Po latach opóźnień, problemów technicznych i wydaniu miliardów dolarów duet składający się z rakiety SLS oraz statku kosmicznego Orion dotarł w końcu na ziemską orbitę. Aktualnie Orion, już samodzielnie, zmierza w kierunku Srebrnego Globu. Jak przebiegł start i co jeszcze przed nami?
Tam i z powrotem
Pierwsza od dekady rakieta firmowana przez NASA próbowała wystartować od końca sierpnia, ale na przeszkodzie stanęły jej niekończące się wycieki wodoru, a następnie problemy z pogodą. Rosnącą desperację NASA widać było wyraźnie w listopadzie, gdy nie wycofano rakiety do budynku VAB (Vehicle Assembly Building), w czasie, gdy znów rosło zagrożenie huraganowe.
To ostatnie przerodziło się ostatecznie w huragan Nicole, który na szczęście nie przekroczył kat. 1. Uszkodzenia Oriona, rakiety i elementów wieży startowej NASA uznała po przeprowadzeniu inspekcji za drobne i niezagrażające bezpieczeństwu misji lub możliwe do naprawy na miejscu. Desperacje agencji przestaje dziwić, jeśli uświadomimy sobie, że 14 i 19 grudnia kończyła się, i tak przedłużana, certyfikacja boosterów.
Czy NASA otrzymałaby kolejną prolongatę? Pewnie tak, ale nie obyłoby się bez powrotu do VAB i inspekcji. Dodajmy do tego jeszcze, że rakieta podobno zbliżała się do limitu przewozów pomiędzy stanowiskiem startowym a VAB, który NASA uznaje za bezpieczny i będziemy mieli lepszy obraz presji, z którą mierzono się w agencji.
Artemis I w toku
Skomplikowany proces przygotowania do startu rozpoczęto ostatecznie 14 listopada, włączając obliczone na 2 dni odliczanie do startu. Liczące 120 minut okno startowe otwierało się 16 listopada 07:04 i trwało do 09:04 naszego czasu. Rakieta ostatecznie wystartowała o 7:45.
W czasie odliczania NASA musiała jednak wysłać na platformę ekipę zwaną „Red Crew”, którzy na szczęście naprawili jeden z zaworów z ciekłym wodorem, w którym ujawnił się niewielki przeciek. Specjaliści pracujący w miejscu do którego nikt normalny, ze względu na zagrożenie wybuchem, by się nie zbliżył, z miejsca zyskali poklask fanów kosmosu z całego świata.
Wszystkie etapy lotu wygląda, że przebiegły jak na razie bezproblemowo. SLS po dwu minutach odrzucił swoje potężne boostery na paliwo stałe, następnie pozbyto się owiewek, modułu ucieczkowego, a po ponad ośmiu minutach nastąpiła separacja ICPS (drugiego stopnia) od głównego stopnia SLS. W tej fazie Orion rozłożył swoje 4 panele słoneczne.
ICPS po półtorej godziny kolejny raz odpalił silniki i wykonał manewr TLI (Trans-Lunar Injection) wprowadzający go na trajektorię prowadzącą w kierunku Księżyca. Po jego wykonaniu ICPS oddzielił się od pozostającego na jego szczycie Oriona, który już samodzielnie ruszył ku naszemu naturalnemu satelicie. Przed kilkudziesięcioma minutami Orion wykonał jeszcze manewr korekty trajektorii, a my... musimy się uzbroić w cierpliwość.
Orion w okolice Księżyca ma dotrzeć za szóstego dnia podróży i rozpocznie wtedy manewry mające umieścić statek na specjalnej orbicie DRO (distant retrograde orbit), która wykorzystuje punkty Lagrange L1 i L2. Na tej orbicie Orion pozostanie do 15 dnia misji, następnie rozpoczenie drogę powrotną. Według aktualnych planów NASA 11 grudnia Orion ma wodować na Pacyfiku. ICPS z kolei wykona jeszcze manewr transferujący go na okołosłoneczną orbitę cmentarną.
W czasie swojej podróży Orion zbliży się do powierzchni Księżyca na odległość około 100 km. Ten widok „ucieszy” niestety tylko trójkę manekinów NASA, sam lot jest oczywiście bezzałogowy. Warto też dodać, że w module serwisowym Oriona umieszczone zostało 10 CubeSatów, zaprojektowanych przez uczelnie i ośrodki naukowe, które zostaną rozmieszczone w różnych rejonach naszego małego układu Ziemia - Księżyc.
Misja wygląda więc bardzo ciekawie, ale nie będę ukrywał, że delikatnie pisząc nie jestem fanem tej rakiety. Uważam, że NASA płacąc około 4,1 mld dolarów za start przepala ogromne środki, które mogłyby sfinansować co najmniej kilkanaście ambitnych programów kosmicznych, na które dziś nie ma pieniędzy. Uważam też, że dzisiejszy start nie rozwiązuje problemów tej przestarzałej na starcie konstrukcji, ponieważ te, choćby w postaci wodoru są w nią „wpisane” projektowo. W mojej ocenie SLS będzie dalej spowalniał powrót Amerykanów na Księżyc, a koszty tej rakiety mogą w przypadku kryzysu być pretekstem dla cięć NASA i jej naukowych projektów kosmicznych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu