Niezgrani

Nintendo - inne niż konkurencja, ale warte waszego czasu i pieniędzy

Kamil Świtalski
Nintendo - inne niż konkurencja, ale warte waszego czasu i pieniędzy
Reklama

Nintendo w Polsce nigdy nie miało łatwo. Kiedy nasi koledzy za Wielką Wodą na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia w najlepsze zagrywal...

Nintendo w Polsce nigdy nie miało łatwo. Kiedy nasi koledzy za Wielką Wodą na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia w najlepsze zagrywali się na Super Nintendo Entertainment System, my oszaleliśmy na punkcie Pegazusa. Konsoli będącej kopią sprzętu poprzedniej generacji japońskiego koncernu — Famicoma, czy jak wolicie: Nintendo Entertainment System.

Reklama

Urządzenie było tanie, podobnie jak kartridże kupowane na targach, na których często można było znaleźć więcej niż jedną grę. Kosztowały śmieszne pieniądze i zapewniały nam wiele godzin znakomitej zabawy. Później Mario nigdy nie był już w naszym kraju anonimowy, jednak z kretesem przegrywał wyścig z Crashem Bandicootem i Spyro, a następnie także z Master Chiefem czy Nathanem Drakiem. Prawda jest taka, że od wielu lat nie próbował się już nawet z nimi ścigać. Nintendo podążyło nieco inną ścieżką. Na ich konsolach nie znajdziecie tych samych produkcji co u konkurencji, ale na tym polega właśnie przewaga koncernu z Kioto.

Nie chciałbym się za bardzo zagłębiać w historię firmy i analizę ich błędów. Tych bez wątpienia było sporo, pozwólcie jednak, że skupię się na teraźniejszości i wyłożeniu dlaczego, moim zdaniem, zarówno ich 3DS jak i Wii U są warte pieniędzy, czasu i zachodu. Jednocześnie już teraz chciałbym zaznaczyć, że nie jest to sprzęt dla wszystkich.


Z przyjemnością czytałem ostatnio słowa Grzegorza, który — mimo że na co dzień goni za najświeższymi projektami technologicznymi — docenił 3DSa w jego najświeższej odsłonie. W bibliotece konsolki nie znajdziecie portu najnowszego Call of Duty, nie będzie też Battlefielda czy Minecrafta. Nie będziecie musieli jednak długo szukać, by trafić na cały zastęp fenomenalnych platformówek (m.in. Super Mario 3D Land, Shantae: Risky's Revenge), japońskich RPG (m.in. nieśmiertelne Pokemony w najświeższej odsłonie, Bravely Default), produkcji rytmicznych (m.in. Theatrhythm Final Fantasy: Curtain Call) — że o tytułach logicznych nawet wspominać nie będę.

To także jedyna konsola, na której znajdziecie najlepszy przenośny karting (Mario Kart 7). Urządzenie nie jest tak silne jak PS Vita — jej atutem jest jednak biblioteka gier, na którą składają się nie tylko porty ze stacjonarnych konsol i tytuły indie (choć tych drugich w cyfrowej dystrybucji także nie zabraknie). To co rusz rozrastający się zestaw przemyślanych, dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach, produkcji, które tworzone są w dużej mierze na wyłączność sprzętu Nintendo — ewentualnie po dłuższym czasie migrują dalej, choć w dużej mierze docierają co najwyżej na iOS, gdzie sporo z nich traci blask i tonie w oceanie produkcji f2p.

Ogromnym atutem 3DSa jest też wsteczna kompatybilność, która zapewnia dostęp do pełnej biblioteki gier z pierwszej dwuekranowej konsolki: Nintendo DS. Sprzętu w wielu aspektach wyjątkowego i rewolucyjnego (w końcu co dwa ekrany to nie jeden, nawet jeśli żaden nie jest najwyższej jakości), posiadający dosłownie dziesiątki gier, którym warto poświęcić czas. A dzięki ograniczeniom sprzętowym często utrzymane są w przepięknym pixelarcie, który niczego nie udaje i nie robi na siłę, jak mają to w zwyczaju zalewające rynek produkcje nazywane pieszczotliwie indykami.


Reklama

A co z Wii U, sprzętem który w benchmarkach ma szansę dostać bęcki od poprzedniej generacji konsol Microsoftu i Sony? Jego największym wyróżnikiem jest kontroler: ogromne połączenie tabletu z padem, które przyjęło się określać mianem padletu. W teorii niewygodny, koszmarny i ogromny. W praktyce — nie taki zły, jak go malują. Mimo bycia w posiadaniu alternatywnego kontrolera, to właśnie z padletu korzystam częściej. Jest lekki, naprawdę poręczny, a do tego nie wymaga korzystania z telewizora — rozgrywkę możemy śledzić na ekranie urządzenia. Jasne, to o wiele mniejsza powierzchnia, ale dla mnie — spędzającego setki godzin rocznie przy grach na smartfonach, tabletach oraz konsolach przenośnych, nie jest to problemem. Jeżeli musicie dzielić telewizor z innymi domownikami, to sami też bez wątpienia docenicie to rozwiązanie.

Jeżeli chodzi o bibliotekę gier, to do naszej dyspozycji dostaliśmy już sporą część nośnych marek, które ma w zanadrzu Nintendo: był Mario w kilku odsłonach (Party, Kart, platformówki w 2D i 3D), był Pikmin, odświeżona Zelda sprzed dwóch generacji, nie zabrakło też Donkey Konga zamarzniętych tropikach. Swoje trzy grosze dorzucili też zewnętrzni deweloperzy dostarczając nam fenomenalnego sequelu Bayonetty czy Wonderful 101; a już na dniach będziemy mogli zagłębić się w kolorowych lokacjach Kirby’ego, uplecionego z włóczki Yoshi’ego, intrygującego, umazanego farbą, świata Splatoon a także pełnego robotów Xenoblade Chronicles X. Do tego dodajcie sobie zestaw gier z Wii (tak, tutaj również nie zabrakło wstecznej kompatybilności!) i rosnącą w siłę z każdym dniem ofertę eShopu — zapewniam was, że nie będzie czasu na nudę.

Reklama


Nintendo niespecjalnie nadąża za współczesnymi standardami. Gry które kupujemy cyfrowo wciąż przyporządkowane są do konsoli na których je nabywamy, nie ID którym się posługujemy w tamtejszych usługach. Nie da się też ukryć, że ekrany rezystancyjne które zastosowali zarówno w 3DSie jak i padlecie po prostu w 2015 roku nie przystoją — choć prawda jest taka, że o wiele gorzej brzmią w teorii, niż praktyce. Powoli, ale jednak, zaczynają odkrywać dobrodziejstwa gier F2P (takie pozycje z ich markami już zawitały na 3DSie) oraz DLC — chociaż te drugie są bogate w treści i daleko im do nachalnego naciągania graczy i ucinania zawartości z głównej części produkcji, aby je później ponownie sprzedać. W tym ich zacofaniu jest jednak coś uroczego, coś, co pozwala poczuć się jak za starych, dobrych, czasów, kiedy gry dawały ogrom radości nie tylko dzięki zdobywanym wirtualnym pucharkom.

Każda plansza w ich platformówce to wiele sekretów do odkrycia. Mario Karty są tak losowe, że nigdy nikt nie myśli o nich w kontekście gry turniejowej — na spotkaniach z przyjaciółmi wielokrotnie sprawdziły się wśród ludzi nieobytych z grami lepiej niż Tekken. Z pewnością nie są to najpiękniejsze gry z jakimi możecie obcować w roku 2015; ba — nierzadko też pod względem mechaniki miewają drobne braki. Z pełną odpowiedzialnością ręczę jednak, że są to jedne z niewielu tak unikatowych i ponadczasowych produktów, jakie znajdziecie w sklepach. To produkcje przy których fenomenalnie będziecie bawić się wy, wasi rodzice, dziadkowie, a także wasze dzieci. A co najlepsze — nawet kiedy je skończycie i wyda wam się, że po wielu godzinach zabawy macie dość, powracając do nich kilka miesięcy później znowu odnajdziecie niesamowitą radość w obcowaniu z nimi!


Miejcie jednak na uwadze, że stawiając na konsole Nintendo trzeba pójść na kilka kompromisów. Największy z nich to biblioteka gier. Nie zagracie tam w najnowsze odsłony Assassin’s Creed, istnieją też nikłe (zerowe?) szanse na obserwowanie 60fps i 1080p. To wszystko jednak zostanie wam oddane z nawiązką, przy fenomenalnej, jednoczącej i zachęcającej do zabawy, pokolenia rozgrywce, której nie znajdziecie — a już na pewno nie w takim stężeniu — gdziekolwiek indziej. To ostatni bastion stojący produkcjami pełnymi, tak wymuskanymi, a przy tym nie szukający swojego idealnego odbiorcy, bo jest ponadczasowy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama