, w styczniu ubiegłego roku, sprawa Fockaertów została odrzucona, ale w tej historii trafiła kosa na kamień. Małżeństwo odwołało się bowiem od wyroku pierwszej instancji, twierdząc, że sędzia zignorował raporty ekspertów, które oni osobiście zlecili. Koniec końców, firmy energetyczne Sasu, Margnes Energie i Sasu Singladou Energie, które są właścicielami feralnej farmy, zostały zobowiązane przez sąd do wypłaty 110 tys. euro odszkodowania parze. Widzicie, tak wygrywa się życie. Podobno od czasu zapadnięcia wyroku firmy zmieniły światła i prędkość sześciu turbin. Ciekawy zbieg okoliczności, nieprawdaż?
***
PS Chętnie przeprowadzę się w okolice jakiejś (koniecznie jak największej!) farmy wiatrowej i pomieszkam tam spokojnie 2-3 lata, bo i tak posiadam większość objawów wymienionych kilka akapitów wyżej. Będę kończył, bo głowa zaczyna mnie boleć na samą myśl…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu