Internet

Nie ma bata na Adblocka. Niemiecki sąd uznał go w pełni legalnym

Tomasz Popielarczyk
Nie ma bata na Adblocka. Niemiecki sąd uznał go w pełni legalnym
Reklama

Wydawcy nienawidzą dwóch rzeczy: Google'a i Adblocka. Bez pierwszego jednak nie mogą żyć, a z drugim nie mogą wygrać. Ten impas wydaje się trwać w naj...

Wydawcy nienawidzą dwóch rzeczy: Google'a i Adblocka. Bez pierwszego jednak nie mogą żyć, a z drugim nie mogą wygrać. Ten impas wydaje się trwać w najlepsze. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę ostatni wyrok sądu w Hamburgu.

Reklama

Adblock nie jest zły pod warunkiem, że jest stosowany z umiarem. Rozwiązania tego typu dają użytkownikowi możliwość wyboru: rezygnuję z bijących po oczach, wielkich i świecących bannerów, ale dopuszczam nieinwazyjne reklamy tekstowe i małe graficzne wstawki na stronach, by wspierać ich autorów. Wówczas można go traktować jako swego rodzaju bat na zachłannych wydawców i niewyżytych grafików tworzących takie sieciowe potworki. Problem pojawia się w momencie, gdy użytkownik blokuje co popadnie. Wówczas nie jest to zdrową sytuacją i w dłuższej perspektywie obraca się przeciwko niemu. Spadek skuteczności reklamy graficznej to większa ilość reklamy kontekstowej. Ważne, aby tutaj również wydawcy zachowali równowagę, co wobec szalejącej popularności Adblocka bywa trudne. Ale ja nie o tym.


Temat Adblocka wraca, bo sąd w Hamburgu wydał bardzo interesujący wyrok w postępowaniu przeciw firmie Eyeo GmbH rozwijającej Adblocka Plus. Powodami były tutaj Zeit Online GmbH, wydawca Zeit.de oraz Handelsblatt GmbH tworząca Wiwo.de i Handelsblatt.com. Zarzucały one, że autorzy Adblocka Plus w nieuczciwy sposób wymuszają na wydawcach opłaty w zamian za umieszczenie ich stron na białej liście.

Gdyby proces zakończył się na korzyść wydawców, Adblock miałby całkowicie ignorować reklamy na ich stronach. Nie stało się tak i sąd orzekł inaczej, uznając działanie Adblocka za całkowicie legalne. Argumentem było tutaj dobro internautów, którzy, zdaniem sędziego, powinni mieć możliwość kontrolowania tego, co wyświetla się na ich urządzeniach. Okazało się to w tym wypadku ważniejsze niż interesy wydawców. Na niekorzyść tych przemawiała również rosnąca popularność rozwiązań typu paywall (za naszą zachodnią granicą są one dużym sukcesem). Sąd zasugerował, że wydawcy nie są zatem skazani na jeden model biznesowy i mają na tym polu pewną swobodę.


Linia obrony Eyeo GmbH wyglądała również bardzo ciekawie. Twórcy Adblocka Plus udowodnili, że ich biała lista składa się w przeważającej mierze (90 proc.) ze stron, które umieszczone zostały tam dobrowolnie w zamian za zapewnienie o stosowaniu nieinwazyjnych reklam. Opłaty uiścili jedynie najwięksi, jak Amazon czy Google. Przy czym tutaj również warunkiem współpracy miało być zobowiązanie się do mniej uciążliwych dla internautów form reklamowych. To wszystko jest częścią programu Acceptable Ads, który realizuje firma. Na nim ma się opierać jej model biznesowy i jednocześnie czynić Adblocka czymś więcej niż tylko bezdusznym narzędziem do odbierania chleba internetowym dostawcom treści.

Rundę pierwszą w tej batalii wygrał Adblock. Sęk w tym, że jest to dopiero początek. W kolejce czeka jeszcze kilka pozwów i rozpraw, które będą toczyły się m.in. w Kolonii oraz Monachium. Wydawcy walczą z Adblockiem z równie dużą zaciekłością, jak ma to miejsce w przypadku Google'a i trudno się im dziwić.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama