Niecały tydzień temu Karol komentował wyjście Panasonica z rynku smartfonów i zastanawiał się, czy na androidowym poletku nie zrobiło się przypadkiem ...
O smartfonach, które się nie pojawiają i firmach, które znikają
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Niecały tydzień temu Karol komentował wyjście Panasonica z rynku smartfonów i zastanawiał się, czy na androidowym poletku nie zrobiło się przypadkiem zbyt ciasno? To pytanie towarzyszyło mi przez kolejne dni, a wczoraj doczekałem się ostatecznej odpowiedzi. Problem raczej nie leży po stronie „nasycenia sektora”, bo w tym cały czas coś się dzieje – nieciekawą sytuację zgotowali sobie po prostu niektórzy producenci.
Karol pisał o Panasonicu, przywoływał też firmę NEC – gracze ci nie poradzili sobie w dość wymagającej branży i postanowili powiedzieć „pas”. Możliwe, że za jakiś czas w ich ślady pójdą kolejni producenci – na samym tylko rynku japońskim znaleźlibyśmy kilka typów do takiego zestawienia. Czy firmy te wycofują się (lub wycofają się) z rynku przez presję ze strony Samsunga oraz chińskich tygrysów, wśród których znajdziemy zarówno potężne korporacje, jak i liche manufaktury? Zdecydowanie nie. Przyczynami porażki nie były wyłącznie rozbudowana oferta koreańskiego giganta oraz niskie lub bardzo niskie ceny sprzętu oferowanego przez Chińczyków. Zawinił sam Panasonic (to oczywiście tylko przykład).
Japońska korporacja wyczyniała dziwne rzeczy na globalnym rynku smartfonów. Cechowało ich przede wszystkim wielkie niezdecydowanie oraz brak siły przebicia. Na dobrą sprawę była to niemoc, z którą chyba nawet nie próbowano walczyć: nasze smartfony nie chcą się same sprzedawać, więc zwijamy interes. Trochę przypomina to sytuację z HP i platformą webOS: ludzie w pierwszych dniach nie szturmowali sklepów, czyli projekt nie wypalił i trzeba sobie dać z nim spokój. Może jednak warto było trochę poczekać i wesprzeć swoje produkty? Dzisiaj niestety nie dowiemy się, czy przyniosłoby to korzyści, ale nie należy wykluczać, że któraś firma mogłaby świętować z powodu odniesionych sukcesów.
Panasonic przegrał swoją batalię o rynek międzynarodowy nim ja rozpoczął. Zabrakło informacji, solidnego marketingu, szumu, prób przekonania klientów, że ich urządzenia są atrakcyjne (na dobrą sprawę zabrakło samych urządzeń). Tu pojawia się oczywiście pytanie: a może ich sprzęt po prostu nie zasługiwał na uwagę i nie było szans, by go wypromować? W odpowiedzi wskażę na sprzęt i metody Samsunga – nawet jeśli jakiś produkt nie robi szału, to firma stara się przekonać, że jest inaczej. I to przynosi efekty. Można się także posłużyć przykładem dwóch smartfonów, które przemknęły przez media w ostatnich dniach: Fujitsu Arrows A oraz Sharp Aquos Phone Xx. Oba japońskich producentów – zwracam na to uwagę, ponieważ to ważny element.
Zacznijmy od tego pierwszego. Na pokładzie znajdziemy m.in. 5-calowy wyświetlacz o rozdzielczości Full HD wykorzystujący energooszczędne technologie, czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 800 o taktowaniu 2,2 GHz, 2 GB pamięci operacyjnej, 64 GB pamięci wbudowanej. Znalazło się też miejsce dla rozbudowanego modułu fotograficznego, czytnika odcisków palców (ciekawe, czy to się przyjmie?) oraz bonusu w zakresie zasilania. Co to oznacza? Do końca nie wiadomo, ale producent chwalił się tym, że smartfon można naładować na cały dzień w zaledwie 10 minut. Słuchawka podobno wytrzymuje na jednym ładowaniu 3 doby, co jest bardzo dobrym wynikiem, gdy weźmie się pod uwagę, że bateria ma pojemność 2600 mAh.
Są zatem dobre, a nawet bardzo dobre parametry, są bonusy, których można użyć jako marketingowego lepu, design to zawsze kwestia dyskusyjna, więc nie będę oceniał. Smartfon ciekawy i przy odpowiednim wsparciu producenta mógłby przyciągnąć klientów. W czym zatem tkwi problem? W tym, że prawdopodobnie nigdy nie zobaczymy go na europejskim rynku. Powstał w Japonii i tam też zostanie. Rynek międzynarodowy albo nie zainteresuje firmy albo zainteresuje na chwilę. Podobny przykład stanowi słuchawka Sharp Aquos Phone Xx.
Urządzenie wyróżnia się już na pierwszy rzut oka: ponad 80% frontu stanowi ekran, co podobno jest rekordem wśród smartfonów. Nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie tak było. Model wyposażony w 5,2-calowy wyświetlacz jest ponoć mniejszy od urządzenia Sony Xperia Z1 chociaż ten drugi nie posiada aż tak dużego ekranu. Także i w tym przypadku nie zapomniano o solidnych komponentach – oprócz wyświetlacza o rozdzielczości 1920x1080 pikseli postawiono na czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 800, 32 GB pamięci wbudowanej czy rozwinięty moduł foto. Kolejna rakieta, która może robić wrażenie. Może, ale na europejskich czy amerykańskich klientach pewnie nie zrobi – prawdopodobnie znowu będziemy mieli do czynienia z produktem przeznaczonym wyłącznie na rynek japoński.
Czy naprawdę trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym wspomniane smartfony trafiają na globalny rynek, są promowane przez producenta i cieszą się sporym zainteresowaniem? Z pewnością nie byłyby to tanie produkty, ale flagowce Sony i Samsunga też tanie nie są. Zresztą, nie chodzi jedynie o sprzedaż konkretnego modelu, lecz o szum, jaki mógłby on zrobić wokół danej marki, "przecinak" dla azjatyckiego gracza, który chciałby spróbować sił poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Galaxy S4 czy Xperia Z1 nie są przecież jedynymi smartfonami w ofercie Samsunga i Sony – to po prostu wizytówki wspierające sprzedaż mniej rozwiniętych, a co za tym idzie mniej medialnych (lecz tańszych) urządzeń.
Firmy Sony nie wymieniłem przypadkowo – może ona służyć za przykład tego, iż na rynku cały czas są możliwe zmiany. Dominacja Samsunga i rosnące w siłę korporacje chińskie to trudny rywal, ale sprawa nie jest tragiczna. Sony nie może się pochwalić bardzo atrakcyjnymi cenami, mają też uboższą (przynajmniej pod względem liczby smartfonów) ofertę od Samsunga, a ich tańsze modele są krytykowane przez część użytkowników. Wczoraj pisałem jednak, że producent może w przyszłym roku poważnie podkręcić sprzedaż. Skoro oni przyciągają kolejnych klientów, to dlaczego ta sama sztuka nie udała się firmom Panasonic albo Sharp?
Po pierwsze, zabrakło konsekwencji i realizowania konkretnego planu. Sony po rozwodzie z firmą Ericsson nie było w komfortowej sytuacji i musiało się mocno nagimnastykować, by dojść tu, gdzie teraz ich oglądamy. Mieli jednak plan i trzymali się go, ewentualnie modyfikowali, gdy pojawiała się taka potrzeba. Czy to na pewno zagwarantuje im sukces? Tego nie wie nikt, ale próbują i widać efekty ich działań. Po drugie, Sony nie ogranicza się do rodzimego rynku. Fakt, że smartfony tej firmy pojawiają się w polskich mediach, w dyskusjach czytelników i klientów w naszym kraju, nie jest przypadkiem – producent działa na tym rynku i da się to zauważyć. Czy tym samym mogą się pochwalić pozostali japońscy gracze?
Jeżeli ktoś siedzi na własnym podwórku i nie do końca wie, co ze sobą zrobić, to istnieje mała szansa na to, że „miasto” o nim usłyszy. Chyba, że ostatecznie zrobi coś głupiego i w ten sposób zapisze się w annałach. Niejednokrotnie czytałem o tym, że japońscy gracze (mam na myśli grupę z wyłączeniem Sony) chcą się przebić na międzynarodowym rynku, ale za tymi słowami albo nie podążały czyny albo były to jakieś jednorazowe akcje, a nie długofalowa strategia rozwoju. Krótkotrwałe eksperymenty kokosów raczej nie przyniosą, a mogą nawet zaszkodzić – najlepszym przykładem jest tu HTC.
Tajwański producent jeszcze dwa lata temu stanowił jeden z filarów smartfonowego biznesu. Potem jednak ich pozycja zaczęła się sypać niczym domek z kart, a firma wykonała wiele chaotycznych ruchów. Fakt, że Samsung stał się potężnym liderem androidowego rynku nie jest wyłącznie zasługą Koreańczyków – ma w tym udział także konkurencja, które zrobiła wiele, by wpędzić się w kłopoty, a nawet zepchnąć na margines branży. Czy rynek słuchawek z Androidem jest nasycony? Nie, po prostu część działających na nim firm nie potrafi/nie chce się odnaleźć w tych realiach i odpuszcza. Gdyby traciły na tym same korporacje, to wypadałoby po prostu machnąć ręką. Niestety dzieje się to ze szkodą dla klientów, ale trudno temu zaradzić...
Źródła informacji oraz grafik: hi-tech.mail.ru, hi-tech.mail.ru,
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu