Nadszedł koniec oczekiwania na długowyczekiwaną premierę następcy Ricoha GRIII. Japońska firma kazała fanom czekać od 2019 roku, lecz w końcu przyszedł temu kres. GRIV wylądował w kieszeniach recenzentów.

Ten kultowy aparat może nigdy nie był na pierwszym planie, lecz zawsze trzymał się w pobliżu. Niejeden twórca zawartości o tematyce fotograficznej trzymał go w kieszeni, a kult jest na tyle duży, że każdego roku odbywa się oficjalny zjazd fanów marki. Po latach oczekiwania wylądował Ricoh RIV, po cichu najważniejszy aparat tego roku, czy było warto czekać?
Najważniejszy aparat tego roku już w kieszeniach<sic!> recenzentów
Ricoh GRIV nie zmienia filozofii serii, więc bez obaw, to wciąż najbardziej kompaktowy aparat z matrycą APS-C, który można wcisnąć do niemalżę dowolnej kiezeni. Nowy model przynosi jednak kilka kluczowych zmian, których się należało spodziewać po tylu latach. 26-megapikselowy sensor BSI (lepsze doświetlenie krawędzi), odświeżony obiektyw 28 mm f/2.8 z dodatkowym elementem asferycznym (ponownie, jeszcze lepsza jakość rogów), 5-osiową stabilizację obrazu i, co ciekawe, aż 53 GB wbudowanej pamięci (kto chociaż raz zapomniał karty... Ten zrozumie). To wszystko w obudowie, która jest jeszcze cieńsza, a start aparatu jest teraz o 0,2 sekundy szybszy niż w GRIII (niby mało, ale jednak 25% lepiej).
Japoński producent ujawnił prace nad następcą GRIII zaledwie trzy miesiące temu, a już dzisiaj pojawiają się materiały recenzentów, którzy otrzymali GRIV do przetestowania, dzięki czemu w końcu otrzymujemy namacalne konkrety. Zwracają uwagę na kilka rzeczy. Przede wszystkim ergonomię. Bo chociaż znów zaczęto wydawać więcej kompaktowych aparatów, to mało który (jeżeli jakikolwiek) daje taki ogrom wolności, w tak kieszonkowej formie.
GRIV można bez problemu obsługiwać jedną ręką, zaś menu skonfigurować pod własne potrzeby, co docenią na pewno fani fotografii ulicznej, w której potrafią się liczyć sekundy. Nowy układ sterowania wraca do korzeni serii, przywracając m.in. przełącznik “+/-”, który zniknął w GRIII. Dla wielu to mały, ale znaczący gest w stronę użytkowników.
Pierwsze pokazy możliwości fotografii pokazują, że Ricoh nie eksperymentował z charakterem obrazu – jest naturalnie, kontrastowo, z typową dla serii plastycznością. Nowe tryby zgodnie z sugestią w nazwie: Cinema Yellow podbija żółte barwy ocieplają obraz, z kolei Cinema Green ochładza dodając zielonkawego zabarwienia, lecz klasyczne profile wciąż dominują (B&W High Contrast wciąż zachwyca). JPEG-i prosto z aparatu są lepsze niż kiedykolwiek, a autofokus – według pierwszych opinii – jest szybszy, celniejszy i lepiej się przykleja do obiektu. Chociaż to tryb snap focus nadal wygrywa w ulicznych scenach. Natywne ISO 100 powinno zadowolić każdego (idzie aż do ISO204800m, lecz to trudno skomentować, bez dalszych testów).
Wśród zachwytów jest niestety miejsce i na dziwne decyzje producenta. Chris Gampat z portalu the Phoblographer, zwraca uwagę na brak chrony przeciwko warunkom atmosferycznym, które Ricoh tłumaczy koniecznością odprowadzania ciepła z bardzo małej obudowy. Aparat nie jest odporny na deszcz, co w tej klasie sprzętu budzi zdziwieni, zwłaszcza że konkurencja (Fuji X100VI) oferuje takie rozwiązania.
GRIV to także nowa bateria (250 zdjęć na jednym ładowaniu według CIPA), lepsza stabilizacja (6EV zamiast 4EV), a także w końcu nowa aplikacja GR World z szybszym transferem zdjęć przez Wi-Fi 5 GHz. W praktyce aparat jest jeszcze bardziej “instant” – zdjęcie szybko ląduje na telefon, a stamtąd bez problemu jest gotowe już zdobywać Instagram.
Cena... Tutaj zaczyna si poważny problem
Tu zaczyna się najgorętsza dyskusja. Premiera GRIV oznacza przeskok cenowy i to spory – z poziomu 900 dolarów za GRIII w 2019 roku do 1499 dolarów w tym roku. W Polsce spokojnie osiągnie pułapy 6000 złotych, a to już go postawi w bezpośredniej konkurencji do Fuji X100VI, a więc w walce zaognionej trendami internetowymi, nostalgią i zwracaniem uwagi na każdy detal. Ogólnie da się odczuć, że część komentujących rozumie ruch Ricoh, w końcu świat bardzo się zmienił na przestrzeni ostatnich lat. Jednakże inni słusznie wskazują, że za podobne pieniądze można kupić pełnoklatkowego Sony A7C z obiektywem lub Fuji X100VI, który oferuje wizjer, lepsze uszczelnienia i chociaż to kwestia gustu, lepszy styl.
Z drugiej strony, GRIV to wciąż najbardziej dyskretny i kompaktowy aparat z matrycą APS-C. Recenzenci słusznie podkreślają, że to sprzęt dla tych, którzy wiedzą, czego chcą – nie dla każdego, ale dla tych, którzy cenią mobilność, szybkość i charakter obrazu GR. To zaś może być kluczem do sukcesu. Aparaty nie konkurują o uwagę tylko w swojej bańce. Dzień w dzień każdy nosi przynajmniej jeden w kieszeni – telefon. Zatem potrzeba alternatywy, którą jest równie łatwo zabrać ze sobą i równie łatwo zacząć na niej robić zdjęcia, które nie będą przerywane irytującymi powiadomieniami.
Premiera nadchodzi już w połowie września, co jest miłą niespodzianką. Wcześniejsze doniesienia mówiły o głębokiej jesieni. Wraz z aparatem premierę będzie miał szereg akcesoriów: lampa błyskowa, uchwyt, nakładka na soczewkę i inne.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu