VOD

Musisz iść na Królestwo Planety Małp – to jedna z najlepszych części serii

Patryk Koncewicz
Musisz iść na Królestwo Planety Małp – to jedna z najlepszych części serii
Reklama

Czy małpa i człowiek mogą żyć obok siebie w pokoju?

300 lat po wydarzeniach z Wojny o planetę małp (2017) świat jest zupełnie innym miejscem. Niegdyś uciemiężeni stali się oprawcami, a ci, którzy rządzili Ziemią, ocierają się o wyginięcie. Na zgliszczach starej cywilizacji powstaje tytułowe Królestwo planety małp, a do miana króla aspiruje ambitny Proxmius, z całego serca nienawidzący odchodzących w niepamięć ludzi. Pogoń za władzą i niestrudzona ambicja zbliżają go jednak niebezpiecznie blisko do tych, których poprzysiągł zwalczać.

Reklama

Hierarchia, podział klanowy i twarda pięść, czyli zasady rządzącem małpim światem

Królestwo planety małp to najnowsza część serii filmów o burzliwym konflikcie między ludźmi a naczelnymi, której historia sięga końcówki lat 60. ubiegłego wieku. Akcja przenosi widza do odległej przyszłości, w której wytworzony przez ludzi wirus obrócił się przeciwko stwórcom. Człowiek zatracił zdolność mowy i przestał okupować najwyższe miejsce w łańcuchu pokarmowym. Jego miejsce zajęły inteligentne małpy, które ludzkość traktują jak pieśń minionych wieków – rasa panów została zdegradowana do roli szkodnika, zupełnie zepchniętego na margines ekosystemu.

W świecie zdominowanym przez małpy rządzi hierarchia, podział klanowy i twarda pięść. Nie oznacza to jednak, że te najbliższe ludziom zwierzęta nie są w stanie stworzyć dobrze prosperujących społeczności. To właśnie bohaterowi jednej z nich – konkretniej przedstawicielowi Klanu Orłów – towarzyszyć będziemy od pierwszych scen na ekranie. Noa (w jego roli Owen Teague) to syn przywódcy małpiej familii, którego los popycha w stronę scenariusza z najgorszych koszmarów. Nie dość, że jego wioska zostaje napadnięta przez agresywnych podwładnych Proximusa, to na domiar złego drogi krzyżują mu się z tajemniczą kobietą – a kontakt z człowiekiem, to ostatnie, o czym małpa marzy. Zanim jednak przejdziemy dalej, musimy wyjaśnić, kim jest Proxmius.

Świetni bohaterowie i wciągająca historia

Jeśli kiedykolwiek miałeś do czynienia z filmami z serii Planeta Małp to zapewne postać Caesara nie jest Ci obca. Ta legendarna małpa doprowadziła do słynnej rewolucji, która zdziesiątkowała ludzkość, a te czyny sprawiły, że po trzech stuleciach Caesar stał się niemalże postacią mityczną. Z wielkimi myślicielami często bywa tak, że ich nauki są przeinaczane i wykorzystywane do podłych celów – nie inaczej jest tym razem. W Królestwie planety małp mało kto już pamięta, że Caesar pragnął pokoju między ludźmi a małpami. Zamiast tego jego imię powiewa na sztandarach tych, którzy człowieka chcą całkowicie wyplenić, a jego technologię wykorzystać do podbicia słabszych klanów.

Stojący na czele Klanu Masek Proximus legendarną postać upodobał sobie najbardziej. Charyzmatyczny przywódca twierdzi, że to właśnie on jest nowym uosobieniem Caesara – do tego stopnia, że przyjmuje nawet jego imię. Noa w towarzystwie kobiety nazwanej przez małpich kumpli Nova (Freya Allan) i uroczo sympatycznego Gibona Raki spróbuje stanąć mu na drodze i uratować więzionych członków Klanu Orłów.

Przyznam, że nie spodziewałem się po Królestwie planety małp wybitnej historii, oczekując za to wizualnej uczty – cóż, pomyliłem się podwójnie. Film w reżyserii Wesa Balla może bowiem nie tylko pochwalić się dobrze przemyślanym scenariuszem, ale też świetnie rozpisanymi postaciami. Fakt, dystopijny świat pełen zarośniętych bujną roślinnością budynków, pełniących rolę ostatnich świadków ludzkiej cywilizacji, to nic nowego, ale perspektywa odległej przyszłości, w której człowiek pełni rolę egzotycznej ciekawostki, jakoś chwyta za serce i skłania do refleksji.

Ta wizja świata nie robiłaby tak dużego wrażenia, gdyby nie wspomniani wcześniej bohaterowie. Niemalże każdy z nich wyrazisty i targany skrajnymi emocjami, które udzielają się widzowi. W tym miejscu na szczególne brawa zasłużył Peter Macon, czyli odtwórca roli Raki. Ten przepełniony szczerą wiarą w nauki Caesara gibon jest jednym z ostatnich światełek dobroci i bezinteresowności w świecie zdominowanym przemocą. To także postać niewątpliwie komediowa, która nie raz wywoła u Was uśmiech na twarzy, a jeśli nieobca jest Wam empatia, to prawdopodobnie także i ukłucie wzruszenia.

Wizualne rozczarowania przykryte dynamiczną akcją

Nieco gorzej jest zaś ze stroną wizualną. Nie zrozumcie mnie źle – Królestwo planety małp to film, który potrafi być piękny, ale to bardziej kwestia epizodów, a nie stałego poziomu. Na plus bliskie kadry, zwłaszcza te ukazujące świetnie odwzorowane emocje na twarzach małp – nieźle wyszły też sceny walk. Problematyczne bywają jednak dalekie kadry, ukazujące ruiny miast, zamienione w bujną dżunglę. Przyroda w Królestwie planety małp wydaje się jakaś taka… niezaopiekowana – żeby nie użyć słowa tania. CGI tu i ówdzie kłuje w oczy, ale nie chce, żebyście tratowali to jako przesadne narzekanie – jest znośnie, ale po takiej produkcji oczekiwałem więcej.

Reklama

Nawet jeśli dostrzeżecie niedociągnięcia wizualne, to nie będzie okazji na zbyt długie zawieszanie oka, bo film dynamicznie pędzi przed siebie i wartka akcja dominuje tu nad scenami dialogowymi. Nie ma więc czasu na znużenie, a niespełna dwie i pół godziny przed ekranem mija szybciej, niż można się spodziewać.

Nie jestem fanem tego uniwersum, ale z kinową salę opuszczałem usatysfakcjonowany. Królestwo planety małp ma w sobie bowiem kilka uniwersalnych cech, które zadowolą większość widzów – świetnych bohaterów, dynamiczną akcję i całkiem nieźle napisaną historię, a wszystko to okraszone względnie przyjemnymi dla oka kadrami. W aktualnym sezonie ogórkowym to must have dla sympatyków mainstreamowego kina. Przekonajcie się sami – polska premiera Królestwa planety małp już w ten piątek

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama