To, czego słuchamy w pracy często wpływa nie tylko na nasz nastój, ale też - na naszą efektywność. Oto 5 moich porad jak wybrać odpowiednią playlistę.
Być może część z was zdążyła już zauważyć, ale muzyka odgrywa w moim życiu rolę, którą określiłbym jako "ponadprzeciętną". Dlatego też staram się nią otaczać, kiedy to tylko możliwe - w podróży, w domu czy w pracy (chociaż ze względu na pandemię te dwa ostatnie miejsca połączyły się w jedno). I o ile wybór muzyki do podróży czy do przygrywania w tle w czasie wolnym nie jest jakimś wielkim problemem, to zauważyłem, że w moim przypadku to, co włączę w trakcie pracy ma duży wpływ na to, jak szybko i jak efektywnie jestem w stanie wykonać swoje obowiązki. Przez ostatni czas zbierałem swoje spostrzeżenia na temat tego, przy której muzyce pracuje mi się najlepiej, by móc podrzucić wam kilka sugestii i być może - nieco pomóc osobom, dla których problemem jest np. skupienie się na tym, co robią.
Żeby nie było zbyt coachingowo - nie będzie tu mowy o tym, że wybór odpowiedniej muzyki sprawi, że twoja wydajność wystrzeli przez sufit oraz że zmienisz swoje nastawienie do życia. Jeżeli masz pracę, której nie chcesz wykonywać, irytujących współpracowników bądź stresującą atmosferę w pracy, to przykro mi - raczej żadna muzyka ci nie pomoże.
Muzyka do pracy - moich 5 zasad
Jak już wspomniałem, poniższa lista jest moim prywatnym wyborem, ale starałem się stworzyć ją w taki sposób by dzięki nieco zwiększonemu poziomowi ogólności ktoś mógł dopasować te podpunkty także do siebie.
Po pierwsze - słuchaj tego, co już znasz
Kiedy zacząłem pracę w Antywebie myślałem, że research i tworzenie tekstów to idealny moment na to, by "przesłuchiwać" nowe i nieznane wydania. Jak wielu fanów muzyki mam na swojej liście oczekujących wiele zespołów czy całych gatunków, których chciałbym posłuchać, a na które, póki co, jeszcze nie znalazłem czasu. Jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała moje oczekiwania. W momencie, w którym puszczałem nową płytę, która okazywała się być poniżej moich oczekiwań, bardzo często odrywałem się od pracy, by ją zmienić. Jeżeli natomiast była bardzo dobra, to również odrywało moją uwagę, by przyjrzeć się uważnie danemu numerowi bądź znaleźć więcej informacji o samym zespole. W moim przypadku jest to szczególnie niebezpieczne, ponieważ jeżeli znajdę nowy utwór, który bardzo mi się spodoba, łatwo u mnie o dekoncentrację. Podsumowując, jeżeli słuchacie nowych rzeczy jednocześnie pracując, jest duża szansa, że będziecie się mogli skupić tylko na jednej z tych rzeczy. Dlatego warto trzymać się tego, co już znamy.
Po drugie - unikaj piosenek z wyrazistymi motywami
Jako osoba, która przez połowę swojego życia słuchała muzyki, którą najogólniej można byłoby określić mianem hard rock/heavy metal, najczęściej słucham rzeczy, które są mocno "energetyczne". Jednak i tutaj występuje duża różnorodność - niektóre zespoły stawiają bardziej na to, jak dany utwór płynie, a niektóre - nabudowują napięcie aby zrobić podbudowę np. pod pompatyczny refren. Przy wyborze muzyki do pracy zdecydowanie wystrzegałbym się tego drugiego typu, ponieważ czy się chce czy nie, taki chwytliwy motyw refrenowy bardzo łatwo zawalczy o naszą uwagę z czymkolwiek, co akurat robimy. Tutaj specjalistami od tego są zespoły powermetalowe (Powerwolf, Beast in Black, Iron Savior, Helloween etc.) czy współczesne implementacje hard rocka (Airbourne, Texas Hippie Coalition czy polski Nocny Kochanek). Generalnie wszystko to, co mogłoby się znaleźć na playliście na siłownie, przy pracy nie sprawdzi się absolutnie.
Po trzecie - trzymaj tempo
Jeżeli chodzi o tempo utworów, których slucham, to pokrywa ono naprawdę szeroki fragment skali. Od bardzo wolnych, melancholijnych ballad, aż po niesamowicie szybkie, shreddingowe pasaże (chociaż zapewne do tego, czego słucha Paweł Winiarski nie ma to startu). Jak łatwo się domyślić, żadna ze skrajności (przynajmniej w moim wypadku) nie jest dobra. Zbyt szybka muzyka (ponownie) bardzo skutecznie walczy o atencje, natomiast zbyt wolna - nie daje odpowiedniej energii do działania i nie nastraja dobrze do działania. Dla mnie idealną średnią są utwory z przedziału 120-150 bpm. Dla każdego ten przedział będzie inny, jednak tworząc swoją playlistę warto mieć na uwadze, jak szybkie (bądź wolne) numery tam umieszczamy.
Po czwarte - instrumental to nie jest zły pomysł
Brak wokalu w utworze bardzo często dyskwalifikuje go z roli radiowego hitu. Jest jednak duża grupa ludzi, którzy właśnie takie utwory preferują, szczególnie jeżeli chodzi o muzykę filmową. Ja nigdy nie byłem fanem słuchania takiej właśnie muzyki, jednak nie mogę ukryć, że w mojej ocenie utwory instrumentalne zdecydowanie lepiej sprawdzają się jako podkład do pracy. Zapewniają odpowiednią energię, jednocześnie nie będąc aż nadto angażującymi.
Po piąte - dur, nie moll
Rada ta na pierwszy rzut oka może nie być pomocna dla wszystkich, ponieważ po pierwsze nie wszyscy muszą w ogóle wiedzieć o istnieniu skal bądź umieć je na ucho rozróżniać, a po drugie - oprócz skal durowych/molowych jest jeszcze zatrzęsienie innych oraz niezliczona ilość kombinacji. Upraszczając więc, jeżeli szukacie muzyki do pracy, starajcie się wybrać taką, którą możecie opisać jako "radosna", "optymistyczna" bądź "pozytywna". Te przymioty najczęściej właśnie charakteryzują utwory w skali durowej, które moim zdaniem lepiej nadają się do pracy i pomagają dłużej pozostać skoncentrowanym.
Czego więc słuchać? Moja podpowiedź - synthwave
Zapewne podczas czytania tego artykułu naszło was pytanie, czego ja w takim razie słucham w trakcie pracy. Cóż, jeżeli przejrzeć moje playlisty ostatniego czasu, dużo na nim hard rocka z południa Stanów Zjednoczonych (m.in The Cadillac Three, Doc Holliday), klasyków punk rocka w postaci Bad Religion czy klasycznych hair metalowych kapel lat 80' - Dokken, Vixen, Europe czy Autograph. Jednak jakiś czas temu odkryłem gatunek, który moim zdaniem idealnie sprawdza się jako podkład, kiedy chcę się skupić i mieć pewność, że nic mnie nie rozproszy. Jest to synthwave.
Synthwave to, jak sama nazwa wskazuje, muzyka oparta na syntezatorach, które stały się niezwykle popularne w drugiej połowie lat 80'. Jeżeli kojarzycie główny utwór z filmu Scarface, czyli "Push it to the Limit" - to właśnie synthwave. Utwory te zazwyczaj nie mają wokalu, charakteryzują się średnimi tempami, są bardzo melodyczne i jednocześnie - nie rozpraszają. Moim ulubionym motywem jest utwór Lupus Nocte - Howling, którego godzinny loop uruchamiam zawsze, gdy muszę napisać jakiś dłuższy tekst i wiem, że nie mogę pozwolić sobie na rozproszenie uwagi.
Na YouTube jest naprawdę wiele miksów utworów synthwave'owych oraz ich wariacji. Naprawdę warto się z nimi zapoznać i któregoś dnia wypróbować jako podkład. Oczywiście, jestem też ciekawy waszych opinii i porad na temat tego, jak wybór muzyki wpływa na waszą pracę i jakie są wasze porady na temat tego, czego warto słuchać, by pracowało się wydajnie i, przede wszystkim, przyjemnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu