W piątek Jan Rybczyński na łamach Antyweba umieścił artykuł, w którym w ciekawy sposób argumentował, dlaczego uważa, że tablety nie sprawdzą się w szk...
Trudno nie zgodzić się co do wymienionych przez Jana argumentów dotyczących technicznych aspektów samego urządzenia, jakim jest tablet. Bo właściwie dlaczego nie netbook lub e-papierowy czytnik? Z tym argumentem można dyskutować długo i namiętnie, bo można powiedzieć, że netbook krótko działa na baterii, czytnik zaś nadaje się tylko do odczytu treści i niczego więcej. Jednak według mnie to nie rodzaj urządzenia powinien określać formę procesu edukacji, ale to proces edukacji powinien określać rodzaj urządzenia. Ale po kolei.
Przede wszystkim powinno paść pytanie, czy współczesny model edukacji jest dostosowany do obecnych realiów społeczeństwa informacyjnego, w którym niemal każdy ma dostęp do olbrzymiej bazy informacji i wiedzy, jaką jest internet. Gdzie rośnie i dorasta pokolenie, które nie zna rzeczywistości bez sieci. Według mnie nie. Powszechny dostęp do internetu zmienia krok po kroku sposób, w jaki pozyskuje się i operuje informacją. Dawniej zdobywanie informacji było procesem czasochłonnym, dostęp do niej był ograniczony, a w szkole skupiano się przede wszystkim na tym, aby uczniowie daną informację zapamiętali na przyszłość. W dobie internetu dostęp do informacji jest natychmiastowy a baza wiedzy jest znacznie większa. W takich warunkach uczenie się na pamięć setek informacji staje się bezcelowe (ewentualnie w celu ćwiczenia pamięci), a szkoła powinna raczej przygotowywać ucznia do tego, jak pozyskiwać odpowiednie informacje i jak je wykorzystywać w praktyce. Odpowiedzią na to wyzwanie są nowoczesne technologie.
Tablet, netbook czy e-czytnik to tylko narzędzie do pozyskiwania, przetwarzania i wykorzystywania informacji. Prawdziwa edukacyjna ewolucja odbywa się na poziomie tworzenia treści edukacyjnych w postaci ebooków, zwykłych lub wzbogacanych mediami oraz sposobów wykorzystywania tychże w procesie nauczania. Migracja danych z papieru do elektronicznych form zapisu nie jest niczym nowym, a cyfrowy format pozwala w dużo bardziej efektywny sposób je wykorzystywać. Nie chodzi jednak tylko o stworzenie interaktywnego podręcznika, dzięki któremu uczeń będzie mógł zobaczyć jakąś prezentację. Dobrze przygotowany e-podręcznik nie jest zamkniętym bytem, tak, jak w przypadku papieru. To sieć połączonych usług – dodatkowymi materiałami, kursami, notatkami, pytaniami i odpowiedziami, generowanymi przez nauczycieli i uczniów i w ich gronie przepływającymi. To możliwość łatwego sięgnięcia do internetu i odnalezienia dodatkowych informacji. To system linków i interaktywnego wyszukiwania usprawniający pozyskiwanie danych. Umiejętne wykorzystanie współczesnych form przekazu treści oraz internetu przez nauczyciela i przekazanie tej umiejętności uczniom, tak, aby efektywnie potrafili pozyskiwać i wykorzystywać wiedzę – to jest wyzwanie dla współczesnej edukacji, która nie może zignorować obecnego stanu rzeczy, w której wiele procesów odbywa się w sieci. Wykorzystywanie współczesnych form komunikacji nie ogranicza kontaktu z nauczycielem, ale go pogłębia, pod warunkiem, że tego chcą obie strony procesu.
To, co piszę powyżej, z polskiej perspektywy brzmi nieco jak mrzonka, albo przynajmniej jak projekt na następne dziesięciolecia. Ale to, co u nas wydaje się wciąż mało realne, powoli zaczyna być realizowane w innych krajach. Wystarczy spojrzeć za ocean i przyjrzeć się temu, jak te zmiany postępują w USA. Niemal jak grzyby po deszczu pojawiają się multisystemowe platformy, oferujące e-podręczniki powiązane z chmurą, chociażby Bookstep, Inkling, Kno.
W mojej opinii takie urządzenie musi być multifunkcyjne. Nie ma tylko ograniczać się do odczytywania treści, ale pozwalać na interakcję z nimi oraz na interakcję z innymi uczniami/nauczycielami. Musi zapewniać również dostęp do internetu, ale być również proste w obsłudze. Musi dawać możliwość wykorzystywania różnego typu aplikacji i usług, które proces nauczania wspomagają. Po co więc tablet lub czytnik, przecież do tej definicji pasuje komputer stacjonarny czy laptop. Tutaj wkracza kategoria mobilności. Wydaje mi się, że dużo łatwiej będzie implementować do systemu edukacji urządzenia, które są mobilne i łatwe w użytkowaniu. Prościej jest przenosić i korzystać z czytnika lub tabletu, który można trzymać w jednym ręku, niż laptopa czy netbooka. Są one również dużo łatwiejsze w obsłudze, niż tradycyjne komputery.
Dlatego, gdybym miał powiedzieć, które urządzenie bardziej odpowiada potrzebom edukacji, to wybrałbym tablet ponad e-papierowy czytnik, który na chwilę obecną jest nastawiony tylko na odbiór treści. Co nie znaczy, że obecnie oferowane tablety są w pełni dopasowane do potrzeb nauczania (chociażby kwestia pisania, bez klawiatury jest to problem, który musiałby być rozwiązany na przykład przez dopasowany software rozpoznający ręczne pismo, tak aby uczynić z tabletu również notatnik). Ten proces wkraczania tabletów do oświaty dopiero się zaczyna, a w raz z nim będą pojawiać się udoskonalenia, które będą dopasowywać tablety do potrzeb uczniów i nauczycieli. W ich przypadku rozwiązaniem może być po prostu kwestia doboru softwaru, w przypadku czytników należy stworzyć nową technologię. Takie projekty już powstają – chociażby kolorowy e-papier, który jest zdolny wyświetlać obrazy, wideo i tym podobne. Ale prace w tym przypadku prowadzą de facto do stworzenia tabletu z e-papierowym ekranem. Zadania są te same, inna technologia zastosowana do ich realizacji.
Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że na zmieniający się powoli paradygmat procesu nauczania, na chwilę obecną lepiej odpowiadają tablety niż czytniki. Są mobilne i multifunkcyjne. I nadają się do obsługi nowych form e-podręczników, a także ułatwiają nowe formy komunikacji na linii nauczyciel-uczeń, uczeń-uczeń. Co nie znaczy, że w 100% realizują stawiane im przez edukację potrzeby. Pamiętajmy jednak, że to początek drogi, a niej jej koniec.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu