Grzegorz ogłosił wczoraj, że AntyWeb pod patronatem Intela uruchamia Centrum technologii Wearables. Podejrzewam, że wielu z Was zapoznało się już z tr...
Grzegorz ogłosił wczoraj, że AntyWeb pod patronatem Intela uruchamia Centrum technologii Wearables. Podejrzewam, że wielu z Was zapoznało się już z treścią tekstu i prezentowaną w nim inicjatywą, pozostałych zachęcam do lektury. Jednocześnie napiszę, że bardzo się cieszę z tego nowego projektu - zarówno jako autor AW, jak i czytelnik bloga.
Niniejszy wpis nie jest elementem akcji marketingowej, nie chcę nikogo na siłę przekonywać, że uruchomiony wczoraj projekt to coś słusznego i może się przysłużyć branży wearable w naszym kraju. Nie chce przekonywać, ale tak właśnie uważam. Powód jest bardzo prosty: dzięki Centrum pojawi się szansa, by pokazać wszystkim, że wearable nie kończy się na smartwatchach i opaskach do fitnessu. Oczywista oczywistość? Niekoniecznie, nawet dla mnie, osoby zajmującej się IT każdego dnia nie jest to taki pewniak. Przynajmniej nie był jakiś czas temu.
Branża wearable, moim skromnym zdaniem, źle wystartowała. W umyśle wielu osób kojarzy się wyłącznie z okularami Google Glass i zegarkami, które można sparować z komórką. O produkcie Google przez dobrych kilka kwartałów było bardzo (!) głośno i wszystkie media rozpisywały się na temat tego urządzenia, w amerykańskich barach wywieszano tabliczki, że klienci z Glass nie będą obsługiwani, spekulowano, ile zarobi na tym urządzeniu branża porno, jak bardzo zmieni się za jego sprawą życie Kowalskiego/Smitha/Schmitta. I co? I nic - wczoraj pomyślałem o tym urządzeniu po naprawdę długiej przerwie, w trakcie której nie funkcjonowało ono w umyśle. Jeśli to ma być reprezentant technologii ubieralnych, to wyszło słabo.
Podobnie, przynajmniej na razie, jest ze smartwatchami. Do gry włączają się kolejni producenci, przybywa urządzeń i to na różnych półkach cenowych, tworzone są nowe zastosowania i aplikacje, ale wciąż w tle przewija się jedno pytanie: po co to? Czy smartwatch rzeczywiście jest urządzeniem, na które warto wydawać kilkaset dolarów? Czy potrzebny mi sprzęt, który wibracją powiadomi, że dostałem maila? Te wątpliwość szybko nie znikną, a dyskusja wokół tematu sprawi, że część potencjalnych klientów zniechęci się do nowej gałęzi produktów jeszcze przed sprawdzeniem oferty.
Gdyby rynek technologii ubieralnych kończył się na okularach i zegarkach, to faktycznie byłoby słabo. Sam stwierdziłbym, że robiliśmy wiele szumu o nic. Coraz częściej dowiadujemy się jednak o nowych przedstawicielach tej szerokiej gamy produktów. Potwierdził to np. zakończony niedawno konkurs Intela. Fakt, zobaczyliśmy tam smartwatch, ale była też rękawica, która może się przydać rzeszy pracowników na całym świecie i podnieść wydajność produkcji. Jest proteza ręki, która jeszcze w poprzedniej dekadzie była pewnie wynalazkiem poza zasięgiem wielkich producentów sprzętu tego typu. Dzisiaj robi ją startup w garażowych warunkach.
Nowy cykl może pokazać, z jak szerokim zagadnieniem mamy do czynienia i zachęcić ludzi do szukania jeszcze dalej i głębiej. Do niedawna sam patrzyłem na wearable przez pryzmat smartwatchy, ale uciekam już od takiego podejścia. Bo ludzie robią naprawdę fajne ubieralne rzeczy i podejrzewam, że w kolejnych kwartałach/latach będziemy świadkami czegoś dużego. Większego niż Glass i Watch razem wzięte.
Źródło grafiki: makeit.intel.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu