Wideo

Nvidia Shield: czy wciąż warto kupić?

Krzysztof Kurdyła
Nvidia Shield: czy wciąż warto kupić?
34

nVidia większości osób kojarzy się ze światem kart graficznych, napędzających dużą część obecnych na rynku komputerów. Znacznie mniej osób zdaje sobie sprawę, że firma produkuje także procesory Tegra oparte o architekturę ARM, wzbogacone o autorskie układy GPU nVidii, które stosowano w niektórych Chromebookach czy minikonsoli Nintendo Switch. Sama nVidia buduje w oparciu o nie systemy jazdy autonomicznej stosowane przez Teslę oraz serię urządzeń pod nazwą Shield. I to właśnie tymi ciekawymi, choć mocno niszowymi, urządzeniami zajmiemy się w tym artykule. 

Historia tej rodziny produktów rozpoczęła się w 2013 r. kiedy na rynek trafił Shield Portable, czyli mini konsola do gier opartą na systemie Android 4.2.1, która miała formę pada z wbudowanym ekranem. Następnie wprowadzono do produkcji tablety do gier, ale ogólnie cała seria nie odniosła specjalnego sukcesu rynkowego i została po cichu wycofana ze sprzedaży. nVidia cały czas szukała swojej drogi i w międzyczasie, w 2015 r. wypuściła też pierwsze urządzenie z rodziny Shield TV. W ich przypadku także trudno mówić o sukcesie rynkowym, ale nVidia dostrzegła w tych produktach większy potencjał. Ciągle trwa ich rozwój, nowe generacje pojawiły się w 2017 i 2019 r., i dziś przeanalizujemy sobie właśnie dwa ostatnie urządzenia z tej ostatniej serii, czyli Shield TV i Shield TV Pro 2019.

Nvidia Shield - co to jest i jak działa?

Aktualnie sprzedawane urządzenia Shield TV to rozbudowane przystawki do telewizorów, działające pod kontrolą systemu Android TV z autorską nakładką nVidii będące jednocześnie nietypową konsolą, na której możemy korzystać z trzech źródeł z grami: sklepu Google Play, strumieniowania gier z naszego PC oraz grania w tytuły strumieniowane z chmury, dostępne w usłudze GeForce Now.

Oba Shieldy pracują pod kontrolą Androida 9 (Pie) z wbudowanym Chromecastem 4K. Jak przystało na urządzenia z oprogramowaniem Google na pokładzie, mamy możliwość skorzystania z głosowego asystenta do sterowania konsolą oraz dostęp do wszystkich aplikacji i usług z platformy Google Play. Oczywiście użytkowanie programów zoptymalizowanych tylko do używania przy pomocy dotyku będzie trochę karkołomne, ale uruchomić się powinny. Możemy też korzystać z usług serwisów takich jak Spotify, HBO Go, Hulu czy Netflix, ten ostatni ma nawet dedykowany przycisk na pilocie. Dzięki obecności asystenta Google można też wykorzystać je do sterowania urządzeniami Smart Home.

Urządzenia wspierają rozdzielczość 4K do 60 fps oraz wspiera technologie HDR, Dolby Vision, Dolby Atmos. Kodeki H.264, HEVC oraz VP9 są akcelerowane sprzętowo przez układy Tegra. Ciekawą funkcją jest wspomagana przez sztuczną inteligencję technologia przeskalowywania materiałów 720p i 1080p do rozdzielczości 4K. nVidia jest tak pewna wysokiej jakości tego procesu, że dodała tryb porównania, gdzie możemy obejrzeć materiał wejściowy i efekt działań urządzenia na jednym ekranie.

Wizualnie urządzenia prezentują się całkiem atrakcyjnie. Tańsza wersja to długi i wąski matowo-czarny cylinder, ze względu na kształt i umieszczenie portów przeznaczony raczej do ukrycia za meblami. Wersja Pro to typowa konsolka pod telewizor, o dość futurystycznym kształcie. Mieszające się matowe i błyszczące czarne powierzchnie z podświetleniem w firmowym, zielonym kolorze wyglądają całkiem efektownie, choć niestety łatwo zbierają odciski palców.

Oba modele są wyposażone w ten sam model pilota o charakterystycznym trójkątnym przekroju. Trzeba przyznać, że kształt nie jest tylko designerskim wybrykiem, dzięki niemu pilot bardzo wygodnie leży w dłoni. W porównaniu do poprzednich wersji wzbogacono go o kilka przycisków. Niezmiennie na wyposażeniu pozostał mikrofon, którym możemy wydawać komendy głosowe.

Od strony technicznej nowe konsolki napędzane są przez układy Tegra X1+. Są to ośmiordzeniowe układy typu SoC, posiadające 4 szybkie rdzenie Cortex A57 pracujące z prędkością do 2 Ghz oraz 4 energooszczędne Cortex A53 z maksymalnym taktowaniem na poziomie 1,3 Ghz. To, co czyni ten układ wyjątkowym to 256-rdzeniowy układ graficzny nVidii wykonany w architekturze Maxwell. Rdzenie pracują z maksymalnym taktowanie 1,2 Ghz, GPU obsługuje zarówno OpenGL ES 4.5, DirectX 12, jak i najnowszy Vulkan API. Co ciekawe nVidia ze swoimi układami nie dołączyła do nanometrowego wyścigu, jej procesory są cały czas produkowane w 16 nm procesie.

Urządzenia wyposażono w szybką pamięć LPDDR4x, tańszy model posiada 2 GB, a Pro 3 GB RAM. Różnicę znajdziemy też w wielkości pamięci masowej, okrągły model dysponuje 8 GB, a większy 16 GB pamięci SSD. W tym pierwszym można rozszerzyć ją, dzięki slotowi na kartę microSD. Oba urządzenia posiadają na pokładzie WiFi 802.11ac, Bluetooth 5 oraz Ethernet 1 GigE i HDMI 2.0. Wersja Pro dodatkowo posiada jeszcze dwa porty USB 3.0. Zaskakującą różnicą pomiędzy modelami, wynikającą prawdopodobnie z innej ilości pamięci RAM jest to, że tańszy Shield posiada 32-bitowy, a droższy 64-bitowy system.

Nvidia Shield czyli zapomniana konsola

Jak już wspomniałem na wstępie projekt Shield rozpoczął swój żywot jako przenośna konsola do gier. Dziś jest to tylko jedna, i to nawet nie główna, z jego funkcjonalności. Świadczy o tym choćby to, że w porównaniu z wcześniejszymi modelami nowa generacja nie posiada już pada w zestawie. Oryginalny kontroler nVidii jest oczywiście dostępny w sklepie z akcesoriami, ale ponieważ nie jest tani, znacznie podnosi cenę i tak dość drogich urządzeń.

Ale wróćmy do tematu samego grania, o ile pierwsze źródło, czyli Google Play każdy mniej więcej zna i wie jakiego typu gier można się tam spodziewać, dwie dodatkowe opcje są znacznie ciekawsze. Druga z usług to nVidia GameStream, która pozwala przechwytywać obraz gry z komputera PC wyposażonego w kartę GeForce i pracującego pod kontrolą systemu Windows do naszego Shielda. W ten sposób możemy strumieniować większość gier z naszego komputera i jeśli nasza domowa „infrastruktura” sieciowa ma wystarczającą przepustowość, to nie powinniśmy doświadczyć żadnych specjalnych niedogodności czy lagów. Problemem mogą być tylko wydarzenia mające miejsce na samym komputerze, które przerwą rozgrywkę, na przykład system wyrzucający jakiś komunikat. Musimy wtedy udać się do źródła i usunąć problem „ręcznie”.

Trzecią i najciekawszą z technologicznego punktu widzenia usługą konsolową jest nVidia GeForce Now. Pozwala ona strumieniować na nasz telewizor obraz gry, odpalonej gdzieś w czeluściach internetu na potężnych serwerach nVidii. Aby móc z tego korzystać, należy zarejestrować się w serwisie i wybrać jeden z dwu planów subskrypcyjnych. Pierwszy jest darmowy, ale posiadający sporo irytujących ograniczeń takich jak konieczność czekania w kolejce na wejście do gry (np. pisząc ten artykuł, sprawdziłem jak wygląda to w przypadku „Wiedźmina 1”, byłem 250 osobą w kolejce) czy kończenie sesji po godzinie grania.

Pozbawiony tych wad płatny plan, kosztuje 25 złotych miesięcznie, a do tego trzeba go… upolować. Jeśli zastanawia Was, o co chodzi z tym polowaniem, już wyjaśniam. Liczba subskrypcji jest ograniczona przez firmę, zapewne po to, aby nie przeciążyć systemów. nVidia co jakiś czas dorzuca kolejne „sloty” do wykupienia, zapewne w miarę jak rozbudowuje infrastrukturę chmurową. Jeśli więc zarejestrujecie się w momencie, gdy ostatnia transza została wykupiona, będziecie musieli korzystać z planu darmowego do czasu aż firma nie dorzuci kolejnej.

W GeForce Now dostępne są dwa rodzaje tytułów, pierwsze to gry typu free-to-play, drugie to gry, do których wykupiliśmy licencję na przykład na Steamie czy autorskich platformach. Niestety, nie wszystkie tego typu serwisy współpracują, nie zostaną uwzględnione na przykład licencje z gog.com. Trzeba się też liczyć się z tym, że nawet jeśli nasz tytuł aktualnie jest dostępny, w przyszłości może zostać wycofany. Całkiem nie dawno swoje gry z platformy usunęły Bethesda, Microsoft, Codemasters i paru innych producentów.

Jak wypada jakość tego rozwiązania? Jeśli mamy wystarczająco dobre łącze internetowe, to usługa oferuje grę w 1080 60p i wysokich detalach. Do grania, oprócz padów i pilota, możemy także wykorzystać klawiaturę i mysz. Opóźnienia są generalnie niewielkie, ale trzeba się liczyć z tym, że na pewno nie będzie tak stabilnie jak przy graniu lokalnie na własnym sprzęcie.

Nvidia Shield - czy oferuje gry na wyłączność?

Na Shield TV Pro jest dostępna grupa gier znanych z Google Play, które dostały specjalne wersje zoptymalizowane dla tego urządzenia i obsługi padem, ale trudno nazwać je klasycznymi grami na wyłączność. Pozostałe dwa źródła bazują na tytułach rodem z Windowsa i „dużych” konsol. Jeśli więc dla kogoś ekskluzywność tytułów jest z jakichś przyczyn wartością samą w sobie, Shield nie spełni jego oczekiwań.

Trzeba jeszcze zaznaczyć, że w związku z mniejszą ilością RAM w tańszym urządzeniu, część z tych gier na nim nie zadziała. Według informacji ze strony nVidii tytuły niekompatybilne to: Borderlands 2; Borderlands: The Pre-Sequel; Contrast; Doom 3; Half-Life 2 + Episodes; Metal Gear Rising: Revengeance; Metal Gear Solid 2; Metal Gear Solid 3; Portal; Resident Evil 5; Super Mega Baseball; The Witness; Tomb Raider (2013); Ultimate Chicken Horse.
Jak widać, sprawa dotyczy dość atrakcyjnych tytułów. Warto mieć to na uwadze, jeśli ktoś będzie decydował się na zakup jednego z tych dwu urządzeń.

Czy Nvidia Shield ma płatne abonamenty?

Jak już wspomniałem, płatny jest dostęp do niefrustrującego planu usługi GeForce Now. Jeśli nie chcemy czekać w kolejce do sesji z grą, trzeba otworzyć portfel i wysupłać 25 zł miesięcznie. Należy przy tym pamiętać, że z tej usługi będziemy mogli równolegle korzystać także na posiadanym PC czy Macu. Jak w każdej z przystawek Android TV mamy też dostęp do szeregu usług firm trzecich opłacanych abonamentowo, takich jak Spotify, Netflix, Hulu.

Nvidia Shield kontra reszta świata - analiza plusów i minusów konsoli

Jak widzicie z powyższego opisu, nVidia Shield to bardzo sympatyczne i szybkie urządzenia, mające sporo zalet, których głównym problemem jest to, że nie ma specjalnie klientów, którym byłoby niezbędnie potrzebne. Szczególnie że ceny tych urządzeń, są po prostu o wiele za wysokie. Cylindryczna wersja kosztuje około 750 zł, a model Pro to już wydatek rzędu 1100 zł. Oryginalny kontroler to kolejne 250 zł, a jeśli chcielibyśmy ustawić droższe urządzenie w pionie, musimy wysupłać jeszcze dodatkowe 110 zł na dedykowaną podstawkę.

Shield TV można by potraktować jako odpowiednik Apple TV dla ludzi spoza jabłkowego rezerwatu, ale większość takich użytkowników podobne możliwości otrzyma w ramach smart TV. Do tego na rynku jest wiele tańszych przystawek TV, w postaci choćby urządzeń Google czy Xiaomi, kosztujących około 200 - 300 zł.

Jako konsola do gier Shield jest niczym więcej niż tylko przedłużeniem naszego PC-ta. Gdyby kosztowała koło 400 zł, pewnie wiele osób by się na nią skusiło. Przy cenie znacznie przekraczającej wartość nowego XBoxa czy Playstation to niespecjalnie atrakcyjna oferta. Do tego nie ma pewności, jakie gry będą w przyszłości dostępne, ani nawet czy te, co są na nim obecnie zaraz z niego nie wylecą. XBox One S, jeśli dobrze poszukamy, da się kupić za 650 zł i pad będzie w komplecie, Playstation 4 jest trochę droższe, ale zestawiając go z ceną nVidii i tak zostanie nam jeszcze pieniędzy na przystawkę TV...

Podsumowując, pomimo tego, że urządzenia wizualnie mi się podobają, są szybkie, mają bardzo dobrego i wygodnego pada, ostatecznie zabija je cena. Jego popularność jest ciągle niewielka, a to grozi też tym, że producent może za jakiś czas uznać go za nieopłacalny i wygasić.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu