"Maniac" to nowy serial na Netflix, który podzieli widzów, bo albo zachwycicie się jego pokręconą fabułą, albo nie będziecie mieli ochoty wnikliwie oglądać każdego odcinka, by móc zgadywać, co twórcy mieli na myśli. A mieli bardzo dużo.
Można zwariować! Nowy serial Netfliks zachwyci albo rozczaruje - przekonajcie się sami
Emma Stone i Jonah Hill zawitają na waszych niewielkich ekranach, jako nierozłączona para bohaterów - ale nie od samego początk. Ona zmaga się z trudnymi relacjami wewnątrz rodziny, on cierpi na psychiczną chorobę, z którą stara się walczyć od wielu lat. Obydwoje żyją w ciekawym świecie, którym rządzą reklamy. Wszędobylskie banery i towarzyszący ludziom na ulicy "akwizytorzy" sprawiają, że codzienność staje się trudniejsza, niż być powinna, ale widzę w tym też jakiś urok, bo odnoszę czasem wrażenie, że twórcy serialu chcą w ten sposób pokazać nam, jak branża marketingowa z internetu wyglądałaby w realnym świecie. To byłoby straszne. Brak kilku drobnych na papierosy czy bilet na metro moglibyśmy sobie zrefundować gościem, którego nazywa się "AdBuddy" - akwizytor chodzi za nami krok w krok i opowiada reklamy. Czy bylibyście skłonni wypróbować coś takiego?
A to tylko wierzchołek góry lodowej tego, co w mniej realnym świecie doświadczą nasi bohaterowie. Na eksperymentalne leczenie do Neberdine Pharmaceutical and Biotech zgłaszają się z bardzo prozaicznego powodu - nie da się ukryć, że Annie Landsberg i Owen Milgrim potrzebują gotówki. Mieszkańcy Nowego Jorku mają pod górkę, a mieszanina problemów finansowych z wymagającymi relacjami z bliskimi oraz strachem przed odrzuceniem powodują, że taka terapia wygląda na coś w rodzaju odskoczni od mrocznej rzeczywistości. Już od samego początku powstaje między nimi nietypowa więź, która pomimo usilnych prób otoczenia zawsze znajduje sposób na odnalezienie drugiej osoby. I to w takich okolicznościach, że czasem trudno wam będzie zrozumieć, co dzieje się na ekranie, a poskładanie następujących po sobie wydarzeń będzie nie lada wyzwaniem.
Duży wpływ na to ma też oprawa wizualna "Maniac", która po prostu zachwyca. Netflix nie po raz pierwszy nie szczędzi pieniędzy na efekty specjalne, które tutaj często są efektami praktycznymi, a to pozwala w jeszcze większym stopniu docenić starania twórców. Za kamerą stanął bowiem Cary Fukunaga, który nakręcił 1. sezon "Detektywa". Na marginesie dodam, że to właśnie on wyreżyseruje nowego 25. Bonda. Brak pośpiechu i przywiązanie do szczegółów widać na każdym kroku - uwielbiam cieszyć oczy dobrymi kadrami i ciekawymi ujęciami. Złośliwi mogą powiedzieć, że "Maniac" będzie trapić ten sam problem, który tyczył się "Altered Carbon" - obydwa seriale mogą zostać uznane za przepiękne wizualnie, ale fabularnie nie potrafiące sprostać oczekiwaniom.
"Maniac" już na zwiastunie wygląda nieco chaotycznie, ale w tym nieporządku czujny widz będzie w stanie się odnaleźć. Nie chcę, by zabrzmiało to zbyt górnolotnie, ale cały serial można przedstawić jako odwzorowanie ludzkich myśli w stosunku 1:1 - nam też zdarza się błądzić, mieszać wątki, a czasem koncentrować tylko na jednej konkretnej sprawie. Patrick Somervile stworzył wymagający dla twórców oraz odbiorców scenariusz, a Fukunaga przekuł go w wizualne arcydzieło. Po seansie "Wariata" chyba nie odważę się sięgnąć po norweski oryginał.
A teraz możecie zrobić tylko jedno - włączcie pierwszy odcinek i dopiero po jego ukończeniu odpowiedzcie sobie na pytanie, czy chcecie wyruszyć w tę psychodeliczną podróż z Annie i Owenem. Zaręczam, że będzie sporo niespodzianek, ale nie wszystkie okażą się oczywiste i łatwe w odbiorze. To nie jest serial, który oglądacie do obiadu odpływając myślami do następnych czynności.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu