Felietony

Nielicencjonowane ładowarki do telefonów. Błogosławieństwo czy zagrożenie?

Krzysztof Rojek
Nielicencjonowane ładowarki do telefonów. Błogosławieństwo czy zagrożenie?
Reklama

Google sprawiło, żę jeżeli ich smartfon wykryje tani zamiennik ładowarki, w ogóle nie będzie się ładował. To kontrowersyjne, ale ciężko mi nie przyznać firmie racji.

Kiedyś, gdy kupowaliśmy telefon, razem z urządzeniem dostawaliśmy  multum akcesoriów. Część z nich była nie tyle przydatna, co niezbędna, jak kabel USB czy ładowarka, a część była, można powiedzieć, miłym dodatkiem . Gratisem, który najczęściej lądował w zapomniany na dnie szuflady, ponieważ albo mieliśmy już jego zamiennik, albo też - jego jakość była, delikatnie mówiąc, dyskusyjna. U mnie takimi elementami były chociażby słuchawki, etui i narzędzie do wyciągania karty sim. Myślę, że podobny schemat miał miejsce w przypadku wielu nowych smartfonów, oczywiście - dopóki producenci nie postanowi zacząć usuwać z pudełka coraz większej liczby rzeczy. Dziś z telefonem kupimy często tylko kabel USB-C, a i to w przyszłości pewnie się zmieni. W takim wypadku wyjścia są trzy - używać akcesoriów, które już się ma, kupić oryginalne dodatki od producenta bądź też zaopatrzyć się w zamienniki. I tutaj zaczyna się zabawa.

Reklama

Co z "nieautoryzowanymi" ładowarkami?

Jeżeli podepniemy do telefonu inne słuchawki (o ile oczywiście mamy gniazdo 3,5 mm) - nic się nie stanie. Tak samo jeżeli zapakujemy telefon do innego etui. Jednak jeżeli podepniemy do smartfona trefną ładowarkę, bądź jeżeli kabel USB będzie miał wady, mogą stać się bardzo złe rzeczy. Zapewne wiecie, że w przypadku samozapłonu baterii jedną z pierwszych rzeczy, którą się sprawdza, jest to, jaka ładowarka była używana przez właściciela. W takich wypadkach z prądem nie ma żartów, zwłaszcza, że dziś telefony ładowane są mocą nie 5 a 120W, a jestem przekonany, że na tym się nie skończy. Już teraz coraz więcej producentów wdraża systemy, które mają ograniczać ryzyko związane z używaniem kiepskiej jakości produktów. Telefony LG nie uruchomią szybkiego ładowania przy kiepskiej jakości kablach USB, a nowy Google Pixel nie będzie ładował się w ogóle, jeżeli nie rozpozna kabla lub ładowarki.

Na początku mocno przyklasnąłem tej idei, ponieważ pozwala ona uchronić użytkowników przez bardzo poważnymi konsekwencjami, ze zniszczeniem telefonu i poparzeniami włącznie. Jednak każdy medal ma także drugą stronę. Jeżeli większość producentów zaczęłaby robić tak samo jak Google, nagle powstałaby nieoficjalna lista gadżetów, które można używać z daną marką, a stąd już rzut kamieniem do "certyfikacji". A jeżeli przeszłość czegoś nas nauczyła, to tego, że jeżeli gdzieś jest sposób na zarobek, to producenci nie zawahają się po niego sięgnąć. Taka certyfikacja mogłaby, niestety, wykosić bardzo dużą część rynku i znacznie podnieść ceny takich akcesoriów jak ładowarki samochodowe czy bezprzewodowe. Dziś na rynku mamy ich wręcz zatrzęsienie, jednak jeżeli producenci zadecydowaliby z jakimi ich telefony współpracują, a z jakimi nie, myślę, że finalnie ostałoby się zaledwie kilka marek.

Jest więc to klasyczny dylemat pomiędzy bezpieczeństwem użytkowników a ich wolnością wyboru i kupowania tego, czego chcą. I przyznam się, że jak zawsze jestem zwolennikiem wolności i tego, że każdy użytkownik powinien móc zrobić z kupionym urządzeniem to, co chce, tak teraz ciężko mi chociaż w części nie poprzeć takiej inicjatywy. Jestem zwolennikiem right to repair, ponieważ blokowanie możliwości naprawy własnego urządzenia jest działaniem antykonsumenckim i zabiera użytkownikom dużą część wolności. Jednak jeżeli ktoś zabiera się za otwieranie telefonu, to jest duża szansa, że robi to ze świadomością wszystkich konsekwencji które się z tym wiążą. Jednak w przypadku ładowarki większość ludzi nie wie, z jaką mocą ładuje się ich smartfon i jaka ładowarka jest dla niego dobra. Jak już wspomniałem - wybór złej może spowodować naprawdę nieprzyjemne konsekwencje. Dlatego jasne pokazanie użytkownikom, jakie produkty są kompatybilne z danymi smartfonami w erze gdzie na rynku mamy kilkanaście standardów ładowania może być dobrą i przydatną rzeczą.

A co wy sądzicie o takim pomyśle? Czy producenci powinni tak konstruować smartfony by nie ładowały się, jeżeli wykryją nieodpowiednią ich zdaniem ładowarkę czy kabel?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama