Gry

Nigdy nie grałem w Final Fantasy, ale już wiem, że XV nie odpuszczę

Tomasz Popielarczyk
Nigdy nie grałem w Final Fantasy, ale już wiem, że XV nie odpuszczę
2

Właśnie skończyłem udostępnione przez Square Enix demo Final Fantasy o podtytule Episode Duscae. Nigdy nie byłem zapalonym fanem Final Fantasy, a mój kontakt z serią ograniczał się do czytania recenzji i kilkudziesięciu minut z wersją na GameBoya Advance (ciutkę skłamałem w tytule, ale czuję się usp...

Właśnie skończyłem udostępnione przez Square Enix demo Final Fantasy o podtytule Episode Duscae. Nigdy nie byłem zapalonym fanem Final Fantasy, a mój kontakt z serią ograniczał się do czytania recenzji i kilkudziesięciu minut z wersją na GameBoya Advance (ciutkę skłamałem w tytule, ale czuję się usprawiedliwiony). Teraz wiem, że FF XV będzie grą wartą wypróbowania.

Episode Duscae został dołączony do Final Fantasy Type-0 HD, które również otrzymałem do ogrania i w zbliżającej się recenzji spróbuję odpowiedzieć na pytanie, czy nie-fani serii mają tutaj cokolwiek do roboty. Jeśli chodzi o Final Fantasy XV, jestem przekonany, że będą mieć. Gra zapowiada się naprawdę nieźle. Choć warto wziąć poprawkę na to, że piszę to przez pryzmat wrażeń z wersji demo.

Epickość to jej drugie imię

Episode Duscae to mocno wyrwany z kontekstu fragment rozgrywki, który w gruncie rzeczy nie mówi nam absolutnie nic o fabule Final Fantasy XV. Jedyne, co dane jest nam poznać to bohaterowie. Główną postacią jest tutaj książe Noctis, którego w swojej ignorancji w filmowym intro pomyliłem z kobietą. Towarzyszą mu przyboczni: mądrala Ignis, mięśniak Gladiolus i śmieszek Prompto. Ta mocno wpisująca się w wyświechtane archetypy barwna ekipa wbrew pozorom daje nam całkiem sporo radości. Gra mocno eksponuje relacje między nimi, co widać nie tylko w cutscenkach, ale również w trakcie samej gry: okrzyki w walce, wzajemna troska, żarty i dowcipy. W tym wszystkim widać naturalność i subtelność, które budują dobry klimat tej gry.

Tytułowe Duscae to bezkresne pustkowia, na których lądują nasi bohaterowie z zepsutym autem i bez funduszy na jego naprawę. Siłą rzeczy muszą podjąć się wykonania kilku zleceń, dzięki czemu piękna pani mechanik podejmie się naprawy. Tutaj stajemy przed największym wyzwaniem, bo w trakcie 5 godzin przyjdzie nam zmierzyć się z potężnym Behemothem. Starcie z nim jest najciekawszą i jednocześnie najatrakcyjniejszą częścią dema.

W Episode Duscae widać sporo zachodnich naleciałości. Wykreowany przez twórców świat można nazwać "magicznym realizmem". Przeplatają się tutaj elementy zupełnie zwyczajne, jak autostrama z samochodami, ale również pełnowartościowa fantastyka z potworami, magią i wielką krystaliczną wieżą na horyzoncie (zapewne w pełnej wersji odegra ona jakąś rolę). Co najfajniejsze, elementy te udało się połączyć ze sobą w sposób zaskakująco spójny i lekkostrawny.

Dynamiczny pokaz slajdów

Jeżeli, podobnie jak ja, dotąd kojarzyliście jRPG-i z walką turową, gdzie dynamikę widać wyłącznie podczas animacji ataku, muszę Was wyprowadzić z błędu. W Final Fantasy XV rozgrywka ma znacznie bardziej zręcznościowy charakter. Nie znaczy to jednak, że otrzymamy prostego slashera. Do dyspozycji oddano nam bowiem całą gamę magicznych ataków i umiejętności, które potrzebują punktów magii. Ich sprawne wykorzystanie, a także zręczne unikanie przeciwników połączone ze skutecznymi kontrami to recepta na sukces. Jednak nie zawsze, bo w przypadku większych wyzwań, jak wspomniany Behemoth musimy wykazać się jeszcze finezją. Tutaj urzekła mnie cała otoczka poprzedzająca starcie, która przypomina trochę interaktywny film.

Pomiędzy kolejnymi starciami eksplorujemy rozbudowane Duscae. Znajdziemy tutaj oczywiście sklepy - nieodłączny element każdej gry RPG. Towarzyszą im miejsca, gdzie możemy rozbijać obozy. Dopiero wówczas będziemy mogli awansować naszych bohaterów - ten ciekawy system wydaje się być bardzo trafionym rozwiązaniem, bo dzięki niemu rozgrywka nie traci dynamiki i pozwala nam skupić się na najważniejszym.

Graficznie jest bardzo dobrze, choć nie idealnie. Ciągle miejscami zdarzają się braki - niedopracowane modele postaci, koślawe animacje, braki filtrów. Gra jest też fatalnie zoptymalizowana - może nie jest to tytułowy pokaz slajdów, ale niewiele do tego brakuje. Zrzucam to na karb wersji demonstracyjnej. Gdyby nie te chrupnięcia (dosłownie) byłbym naprawdę pozytywnie zaskoczony. Scenerię wykreowano bardzo starannie, a niektóre animacje i efekty robią duże wrażenie. Jeżeli twórcy dopracują tę kwestię (a nie wątpię, ze tak się stanie), FFXV będzie wyglądać na miarę współczesności.

Będzie grane

Jaki jest sens pisania o demie? Cóż, Episode Duscae nie jest zwyczajną wersją demonstracyjną - 5 godzin zabawy to prawie tyle, ile daje nam nowe Call of Duty w trybie dla pojedynczego gracza. Jednocześnie jest to zapowiedź bardzo ważnej dla fanów Final Fantasy oraz gier RPG (i w szczególności jRPG) premiera, na którą warto czekać i o której warto pisać. Jako świeżak w temacie, czuję się naprawdę usatysfakcjonowany i obiecuję sobie, że gdy tylko znajdę wolną chwilę (pewnie gdzieś po sześćdziesiątce...) nadrobię zaległości i zagram w poprzednie części serii. Na pierwszy ogień, póki, co idzie Type-0 HD, którą dostaliśmy do recenzji.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu