Chcieli oglądać seriale i śledzić wyniki sportowe na pokładzie okrętu US Navy. Marynarze mieli nawet swojego skarbnika.
Pełnienie służby w US Navy to duże wyróżnienie, ale też pewne niedogodności. Pływający na bojowych okrętach żołnierze marynarki nie mogą bowiem korzystać z internetu według własnego widzimisię, bo wewnętrzna sieć jest ograniczona ze względów bezpieczeństwa. Znalazła się jednak załoga, która tym ograniczeniom postanowiła się sprzeciwić – umieściła na okręcie nieautoryzowanego Starlinka w sposób tak nieudolny, że ta historia mogłaby stać się inspiracją do stworzenia skeczu kategorii B.
Polecamy na Geekweek: Powstaje pierwszy na świecie zegar jądrowy. Zmieni eksplorację kosmosu?
Netflix and chill na wojennym okręcie
Po przeczytaniu wstępu można pomyśleć, że na taki pomysł wpadła pewnie ekipa nieokrzesanych młodzików, ale nic bardziej mylnego. Za swobodnym surfowaniem po sieci zatęskniła doświadczona załoga USS Manchester, a konkretniej starsza dowódczyni Grisel Marrero wraz z kolegami. Według Navy Times załoga chciała śledzić wyniki sportowe, oglądać filmy i seriale z platform VOD czy czatować z rodziną przy pomocy komunikatorów internetowych.
Starlinka nie można tak po prostu zainstalować sobie na okręcie wojennym. Takie działania wymagają pozwolenia, a załoga doskonale wiedziała, że takiego pozwolenia nie dostanie. Dlatego też umieścili antenę na drewnianej palecie, licząc na to, że dowództwo jej nie znajdzie – popełnili jednak podstawowy błąd
Śmierdząca nazwa
Możecie tego nie pamiętać, bo to sprawa sprzed dwóch lat, ale część Starlinków wyróżniała się nietypową nazwą domyślną. STINKY – bo o niej mowa – to pokłosie suchych żartów Elona Muska na Twitterze z 2022 roku. Ojciec Starlinka zapytał wtedy, skąd wiemy, że WiFi istnieje, skoro nie czujemy jego zapachu? Dlatego tez niektóre urządzenia domyślnie nazywały się STINKY, czyli śmierdzący.
Wróćmy do marynarzy. Pech chciał, że to właśnie taki (używany) Starlink przytrafił się zbuntowanej załodze, która w swej ignorancji podjęła próbę zmiany nazwy sieci dopiero wtedy, gdy mleko zaczęło się wylewać. Dziwna sieć generowała niewygodne pytania, dlatego Grisel Marrero wpadła na nowy pomysł – zmianę nazwy na jedną z marek drukarek bezprzewodowych. Pech chciał, że na pokładzie nie było takich urządzeń. To dowódczymi była mózgiem operacji (tylko ona mogła dodawać nowe osoby do sieci), ale koledzy aktywnie pomagali w rozwoju pokładowego internetu. Jedna z zamieszanych osób dokupiła nawet wzmacniacze sygnału, gdy okazało się, że ten nie dociera do wszystkich pomieszczeń. Marynarze mieli nawet swojego skarbnika – pobierał 62,50 dolarów miesięcznie lub 375 dolców jednorazowej opłaty.
Dowództwo w końcu dotarło do autorów przekrętu, a urządzenie zostało znalezione przez pracownika Naval Information Warfare Center przypadkiem, podczas instalacji – tym razem już autoryzowanego – urządzenia Space X Starshield. Grisel Marrero próbowała tłumaczyć się, że załoga korzystała ze Starlinka w bezpieczny sposób i tylko podczas przebywania w porcie, ale w te wyjaśnienia sąd wojskowy nie uwierzył. Kobieta została zwolniona ze stanowiska, a reszta członków, którzy dokładali się do miesięcznego abonamentu, otrzymała karę dyscyplinarną – w sprawę było zamieszanych łącznie 15 osób.
„Instalacja i użytkowanie Starlinka bez zgody wyższego dowództwa stanowi poważne zagrożenie dla misji, bezpieczeństwa operacyjnego i bezpieczeństwa informacji” – fragment raportu śledczego
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu