Streaming spodobał się wszystkim. Niektórzy korzystają z niego tak samo nieświadomie, jak niektórzy z rozwiązań w chmurze. Przykład? Znam osoby, według których pliki w Dropboxie magicznie przemieszczają się z urządzenia na urządzenie. Są przechowywane w chmurze? Kto by sobie tym głowę zawracał. Podobnie wygląda rzeczywistość z multimediami w Sieci - istnieje mnóstwo stron, gdzie obejrzymy za darmo lub za niewielką opłatą filmy oraz seriale. Czy określenie "streaming" lub "strumieniowanie" przychodzi wtedy niektórym osobom do głowy? W żadnym wypadku, po prostu cieszą się, że mogą wygodnie obejrzeć film.
Na streamingu polegać nie można
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
I nie ma w tym nic złego. Nie neguję tego, jak wygodnym i przystępnym rozwiązaniem są wszystkie usługi streamingowe. Sam korzystam z wielu z nich każdego dnia, wielokrotnie nawet nie przykładając do tego większej wagi. Dostęp do Sieci uznajemy za coś równie normalnego i powszechnego, jak elektryczność czy bieżąca woda. Nie widzę w tym też żadnych przeszkód, ale kompletne uzależnienie się od tego typu dostępu do treści jest wręcz zatrważające. Podobnie jak wybranie Internetu, jako jedynego środka kontaktu z kimkolwiek. Problemy i awarie się zdarzają, a wtedy okazuje się, że zostajemy kompletnie z niczym, czasem nawet poimo uiszczonych wszystkich obowiązujących nas opłat.
Nie mam tu na myślijedynie najbardziej prozaicznej rzeczy, jaką jest awaryjność łącza internetowego - z roku na rok jest coraz lepiej, choć już kilkukrotnie mój dostawca usług bez żadnych zapowiedzi postanowił przeprowadzić prace konserwacyjne "odłączając mnie od świata". Nic wielkiego się nie stało, bo pracować i komunikować się z kim chciałem mogłem nadal przy użyciu internetu mobilnego. Wtedy jednak zorientowałem się, że decydując się na obejrzenie kolejnego odcinka serialu do obiadu będę musiał poświęcić znaczną część wykupionego transferu. Raz na jakiś czas taka sytuacja nie jest zbyt dużym problemem, ale dzięki temu nieco szerzej na to wszystko można spojrzeć.
Kliknięcie lub dwa to wszystko co potrzebne jest do uruchomienia odtwarzania materiału - czy to na komputerze czy na telewizorze. Jeśli jednak prześledzimy wszystkie elementy całego tego mechanizmu okaże się, że zawodność całkiem sporej części z nich może przysporzyć nam problemów. Najwyraźniej miałem ogromnego pecha, ale w ostatnim czasie doszło do trzech sytuacji, w których pozostałem zupełnie bezradny na to, jak usługi (nie) działały. W pierwszej kolejności chciałbym wspomnieć o automatycznym dopasowaniu jakości materiału w trakcie jego streamowania. Pomimo podjętych wielu prób - ponownego uruchamiania przystawki do TV, restartu routera i reinstalacji aplikacji usługi VOD - nie byłem w stanie wpłynąć na to, że zamiast nawet jakości SD, oglądałem jedynie wielkie piksele. Coraz bardziej prawdopodobne stawało się, że wina leży po stronie usługodawcy, lecz nie przyznał się do tego publicznie i zmarnowałem ponad 2 godziny "walcząc" z usługa, która miała po prostu działać.
W jeszcze innych okolicznościach napotkałem przeszkodę nie do przeskoczenia, gdy serwery usługi najzwyczajniej w świecie odmówiły posłuszeństwa. Niby nic zaskakującego, ale gdy taki seans nie byłby spontaniczny, a w precyzyjny sposób zaplanowany, to pomimo braku winy z naszej strony pozostajemy przed ekranem z rozłożonymi rękami. Gdy jednak usługa funkcje sprawnie, a będziemy mieli pecha, to może się okazać, że w ofercie filmowej czy muzycznej w pewnym momencie zabraknie niektórych treści. Czy będziemy mieli jakąkolwiek możliwość zgłoszenia reklamacji? Zapomnijcie. Jedyne na co usługodawca się narazi to straty wizerunkowe, w mniejszym lub większym stopniu, i nic więcej. Rozpoczynając subskrypcję Netfliksa, Spotify czy gdziekolwiek indziej nie otrzymujemy, jak to się mawia "na papierze", żadnego zobowiązania do ciągłego dostępu do danych treści. Niektóre są tam przez cały czas, w zasięgu naszego kursora, a inne pojawiają się i znikają. Jeden dzień spóźnienia i finału serii oglądanego serialu już nie obejrzymy.
Nie odwrócę się od żadnej z usług, z których regularnie korzystam. Jestem zadowolony z ich oferty i większości przypadków poziomu obsługi użytkownika. Nie zmienia to jednak faktu, że moja "kolekcja offline" także dosyć regularnie się powiększa. Niektóre z pozycji dołączają do niej, gdyż jest to zakup czysto kolekcjonerski, a inne z powodu niedostępności lub utrudnionego lub niepewnego dostępu w usługach streamingowych. Jeżeli ktoś z Was polega tylko na takim sposobie dostępu do treści, to ma do tego pełne prawo. Nie należy jednak zapominać o tym, że w momencie zaprzestania opłacania subskrypcji zostajemy z niczym, a w zdecydowanej większości problematycznych sytuacji nie będziemy mogli czegokolwiek zrobić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu