Na geopolityczny problem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zwracałem uwagę kilka razy. Współpraca między zachodnimi agencjami a Roskosmosem wytrzymała długo, ale tegoroczna agresja Rosji na Ukrainę nie pozostawia pola do współpracy. Niestety uratować ISS łatwo nie będzie.
Rogozin grozi
Oczywistym następstwem bandyckiej napaści Rosji są drastyczne sankcje gospodarcze, które obejmą również Roskosmos. Problem w tym, że stacja kosmiczna to skomplikowana konstrukcja, w której część niezbędnych do jej działania systemów należy do rosyjskiego segmentu. Do tego, do dziś za manewrowanie stacją odpowiadały rosyjskie moduły lub statki Sojuz i Progress.
Szef Roskosmosu już zdążył zagrozić Zachodowi, że jeśli ten utrzyma sankcje dla jego Rosji, to ta może odmówić współpracy i w efekcie ta deorbituje w niekontrolowany sposób. To grozi upadkiem na teren Stanów Zjednoczonych, Europy, Indii lub Chin. I to faktycznie jest bardzo duży problem, choć wydaje się, że nie nierozwiązywalny.
Cygnus i SpaceX razem
Po pierwsze, zadokowany niedawno do stacji statek towarowy Cygnus NG-17 jest pierwszym, który wyposażono w przerobiony napęd umożliwiający właśnie takie manewry. Niestety ilość paliwa i jego konstrukcja nie pozwalają na to, aby samodzielnie była w stanie zabezpieczyć bezpieczeństwo odłączonego amerykańskiego (ale międzynarodowego) segmentu.
Co ciekawe, na post Rogozina z pytanie kto uratuje stację, jeśli nie Rosjanie, odpowiedział Elon Musk, wrzucając logo swojej firmy. Kilka dni później, przez twittera przetoczyła się dyskusja osób z branży i dziennikarzy zajmujących się kosmosem na ten temat.
Konkluzją było, że SpaceX potrzebowałoby na szybko przygotować:
- statek wyposażony w zestaw manewrowy, bazujący na towarowym Dragonie,
- certyfikować Cygnusa do lotów na Falconie 9 (Antares bazuje na rosyjskich silnikach)
- przyśpieszyć budowę Crew Dragona w 7-osobowej wersji
Elon pojawił się i w tym wątku, komentując lakonicznie „Good thread”. Pytanie, czy NASA się na to takie coś w ogóle zdecyduje, a jeśli tak, to czy uda się to zrobić na tyle szybko, żeby uratować stacje. Łatwe to nie będzie, trzeba wziąć pod uwagę choćby to, że Rosjanie proces rozdzielania mogą go sabotować.
Moduły, moduły...
Problemem jest też fakt, że to na „Zaryi” i „Zvezdzie” są główne systemy energetyczne i podtrzymania życia. Choć ta pierwsza należy do NASA, to została zbudowana przez Rosjan. Nawet pomijając jej stan techniczny, bazowanie na module, który serwisował zawsze Roskosmos, jest niebezpieczne.
Nadzieją dla NASA mogą być moduły budowane obecnie przez prywatną firmę Axiom. Być może agencja byłaby się w stanie dogadać i wprowadzić zmiany niezbędne do tego, żeby już pierwszy z nich zastąpił prowizoryczne rozwiązania. Te moduły miały i tak na koniec odłączyć się jako osobna stacja, jest szansa, że są uniwersalnie wyposażone w podstawowe systemy. Lot pierwszego modułu jest planowany na 2024 r.
Tak czy inaczej, po tym co pokazał kremlowski morderca, nie powinno być w kosmosie już żadnej współpracy z Rosją. Jeśli rozłączenie miałoby być niemożliwe, trudno, choć uwielbiam ISS, to należy ją wygasić, a potem niech płonie jako kolejna ofiara Putina. Mamy teraz na Ziemi większe problemy, a poza tym wierzę, że Zachód jeśli się zepnie, jest tę stratę szybko nadrobić. Czym się to wszystko skończy, dowiemy się zapewne w ciągu paru tygodni. Niedługo na ISS ma polecieć kolejna rosyjska zmiana.
Stock Image from Depositphotos.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu